Demiurg to istota boska, stwarzająca byt materialny. Tyle z mitologii. W polityce to ktoś oddziałujący na rzeczywistość, o silnym, zakulisowym wpływie na ludzi, faktycznie sytuujący się ponad nimi i niekoniecznie przejmujący zasadami, którymi chciałby ich związać. Tyle mojej interpretacji. A Roman Graczyk nadając taki właśnie tytuł biografii Adama Michnika jakby przyjął odnośnie swego bohatera podobny punkt widzenia.
Adam Michnik… Pamiętam, gdy był na ustach wszystkich – łącznie z moimi własnymi – jako nie tylko symbol oporu wobec komunistów i stanu wojennego, ale także faktyczny jego uczestnik i konstruktor. I pamiętam, jak „wszyscy” emocjonalnie reagowali, gdy – z perspektywy wcale nie komunistycznej – podnosiły się znaki zapytania.
Trochę ten nastrój egzaltacji przeniósł się na czas, gdy rodziła się III Rzeczypospolita, ale z każdym rokiem wątpliwości było coraz więcej, a entuzjastycznie nastawionych „wszystkich” coraz mniej. O tym właśnie opowiada świetna książka Graczyka.
Żeby była jasność: Roman Graczyk nie jest odbrązawiaczem Michnika, ani tym bardziej jego apologetą. Nie ukrywa, że sam „Adasiowemu” urokowi mocno kiedyś ulegał. Ale stara się zbliżyć do prawdy o jednej z najważniejszych publicznych postaci w naszej najnowszej historii (i współczesności). I robi to niczym pionier wkraczający na grunt do niedawna nie tylko mało znany, co wręcz… zastrzeżony?
Pisze o żydowskim pochodzeniu i walterowskiej przeszłości. O zdolnościach intelektualnych i umiejętnościach manipulacyjnych. O marzeniach i twardej politycznej rzeczywistości. O skłonnościach do pozyskiwania „wielkich” tego świata i pozbywania się niepotrzebnych „maluczkich”. O osobistych i politycznych ambicjach. O zasługach i przywarach. O „ludziach honoru” w milicyjnych mundurach, oddziaływaniu na rzeczywistość minionego trzydziestolecia za pomocą „Gazety” i o tym, na ile dziś rzeczywiście redaktor naczelny na samą „Gazetę” ma wpływ.
Autor obficie cytuje opinie wielbicieli i krytyków Michnika, ludzi przez niego odtrąconych i tych, którzy sami odeszli. Pokazuje trochę dramat tej ciekawej postaci i jej absolutną niejednoznaczność. Łącznie z tym, jak jego teksty z niemalże „objawionych” powoli zaczynały się stawać moralitetami zbudowanymi z pustosłowia (to już nie bezpośrednio Graczyk, to raczej moja interpretacja Graczyka).
Oczywiście, sporo mi w tej książce brakuje. Na przykład zbyt łatwo i bez przekonania autor się prześlizgnął po problemie rozstania rodziców Michnika z komunizmem.
Za mało też o przejmowaniu „Gazety” przez Michnika z rąk „Solidarności”. Czasem z kolei uwiera jakieś niepotrzebne zdanie, jak to o parasolu ochronnym opozycji nad Kościołem w schyłkowym PRL. Zwrócił na to niedawno uwagę ks. Jan Rosłan w teście pt. „Kto trzymał parasol?” opublikowanym na łamach majowej „Debaty” (nr 5/2021). Polecam ten tekst! Uwagi pewnie można mnożyć, zostawiam to jednak specjalistom od tej tematyki.
Ja sam przeczytałem książkę Romana Graczyka z ogromnym zainteresowaniem. Po przewróceniu ostatniej stronicy było tak jak lubię… pomyślałem mianowicie, że chętnie przeczytałbym coś jeszcze.
Waldemar Brenda