Piotr Grzymowicz tak często wygląda tak smutnie. Chodzi zamyślony. Rzadko się uśmiecha. Wzrokiem błądzi gdzieś daleko. I zupełnie, jak za “opriczniny” w Rosji, kiedy smutny jest car, smutni muszą być i jego poddani. Dobrze wiedzą o tym ratuszowi urzędnicy, którym prezydent Olsztyna skąpi na podwyżki.
Urzędników mamy w Olsztynie i wykształconych, i kompetentnych, i zadaniowych. Ciężko pracują. I to w trudnych warunkach. To dzięki nim ratusz jeszcze działa. Mimo rządów, które mogą budzić sprzeciw. Szczególnie tych olsztynian, którzy woleliby, żeby miasto wywiązywało się ze swoich obowiązków wobec mieszkańców, a nie przeznaczało każdy grosz na tramwajowe idee fix prezydenta miasta.
A w Olsztynie brakuje pieniędzy na wszystko. Oczywiście poza tramwajami. Cięcia odczuwa każdy mieszkaniec. Od przedszkolaka, do pensjonariusza domu spokojnej starości. Każda z sesji Rady Miasta, to kolejne krokodyle łzy Piotra Grzymowicza, który prócz tramwajów ma jeszcze jedną kompulsję. Obarczanie winą za efekty swoich rządów władzy PiS.
Nic dziwnego, że Olsztyn kurczy się. I to dosłownie. Miasto, które ma metropolitalny potencjał, zamiast przyciągać nowych mieszkańców, ich traci. Z roku, na rok władzy Piotra Grzymowicza. Już od dawna jest jasne, że obecny prezydent odchodząc z urzędu zostawi po sobie jednoznacznie złe wspomnienia. Nawet podległych mu urzędników!
A tych jest zatrudnionych w ratuszu blisko 600. Od dawna skarżą się na głodowe pensje. Do tej pory prezydentowi, jako ich pracodawcy, udawało się obietnicami uspokajać nastroje. Jednak już kilka miesięcy temu przelała się czara goryczy. Pod naciskiem protestów Piotr Grzymowicz obiecał swoim podwładnym podwyżki po 300 złotych, choć Ci domagali się po co najmniej 700 złotych brutto.
Kiedy związkowcy, wchodząc w spór z Piotrem Grzymowiczem, chcieli oflagować ratusz, ten im tego zakazał. I oczywiście wszystko zrzuca na władze w Warszawie. Zupełnie, jakby to one były winne tramwajowym snom prezydenta, które są realizowany za setki milionów złotych. Olsztynie.
Olsztyńscy urzędnicy naprawdę są zdesperowani. Na znak protestu robili już pikiety i manifestowali. Nosili specjalne opaski. Plakatowali miasto. Rozdawali ulotki. Wszystko na nic. Nic nie było w stanie skruszyć zabetonowanego, jak place i ulice Olsztyna, serca Piotra Grzymowicza.
Co bardziej rozgoryczeni z urzędników ratusza nie ukrywają, że czują się wykorzystani i porzuceni. Z prostej przyczyny. Piotr Grzymowicz już nie może kandydować na kolejną kadencję. Już nie zależy mu na głosach swoich podwładnych i ich rodzin. Zamiast zadbać o nich, sam dostał podwyżkę prezydenckiej pensji do ponad aż 20 tysięcy złotych.
Stanisław Kryściński
P.S. O tempora o mores, jak mawiał Katon. Już po napisaniu tekstu i jego publikacji, przyszło olśnienie wsparte telefonami Czytelników. Piotr Grzymowicz może sprawować jeszcze jedną kadencję, bo dwie są od czasu wejścia ustawy, która ograniczyła ich ilość, więc poprzednie w ich sumowaniu się nie liczą…