Redakcja Deb-Wyb. Sekcja Pióropałkarzy
Strażnik wartości
Cisza w redakcji Wyb-Deb była przejmująca. Kursik grzebał w Internecie, a Soszka przygnębionym wzrokiem gapił się w okno.
– I co, śnieg pada – Soszka nostalgicznie mruknął pod nosem.
– Co mruczysz? Zobacz mam coś wreszcie, mam – Kursik wyraźnie ożywił się – W Wałbrzychu Naszyści za łby się wzięli, ponagrywali się i teraz do sieci puszczają. Super historia, zobacz, posadki sobie załatwiali, wycinali się, na końcu o kasę się pokłócili.
– Już mnie to nie rusza, zawsze to mówiłem. Do władzy to tylko szumowina idzie, a co najgorsze nikt mnie nie słucha, wszyscy mnie olewają – Soszka ostanie słowa mówił już podniesionym głosem.
– Ja Ci też tyle razy tłumaczyłem! Że mnie olewają – to się nie dziwię, ja Wyb-ka jestem, wiadomo dla kogo gramy i kto nas czyta. Naszyści to nasz wróg śmiertelny. Płacą nam, żeby ich stale grillować. Ale Ty? Co niby na styropianie chwilę poleżałeś i ciągle się na to powołujesz. Kręcisz się z nimi, a wszystko im zawdzięczasz, po ordery do nich chodzisz, w tym radyjku Cię trzymali zupełnie niepotrzebnego pięć lat, wszędzie, gdzie byłeś syf po sobie zostawiłeś. Srasz do własnego gniazda! – Kursik wszedł na wysokie obroty.
– Oj Kursik uważaj! Ja zawsze prawdy szukam i nie mogę patrzeć na to co oni robią – Soszka wstał od biurka.
– Prawdy, dobre! Ty prawdę to po góralski piszesz, ćwierć prawda, półprawda i gówno prawda. Jakieś info i zaraz komentarzyk, objaśnienia, kilka pytań, żeby podkręcić temat. Czekasz tylko jak Ci jakiś podpierdalacz coś przyniesie i wtedy żyjesz, wtedy masz podnietę. Dokładnie tak jak Urban. A no jeszcze te komentarzyki. To się kręci. Połowę z nich to chyba sam piszesz – Kursik mówił twardym głosem.
– Walczę o wartości! – Soszka już krzyczał.
– A komuś, coś pomogłeś? Jakąś sprawę załatwiłeś? Wartości uratowałeś? Czy tylko dymu narobiłeś, a dzięki temu tekścik powstał – Kursik nie ustępował.
– Słuchaj Kursik! Ty nie rozumiesz, że jeżeli nas olewają – to demokracji i wolności nie ma. Nie ma, rozumiesz? Nie ma – Twardo wycedził Soszka – Popatrz na nich wszystkich: karierowicze, przekrętacze, mierni, bierni, ale wierni, obsiedli stołki. A tylu jest mądrych, porządnych ludzi. Zrobiliby porządek. Nie dopuszczają ich. Mi się to nie podoba. Na to się nie zgodzę! – Soszka posumował.
– No to dawaj tych mądrych, porządnych co ich dopuścić nie chcą, a oni chętnie by porządzili. Dawaj tę listę. Jak się jakiś krzykacz, albo pieniacz, obudzony nieudacznik pojawi – to już ogłaszasz go ostatnią nadzieją białych i klakę mu robisz. Ostatnio twoimi faworytami byli Grzywa i Macierzysty, ale teraz już ich nie lubisz, chociaż i tak trzymają Ciebie na pasku, wszystko co możesz to się trochę podąsać. Wczoraj to chyba Późnego przypomniałeś, co do Prezesa lata temu pisał, że Kowal niedobry i ze swoja kamarylą rządzi. Ten to dopiero materiał na przywódcę – same sukcesy w życiu odniósł na dwóch kontynentach. Zresztą jak napisał – to zaraz zaginął w akcji, taki był aktywny! – Kursik był bezlitosny.
– Ja Jestem stróżem wartości! Będę pisał, będę walczył, nigdy się nie poddam. Dokąd ja jestem, jest demokracja i wolność, wartości! – Soszka jakby recytował w ekstazie.
– No dobrze. Ja to rozumiem – stonował Kursik – Wartości, demokracja, wolność, ale kto powinien rządzić?
Energicznym krokiem do redakcyjnego pokoju wkroczył Wydawca.
– Redaktory słyszę, że ostra dyskusja idzie, żebym was rozdzielać nie musiał! Co się dzieje?
– Jak zawsze, kto ma rządzić się zastanawiamy – pojednawczym tonem odpowiedział Kursik.
– Ciekawe… i co wam wyszło? – Wydawca wyprostował się, wysunął pierś do przodu, uniósł głowę, podszedł do okna i spojrzał w dal.
Kursik i Soszka wymienili spojrzenia za plecami Wydawcy. Soszka kiwał przecząco głową, Kursik zakrył dłonią oczy.
– Mówcie, mówcie kogo widzicie…
Po chwili ciszy Wydawca powtórzył pytanie.
– Szefie no… – Soszka i Kursik zaczęli jednocześnie.
Wydawca odwrócił się i spojrzał na nich wyczekująco.
– Jeden może by się znalazł… – Soszka zaczął niepewnie – Ale nie, i on się nie nadaje.
W redakcyjnym pokoju zapadła cisza. Kursik spuścił oczy, a Soszka zaczął palcami miętolić usta.
– No tak… wolność słowa najważniejsza! – Wydawca wycedził przez zęby i szybko wyszedł z pokoju
Kotek Mruczek
(przeciągnął się leniwie na parapecie redakcyjnego okna)