Gdy jakiś czas temu przyznałem się znajomemu, ze właśnie czytam „Nadberezyńców”, zareagował pytaniem, czy to takie bardziej nam współczesne „Ogniem i mieczem”? Zdecydowanie zaprzeczyłem podobnemu skojarzeniu książki i równocześnie zacząłem szukać w myślach innych literackich analogii. No i faktycznie, wielu można tu wyliczać geniuszy polskiej literatury…
Znalazłby się tu „Pan Tadeusz” Adama Mickiewicza i Orzeszkowej „Nad Niemnem”, głównie ze względu na opowieść o polskiej kresowej szlachcie zaściankowej, a w tym pierwszym przypadku także przez obraz utraconej Ojczyzny, odtwarzany z oddali…
Natomiast przewijająca się na kartach książki więź z przyrodą, te odmiany pór roku, cudne opisy leśnego, puszczańskiego świata, te prace polne i gospodarskie wyznaczane rytmem pór roku, te obyczaje – przywodziły na myśl „Chłopów” Reymonta.
W opisach potyczek, walk i zajazdów, które niemal zawsze wiązały się jakimiś podstępnymi fortelami – faktycznie pobrzmiewało dalekie echo krotochwil imć Pana Zagłoby…
A gdy czyta się dialogi zbudowane z różnych odcieni polsko- białoruskiej mowy, z naciskiem na „polską” lub „białoruską” w zależności od chronologii lub wsi, zaścianka, regionu, z którego wywodzą się uczestnicy; gdy odczytuje się w kolejnych partiach książki, jak się tamtejsza polskość budziła z letargu w początkach XX wieku, jak dojrzewała do walki i bohaterstwa, jakie przechodziła rozterki i wątpliwości w czas bolszewickiej rewolucji… gdy czyta się, co stanowiło o tej polskości (wiara katolicka), o relacjach z białoruskimi mużykami, to widzę w powieści Czarnyszewicza, wydanej po raz pierwszy w 1942r., niemal jakieś obserwacje socjologa, a może raczej antropologa, w swej tożsamościowej warstwie o kilkadziesiąt lat wyprzedzające niektóre wątki, na które kiedyś natrafiłem w opracowaniu naukowym „Kołchoźnicy” Anny Engelking, wydanym w 2012r. i dotyczącym tego samego regionu, ale nieco innych spraw i czasów.
Nie piszę o tych skojarzeniach towarzyszących lekturze powieści Floriana Czarnyszewicza, by na siłę szukać jego literackich inspiracji. Raczej po to, by pokazać bogactwo tego książkowego debiutu, jego wielowątkowość i gigantyczny rozmach. Umieścić tę powieść wśród fundamentów polskiej klasyki, z zaznaczeniem jednak, żeby się tym zestawem „lektur szkolnych” absolutnie nie przerażać. Bo proza Czarnyszewicza nie ma w sobie nic z tej szacowności, która na wyrost (i często przedwcześnie) nas odstręcza, zanim jeszcze weźmiemy ją do ręki.
Ta książka to epopeja polskich losów znad Berezyny spisana w Argentynie podczas ostatniej wojny przez międzywojennego emigranta, który swą ojcowiznę stracił wraz z pokojem ryskim w 1921r., gdy część dawnej Rzeczypospolitej pozostała w Sowietach wraz z jej polskimi mieszkańcami.
Finezja opowieści, jej czasowa rozległość rozciągnięta między pierwszą dekadę XX w. i wojnę z bolszewikami, silne wątki autobiograficzne, głębia spostrzeżeń, błyskotliwość narracji, przygodowa dynamika akcji, humor, wyrazistość postaci, wątek romansowy, dramaturgia… ileż można by tu jeszcze wymieniać czynników, które sprawiły, że trudno mi było oderwać się od lektury już po przewróceniu kilku pierwszych stron tej obszernej powieści.
Tak. Wielkie dzieło, które dopiero niedawno przywrócono naszej kulturze. W Polsce po raz pierwszy wydane dopiero w 1991r., przez Fundację Inicjatyw Społecznych w Lublinie, po raz drugi podjęło się tego przedsięwzięcia w 2010r. zasłużone wydawnictwo „Arcana”. Od tego czasu książki Czarnyszewicza zaczęły się pojawiać na rynku czytelniczym, trzy kolejne tytuły tegoż autora ukazały się m.in. w wydawnictwie LTW. Wciąż jednak potrzeba upowszechnienia rozpoznawalności zarówno poszczególnych tytułów, jak i samego autora.
W jakimś zakresie próbuje się do tego przyczynić m.in. Instytut Pamięci Narodowej. Przykładowo w listopadzie 2017r. prezentował wystawę o Czarnyszewiczu podczas I Podlaskiego Kongresu Pamięci Narodowej w Białymstoku. Kilka miesięcy później ta sama wystawa trafiła na Przystanek Historia IPN w Grodnie na Białorusi. Czarnyszewiczowi poświęcono również sporo uwagi w jednym z tomów nowej serii wydawniczej IPN „Literatura i Pamięć” („Dzieje najnowsze w literaturze polskiej. Szkice o współczesnej poezji i prozie”, red. Antoni Buchała, IPN, Fundacja Rozwoju Systemu Edukacji, Warszawa 2019) oraz w grze edukacyjnej „ZnajZnak. Kresy” (Warszawa 2019). Natomiast Instytut Literatury wydał opracowanie Ireneusza Staronia i pauliny Subocz – Białek pt. „Nostalgiczna pieśń powrotu. O twórczości Floriana Czarnyszewicza” (Kraków 2020).
A więc sięgajmy do wszystkie książki Czarnyszewicza i o Czarnyszewiczu. Tym razem „zachęcam!” to za mało. A przynajmniej „Nadberezyńcy” to lektura obowiązkowa!
Waldemar Brenda
PS. Na marginesie warto wspomnieć, że brat Floriana – Feliks to dziadek wokalisty zespołu rockowego „Aerosmith” Stvena Tylera i pradziadek znanej aktorki Liv Tyler.