Olsztyn zmienia się w miasto duchów. Michelin, jak twierdzi Michał Sołowow, pakuje walizki, Poczta Polska zwija swoje struktury, a prezydent próbuje wynieść sądy za obecne granice miasta. Czy to przypadek, czy konsekwentna polityka „zwijania” wszystkiego, co jeszcze daje nadzieję na rozwój?
Kiedy dwa miesiące temu pisałem złośliwy felieton o tym, że Olsztyn z każdym kolejnym rokiem wygląda coraz bardziej jak miasto-widmo, wspomniałem półżartem, że brakuje tylko tego, by Michelin się stąd wyniósł. Cóż, karma bywa złośliwa, a rzeczywistość jeszcze bardziej.
Polski miliarder Michał Sołowow udzielił wywiadu portalowi WNP.pl., twierdząc, że koncern zamierza spełnić ten czarny scenariusz i wynieść z Olsztyna produkcję opon. — Michelin z Olsztyna przenosi się do Rumunii, gdzie dostał kontrakt na 30 lat na dostawę prądu bezpośrednio z elektrowni atomowej. Woli zbudować od nowa fabrykę tam, niż odnawiać fabrykę w Olsztynie, która jako Stomil, jest kawałkiem polskiej historii — stwierdził.
Gratulacje, Olsztyn! Kolejny sukces na miarę… końca wszystkiego, co dawało jeszcze nadzieję, że to miasto nie umrze całkiem.
Pytanie tylko — co teraz? Gdzie znajdziemy nową maskotkę miasta? Bo skoro władze miasta najwyraźniej od lat prowadzą politykę „Zróbmy z Olsztyna piękny, cichy skansen”, to może i Michelin zamiast fabryki postawi tu muzeum? Przewodnicy będą oprowadzać po halach, gdzie kiedyś tętniło życie produkcyjne, a teraz hula wiatr. Może uda się nawet otworzyć sklepik z pamiątkami: gumowe breloczki i repliki opon?
Przedstawiciele olsztyńskiej filii koncernu oczywiście zaprzeczają. I oczywiście robią to na łamach olsztyńskiego dodatku Gazety Wyborczej. Padają zapewnienia, przypominające w swojej poetyce „korpomowę” o tym, że „olsztyńska fabryka od lat pełni kluczową rolę w sieci produkcyjnej Grupy Michelin i pozostaje istotnym elementem globalnej strategii firmy”.
Zwijamy się jak taśmy na poczcie
Ale nie zatrzymujmy się na samym Michelinie. Olsztyn ma przecież bogatą tradycję utraty wszystkiego, co cenne i symboliczne. Poczta Polska? Oczywiście, że postanowiła zlikwidować olsztyńską dyrekcję i przenieść wszystko do Bydgoszczy. A to dopiero początek — do końca roku pracę stracić ma 9,3 tysiąca ludzi w kraju. Gigantyczne zwolnienia? Kogo to obchodzi? Przecież poczta już od dawna działa jak muzeum XIX-wiecznej logistyki.
Pamiętacie czasy, kiedy listy docierały na czas, a paczka nie była zagadką kryminalną pod tytułem „Czy dojdzie, a jeśli tak, to kiedy?” Cóż, teraz możemy wspominać te luksusy z nostalgią. I choć nikt poza nami nie zauważył, że olsztyńska dyrekcja została zlikwidowana, to miasto jakby wzruszyło ramionami. Po co komu lokalna poczta? Niech decydują w Bydgoszczy, skoro wiedzą lepiej.
Prezydent Szewczyk i jego ambitne plany wyprowadzki wszystkiego
A co na to prezydent Robert Szewczyk? Człowiek pełen pomysłów i wizji — niestety, wizji raczej rodem z filmów katastroficznych niż realistycznych strategii rozwoju miasta. Zamiast skupić się na ratowaniu tego, co jeszcze zostało, prezydent postanowił zająć się… przeniesieniem sądów i aresztu śledczego poza centrum miasta, aż na obecne tereny gminy Purda.
Po co? Czyżby to była subtelna strategia, by sądy stały się bardziej „dostępne” dla mieszkańców? A może chodzi o to, by centrum miasta wyglądało na bardziej „czyste”, pozbawione tych niewygodnych instytucji? Jeśli tak, to gratulacje za oryginalność. Chociaż szkoda, że nikt nie zapytał o zdanie mieszkańców ani władz gminy Purda. Demokracja demokracją, ale kto by się przejmował takimi drobiazgami, prawda?
A skoro już jesteśmy przy przeprowadzkach, to może warto pójść za ciosem i wynieść z Olsztyna jeszcze kilka instytucji? Może Uniwersytet Warmińsko-Mazurski też można przenieść na peryferia, może poza Olsztyn? A najlepiej gdzieś za granicę województwa — będzie bardziej prestiżowo.
Olsztyn — miasto-muzeum?
Coraz bardziej mam wrażenie, że władze miasta świadomie realizują projekt pod nazwą „Zróbmy z Olsztyna skansen”. Zamiast przyciągać inwestorów, dbają o to, by odchodzili. Zamiast rozwijać infrastrukturę, przenoszą instytucje na obrzeża albo po prostu je likwidują. I pytanie brzmi: dokąd zmierzamy?
Olsztyn, niegdyś tętniący życiem, teraz staje się miastem duchów. Miastem, które bardziej przypomina opuszczony plan filmowy niż tętniący energią ośrodek wojewódzki. Co dalej? Może czas na referendum w sprawie przekształcenia Olsztyna w park krajobrazowy? A może na konkurs na najlepszy pomysł, jak jeszcze bardziej przyspieszyć proces zwijania się miasta?
Pytam, bo mam wrażenie, że jeśli nic się nie zmieni, to za kilka lat będziemy organizować wycieczki z przewodnikiem po ruinach Olsztyna. A przecież nikt z nas nie chce oglądać miasta wyłącznie na archiwalnych zdjęciach.
Marek Adam