Jak co roku o tej porze w mediach pojawiają się informacje o tzw. paragonach grozy. Z reguły „paragonem grozy” określa się zawyżone (wg tychże mediów) ceny za usługi gastronomiczne w znanych restauracjach lub nieznanych smażalniach ryb. O ile nie warto pochylać się nad „nieszczęściem” lokalnej celebrytki, która chcąc się wylansować idzie do najmodniejszej restauracji w Warszawie i histeryzuje po otrzymaniu rachunku za ośmiorniczki, o tyle nazwanie „paragonem grozy” rachunku na 6 zł polskich jest już warte uwagi.
Odpowiedź na pytanie, czy naród zgłupiał do tego stopnia, że wymaga darowizny od restauratora, czy też, że redaktory z gazety zwanej w pewnych kręgach szmatławcem nie mają o czy pisać pozostawiam państwu.
A oto opis tej „pełnej grozy” opowieści:
Jedna z matek podzieliła się z nami historią „paragonu grozy”, który otrzymała za wrzątek dla dziecka. Podróżniczka przyznała, że koszt zwykłej wody bardzo ją zdziwił i jednocześnie oburzył. Gdyby wiedziała, że aż tyle to kosztuje, to wzięłaby ze sobą termos.
Pewna turystka przebywa wraz z rodziną na urlopie w górach. Swój wolny czas spędzają głównie na stoku narciarskim. Podczas jednego z dni urlopowych, po wyczerpujących aktywnościach, matka chciała zakupić dla swojego dziecka wrzątek, który potrzebny był jej do zrobienia napoju. Po otrzymaniu rachunku kobieta była zaskoczona kwotą, która widniała na paragonie.
Wrzątek wyceniono na 6 złotych, co niezwykle oburzyło matkę, przez co zaczęła dyskutować ze sprzedawcą. Mężczyzna odpowiedział klientce następująco:
Droga pani, co pani myśli? Kubek kosztuje, woda też, a do tego jeszcze podgrzanie i samo podanie.
Matka nie kryła zażenowania odpowiedzią i podkreśliła, że to „absurd”.
Jestem w szoku. To jest jakiś absurd. Tyle pieniędzy za wodę? Mogłam wziąć termos. Jestem wściekła! – zaznaczyła. Trzeba przyznać, że to prawdziwy „paragon grozy”.
I pomyśleć , że przed wojną taka sytuacja wyglądała całkiem inaczej:
Po skończonym ładowaniu w Stambule zszedłem do baru napić się wody sodowej. Przy barze stał stary Żyd w czarnym chałacie, z ogromną siwą brodą.
– Proszę pana! – mówi do barmana – pan da mnie troszeczkę „goroncej” wody!
– Panie – odpowiada barman – przecież widzi pan, że tutaj jest bar.
– Uj, szkoda panu dać dla starego Żyda troszkę „goroncej” wody? Pan chce, żeby stary Żyd umarł bez wody?
Barman nalewa szklankę gorącej wody i podaje staremu.
– Proszę pana, pan chce, żeby stary Żyd pił czystą wodę? Niech pan naleje troszeczkę esencji – i oddaje barmanowi szklankę.
– No, niech pan ma herbatę – barman nalewa do szklanki esencji. – Tylko niech pan da już spokój. Widzi pan, ilu ludzi czeka?
– Proszę pana! Pan chce, żeby stary Żyd pił gorzką herbatę? Włóż pan troszkę cukru! – i stary wyciąga do barmana szklankę z herbatą.
– Dobrze, masz pan cukier, tylko niech pan da mi już spokój. Przecież pan nikomu nie pozwala dojść do baru.
– Proszę pana! Wiesz pan co? Ja zawsze piję herbatę z cytryną. Wrzuć pan jeszcze kawałek cytryny, to stary, biedny Żyd będzie miał jak zawsze swoją herbatę z cytryną.
– Barman, duchowo pokonany, dołożył jeszcze plasterek cytryny. Ale mówić już nie mógł...
(fragment z książki ‘Znaczy Kapitan”, autor: Karol Olgierd Borchardt)
Jan Nowak