Minęło 40 lat od morderstwa Marcina Antonowicza przez funkcjonariuszy ZOMO. Olsztyn nie zapomniał tej zbrodni komunistycznych oprawców. Dziś, gdy dawni agenci reżimu wracają na publiczną scenę, wszyscy musimy głośno pielęgnować pamięć historyczną.
O pamięć Marcina dbają mieszkańcy Olsztyna. Na jego grobie mimo upływu 40. lat zawsze palą się znicze. W murach IV LO – jego dawnej szkoły – odsłonięto pamiątkowy głaz. Miasto nadało jego imię jednej z ulic na Osiedlu Generałów oraz miejskiemu przedszkolu, którego jest patronem.


W kościele NSPJ, gdzie odprawiono mszę pogrzebową, zawisła tablica upamiętniająca Marcina. Przez lata coroczne, okolicznościowe koncerty i aukcje organizowała dyrekcja LO III, we współpracy ze Stowarzyszeniem Represjonowanych w Stanie Wojennym Regionu Warmińsko-Mazurskiego „Pro Patria”. Teraz inicjatywę przejęło IV Liceum w Olsztynie. Zebrana kwota przeznaczana jest na stypendia im. Marcina dla zdolnej, potrzebującej młodzieży.


Pogrzeb Marcina odbył się 6 listopada 1985 r. Wzięło w nim udział kilkanaście tysięcy mieszkańców Olsztyna – była to największa manifestacja sprzeciwu wobec komunistycznego terroru w dziejach miasta. W kościele NSPJ podczas uroczystej mszy odczytano list od Lecha Wałęsy, a pożegnalną mowę wygłosił rektor Uniwersytetu Gdańskiego Karol Taylor. Jego apele o ukaranie winnych zostały szybko zdławione przez władze PRL, które usunęły go ze stanowiska. Pogrzebowy pochód – wielotysięczny, cichy i pełen żałoby – stał się symbolicznym hołdem pamięci Marcina i manifestacją obywatelskiej solidarności.
W archiwach dawnego SB zachowały się przerażające nagrania z wizji lokalnej – pozorowanego eksperymentu z manekinem, mającego wytłumaczyć wydarzenia z października 1985 r. Na taśmach widać milicjantów ustawiających figurkę na ulicy Wojska Polskiego i odgrywających „oficjalny” przebieg zdarzenia. Ich spokojne, pełne kłamstw relacje przed kamerą – sugerujące, że Marcin wyskoczył z milicyjnego „Stara” z własnej woli – obnażają cynizm i bezczelność komunistycznych służb. Nagrania te porażają do dziś i świadczą, jak daleko propaganda reżimu była gotowa sięgać, by wybielić oprawców.
Wieczorem 19 października 1985 r., w pierwszą rocznicę męczeńskiej śmierci ks. Jerzego Popiełuszki, Marcin Antonowicz został zatrzymany przez patrol milicyjny przy ul. Dworcowej w Olsztynie – najprawdopodobniej dlatego, że zamierzał uczcić pamięć zamordowanego kapłana. Po pokazaniu legitymacji studenckiej został siłą wrzucony do milicyjnego samochodu „Stara”, jego dwaj koledzy otrzymali polecenie rozejścia się. Kilka minut później znaleziono Marcina przy ul. Wojska Polskiego: leżał nieprzytomny, z ciężkim krwiakiem mózgu. Przewieziony do szpitala nie odzyskał przytomności i 2 listopada 1985 r. zmarł wskutek odniesionych obrażeń.


Marcin był kolejną młodą ofiarą komunistycznego aparatu przemocy. Do ofiar stanu wojennego zaliczamy m.in. 19-letniego licealistę Grzegorza Przemyka z Warszawy (pobicie przez milicjantów w 1983 r.), zabitego w Poznaniu ucznia Piotra Majchrzaka (1982 r., sprowokowanego do śmierci za opornik w ubraniu) oraz Bogdana Włosika z Nowej Huty (20-latek zastrzelony przez SB podczas demonstracji w 1982 r.). Każdy z nich, tak jak Marcin, stał się symbolem brutalnych represji i oczekiwań, że winni kiedyś poniosą karę.


Nie można zapomnieć, że ten bezsensowny mord miał miejsce w warunkach prawdziwego terroru państwowego: Milicja Obywatelska wraz z oddziałami ZOMO i aparatem Służby Bezpieczeństwa były instrumentami władzy komunistycznej. Ich zadaniem była brutalna pacyfikacja protestów i zastraszenie społeczeństwa, bez względu na wiek ofiar. W czasach PRL każdy mundurowy mógł stać się katem niewinnych – a historie Marcina i innych tych lat są tego najbardziej wymownym dowodem.
Mimo że od lat 90. dostęp do archiwów PRL-u umożliwił odkrycie wielu dokumentów, śledztwo w sprawie śmierci Marcina zostało bezpowrotnie umorzone już w lutym 1986 r. – bez wskazania winnych. Marcin Antonowicz figuruje w rejestrach IPN jako ofiara represji stanu wojennego, jednak nikomu nie przedstawiono zarzutów w tej sprawie. To pokazuje, że wiele zbrodni komunistycznego reżimu – pomimo formalnej transformacji systemu – nadal czeka na sprawiedliwe rozliczenie.
Dziś, gdy w przestrzeni publicznej znów pojawiają się twarze dawnych oprawców, stanowimy straż przy pamięci historycznej. Nie wolno nam pozwolić, by tamte bestialstwa zostały zapomniane lub przemilczane – tym bardziej że pojawiają się coraz groźniejsze próby ich relatywizacji. Musimy pamiętać o Marcinie Antonowiczu i wszystkich ofiarach komunizmu, by przyszłe pokolenia znały cenę wolności. Tylko poprzez ciągły apel o prawdę możemy przeciwstawić się zakłamaniom historii i bronić godności tych, którzy zginęli za prawdę. Niech pamięć o Marcinie pozostanie strażnikiem naszej zbiorowej odpowiedzialności.
Marek Adam




