Potyczka na dworcu kolejowym w Lesznie – tego dnia do jadącego w pociągu Feliksa Lisa szeptem zwróciła się kobieta (Zofia Rojuk), która jechała razem z nim i żołnierzami sowieckimi w przedziale. Poinformowała go, że została sprzedana razem z dzieckiem przez męża za butelkę wódki. Sowieci dziecko zostawili na jednej ze stacji, a ją wiozą do jednostki.
Lis poinformował o tym obsługę pociągu oraz dyżurnego ruchu, którzy próbowali interweniować u sowietów w tej sprawie, lecz bez rezultatu. Następnie kolejarze poinformowali telefonicznie o tym wydarzeniu stacje w Lesznie, gdzie interweniować próbował miejscowy funkcjonariusz milicji kapral Zygmunt Handke, który musiał odpuścić po tym jak sowieci wycelowali w niego broń. Handke zaalarmował leszczyński garnizon Wojska Polskiego. Wkrótce na dworcu pojawili się wezwani żołnierze w sile 16 ludzi pod dowództwem podporucznika Jerzego Przerwy, który mimo młodego wieku miał już doświadczenie bojowe. Brał udział m.in. w szturmie na Berlin, a za udział w wojnie otrzymał sześć odznaczeń. Wcześniej wyjaśnił żołnierzom jak mają się zachować w przypadku starcia oraz przed wejściem do hali kazał im załadować broń. Na dworcu nakazał usunąć cywili z hali, którą następnie obsadził swoimi żołnierzami, po czym udał się do wartowni Straży Ochrony Kolei na rozmowę z dowódcą jadących pociągiem sowietów kapitanem Sokołowem.
Doszło do starcia, w którym zginął na miejscu szeregowy Michajłow, a major Kudriawcow i kapitan Wachnij odnieśli ciężkie rany i zmarli wkrótce potem w szpitalu, pięciu innych żołnierzy radzieckich (m.in. porucznik Zażygin oraz strzelcy Izmogenow i Wieńcz) odnieśli lżejsze rany. Z żołnierzy polskich prawdopodobnie żaden nie zginął, ani nie odniósł ran. W śledztwie przyjęto wersję Rosjan jakoby zostali zaatakowani podczas snu, a sami nie użyli broni palnej. Było to oczywiście kłamstwo, gdyż ślady po kulach ewidentnie świadczą, że strzelały obie strony, poza tym były tam kule od broni automatycznej, której Polacy nie użyli.
Z 16 żołnierzy plutonu przed sądem postawiono tylko czterech: dowódcę, ppor. Jerzego Przerwę, oraz kanoniera Władysława Łabuzę, kaprala Wiesława Warwasińskiego i kanoniera Stanisława Stachurę. Rozprawa odbyła się z pogwałceniem zasad uczciwego procesu. Nie przesłuchano Zofii Rojuk, nie uwzględniono zeznań świadków mówiących, że to Rosjanie pierwsi otworzyli ogień; zignorowano też ekspertyzę rusznikarską.
Czterej żołnierze postawieni przed sądem zostali skazani na karę śmierci przez rozstrzelanie. Skazani wystąpili z prośbą o ułaskawienie, lecz Prezydent RP Bolesław Bierut skorzystał z niej tylko w przypadku Stanisława Stachury, zamieniając mu karę śmierci na 15 lat pozbawienia wolności. Pozostali skazani zostali rozstrzelani następnego dnia.
Nie wiadomo czy porwana Zofia Rojuk po incydencie została uwolniona.
źródło: historykon.pl