„A więc wojna! Z dniem dzisiejszym wszelkie sprawy i zagadnienia schodzą na plan dalszy. Całe nasze życie, publiczne i prywatne przestawiamy na specjalne tory, weszliśmy w okres wojny. Cały wysiłek narodu musi iść w jednym kierunku. Wszyscy jesteśmy żołnierzami. Musimy myśleć tylko o jednym – walka aż do zwycięstwa!”.
Nie tylko radiowy komunikat…
Taki właśnie komunikat Polskiego Radia usłyszeli Polacy 80 lat temu, gdy 1 września 1939r. III Rzesza Niemiecka bez formalnego wypowiedzenia wojny rozpoczęła zbrojną agresję przeciwko II Rzeczypospolitej. Była dokładnie godzina 6.30, gdy spiker stacji Warszawa I Zbigniew Świętochowski zamiast porannej audycji przekazał informację o agresji. Chwilę później na antenie rozległ się głos aktora Józefa Małgorzewskiego, którego na zlecenie Sztabu Generalnego Wojska Polskiego nagrano na płycie kilka dni wcześniej, na wypadek, gdyby najczarniejszy scenariusz spełnił się…
Gdy nagrany głos aktora przekonywał Polaków, że celem jest „walka aż do zwycięstwa”, już od kilku godzin trwały działania wojenne na lądzie, morzu i w powietrzu. Najczęściej przywoływanym we wspomnieniach pierwszym doświadczeniem wojennym, zarówno przez wojskowych jak i cywilów, był zaskakujący huk silników niemieckich samolotów, obraz nieznanych maszyn na polskim niebie ze skrzydłami oznakowanymi czarnym krzyżem, wycie syren i świst spadających bomb…
Co było pierwsze?
Przez dziesięciolecia w zasadzie nie mieliśmy wątpliwości, że pierwsze strzały spadły na Westerplatte. Ale od kilku lat trwa dyskusja, czy wcześniej niemieckie bomby nie spadły na Wieluń? Wbrew pozorom rozstrzygnięcie tej kwestii nie wydaje się najistotniejsze. Ważniejsze może być symboliczne znaczenie tych wydarzeń. Bo cokolwiek byśmy mówili o próbach dekonstrukcji mitu niezłomnych obrońców Westerplatte, to miejsce na zawsze już będzie uosabiać uporczywe trwanie na wyznaczonej linii obrony na przekór wcześniej wyznaczonym terminom. Tych siedem dni, podczas których – zamiast planowanych kilkunastu godzin – obrońcy półwyspu nie poddawali się, pomimo rosnącej świadomości, że przecież oczekiwana odsiecz nie nadejdzie, nabrało symbolicznego wymiaru dla całej naszej walki o niepodległość w latach 1939 -1945. A może także swoistą zapowiedzią postaw Polaków po zakończeniu działań wojennych w Europie?
Z kolei zrównanie z ziemią przez niemieckie lotnictwo niewielkiego Wielunia, gdzie nie było żadnych jednostek wojskowych ani urządzeń militarnych to preludium totalnego charakteru wojny, podczas której totalitarny agresor stawiał sobie za cel także wyniszczenie ludności cywilnej. W jej wyniku Polska poniosła największe procentowo straty demograficzne, tracąc około 6 milionów mieszkańców, czyli ponad 22% obywateli!
Totalitarny agresor czy agresorzy?
Pytanie wyżej postawione wciąż nosi w sobie aktualny kontekst. Niemcy (nawet jeśli współcześnie tak łatwo i bezrefleksyjnie zastępujemy ich określeniem „naziści”) nie budzą wątpliwości, jako główny agresor tej wojny. Towarzyszące im oddziały państwa słowackiego – utworzonego ledwie kilka miesięcy wcześniej z łaski Hitlera i od III Rzeszy całkiem zależne – wypadają z naszej pamięci pewnie dlatego, że bez decyzji Berlina, nigdy by przeciw Polsce nie wystąpiły.
Co jednak ze Związkiem Sowieckim, który stał się niemieckim sojusznikiem jeszcze zanim zaczęły przemawiać armaty? W świadomości dzisiejszego świata widzi się w Moskwie stolicę państwa, które pokonało „nazizm” w 1945r. a nie totalitarnego imperium, które 17 września 1939r. dołączyło do wojny przeciwko Polsce… Najgorzej, że i sami spadkobiercy ówczesnego ZSRS nie potrafią dostrzec zbrodni przeciwko pokojowi ani w układzie Ribbentrop – Mołotow ani w jego wrześniowej realizacji…
„Nie oddamy ani guzika”
Duma Polaków z własnego państwa, poczucie siły i potęgi, zgodnie z którym mieliśmy Niemcom „nie oddać ani guzika” – to wszystko zostało we wrześniu 1939r. wystawione na ciężką próbę. Niemiecki blitzkrieg ujawnił słabość polskiej armii, opuszczenie kraju przez naczelne władze Rzeczypospolitej łatwo było nadinterpretować jako „ucieczkę”. Mołotow drwił, że „pokraczny bękart traktatu wersalskiego” przestał istnieć. Mówiono o niewłaściwie dobranych sojusznikach, o „operetkowej armii”, która „z szabelką na czołgi”… Ale może spójrzmy na kampanię wrześniową w porównaniu z innymi operacjami podjętymi przez Niemcy? Choćby z kampanią francuskiej (1940r.) i początkiem wojny niemiecko-sowieckiej (1941r.). Może wtedy ujrzymy Wrzesień`39 we właściwych proporcjach?
Waldemar Brenda