Olsztyn znów udowadnia, że potrafi strzelać sobie w kolano — tym razem z hukiem likwiduje parking strzeżony, który przez dekady pilnował nie tylko aut, ale i resztek zdrowego rozsądku pod Wysoką Bramą.
Zaczyna się jak bajka, choć to raczej miejskie podanie o głupocie w odcinkach. Dawno, dawno temu, tuż za Wysoką Bramą, wyrósł sobie parking. Niby zwykły, szary, trochę z kanciastą budką, trochę z prowizorycznym ogrodzeniem. Ale jak to z bajkami bywa — ważne jest, co w środku. A w środku był Kozioł. Wojciech Kozioł.
Niektórzy mówią o nim — ekscentryk. Inni: uparty jak osioł. A jeszcze inni, że to ostatni parkingowy z krwi i kości w mieście, gdzie wszystko i wszystkich powoli zastępują słupki. Przez 32 lata pilnował cudzych samochodów i cudzego spokoju. I nie liczył, że ktoś podziękuje. Teraz „miasto” mu dziękuje. Kartką. Z datą, godziną i poleceniem: wynosić się.
Bo widzicie, w Olsztynie wyższe idee krążą jak smog nad Jeziorem Długim. Zlikwidować parking? Ależ tak! Więcej zieleni? Świetnie! Więcej rotacji aut? Wspaniale! Na papierze wszystko gra. W budżecie już mniej — ale co tam, mieszkańcy nie zrozumieją, a turyści nie napiszą skargi.
W teorii parking strzeżony Kozioła przynosił miastu czysty, łatwy pieniądz — czynsz co miesiąc, równe wpływy, zero inwestycji. W praktyce: od lat obok tego kawałka asfaltu straszy dziki plac, czyli klepisko, na którym każdy, kto nie chce płacić, parkuje za darmo. Miasto? Machnęło ręką. Utwardzić? Po co! Lepiej mówić o planach — w Olsztynie planowanie to sport narodowy. Realizowanie już nie.
A teraz nagle pomysł: włączamy teren do pasa drogowego. Będzie strefa płatnego parkowania. Postawimy słupki, zainstalujemy parkomaty. Aut więcej nie przybędzie, ale „rotacja wzrośnie”. Tyle że w tej bajce nie ma księcia, co by rozumu dodał. Są za to hotelarze, restauratorzy, mali przedsiębiorcy ze Starówki, którzy drapią się w głowę: gdzie ich klienci mają teraz parkować?
Zapytajcie kogokolwiek, kto przyjeżdża na Stare Miasto nie po piwo z plastiku, ale z rodziną, z bagażem, z rowerami na dachu. Gdzie postawi auto? Na tym samym klepisku? Może w strefie, która w sezonie zapchana jak kieszeń łasucha? Kozioł tymczasem przez lata odbierał telefony od gości z połowy Polski: „Panie Wojtku, będzie miejsce?”. I było. A teraz? Nie będzie. Nie ma. Koniec bajki.
Ale zaraz — ktoś powie: co z polityką? Otóż w Olsztynie polityka zawsze kroczy za interesem. Kozioł nie jest przecież zwykłym parkingowym. To facet, który całe lata drapał czerwoną farbą po Pomniku Wdzięczności Armii Radzieckiej. Wywieszał banery, walczył o demontaż. Płacił grzywny, stawał przed sądem. Jak to w mieście, które do dziś nie wie, co zrobić z resztkami PRL-u. A że parking stał, a Kozioł przy tym trwał, to wielu radnych uważa, że jego upór to drzazga, którą trzeba w końcu wyrwać.
I tak oto do zgryzot Kozioła dołączyli radni, którzy, w imię „porządku”, w imię „rotacji”, w imię „europejskich standardów” — postanowili, że pora wypchnąć go z tej dziury asfaltowej. Niech słupki pilnują aut. Niech kamery monitoringu patrzą, jak samochody krzywo stają na dwóch miejscach. Niech nikt nie przypomni, że przez te 32 lata to Kozioł pilnował, żeby starsza pani zaparkowała prosto, żeby gość z droższym rowerem wiedział, że nie wróci po sam bagażnik.
I niech mi nikt nie wmawia, że chodzi o milionowe zyski z parkomatów. To bajka gorsza niż ta o smokach. Zapytajcie urzędników, gdzie są pieniądze na utwardzenie klepiska. Nie ma. Gdzie są pieniądze na monitoring, na konserwatora, na nowe linie? Nie ma. Ale słupki postawić można od ręki. Bo słupek nie marudzi, nie wywiesza banerów, nie mówi radnemu, że nie ma racji.
A teraz morał. Każde miasto ma takie parkingi, jakich sobie życzy. W Gdańsku, Krakowie, Lublinie — strzeżone, prywatne, czasem droższe, ale gwarantujące spokój. Bo ktoś wpadł na pomysł, że turysta z auta to turysta, który zostawia pieniądze. Że motocyklista z BMW chce mieć pewność, że rano odjedzie, a nie poleci do domu autobusem. Olsztyn? Olsztyn uznał, że spokój nie jest w cenie.
Kozioł powtarza, że będzie pracował do śmierci. Nie wierzy, że parking wróci. Zostanie puste miejsce — a obok klepisko, które dalej będzie kłuło w oczy. I obietnice, że kiedyś tu powstanie coś pięknego. Jak podziemny parking pod Wysoką Bramą. O tak, plan sprzed 20 lat. Może kiedyś odgrzebią.
A Starówka? A Starówka, drodzy radni, radziła sobie z piorunami i pożarami, to i was przeżyje. Tylko czy nie będzie coraz bardziej pusta? Czy ludzie nie odwrócą się w stronę galerii handlowych, gdzie mają parkingi za darmo, pod dachem i z ochroniarzem?
We wtorek o 10:00 zamknie się szlaban. Zgaśnie lampka w budce. Kozioł wyjdzie, odwróci się jeszcze raz i mruknie: „Pracuję do śmierci”. A wy, Szanowni Włodarze, dalej będziecie mówić o rozwoju i rotacji. Tylko że z pustego i Salomon nie naleje — a z pustego parkingu tym bardziej.
I na koniec rada z bajki: szanujcie swoje małe legendy. Bo jak je rozgonicie, zostaną wam tylko słupki i klepisko. A te jeszcze nikomu nie podziękowały za rachunek zysków i strat.
Marek Adam