Mamy czas mundialu – wielkiego piłkarskiego święta. Żyjemy nim i cieszmy się, że możemy ponownie przeżywać te emocje. Jednak dla prawdziwego kibica dzień powszedni to trwanie przy swoim ukochanym Klubie: na dobre i na złe. Dlatego w tym mundialowym czasie pozwolę sobie na kilka zdań o Stomilu Olsztyn i zakończonym kilka tygodni temu drugoligowym sezonie.
Poprzedni sezon zakończyliśmy w bardzo kiepskich nastrojach. I trudno się dziwić! Spadek z I ligi, który wcale nie był nieunikniony. Trudno było spokojnie przyjmować: beztrosko gubione punkty, zwycięstwa na wyjazdach, porażki u siebie (12 na 17 meczów), decydujące bramki tracone w doliczonych minutach, trzy niestrzelone karne, które mogły przynieść punkty. Czasami trudno było oprzeć się wrażeniu, że nasi piłkarze w trakcie meczu spotkali się na boisku pierwszy raz. W ostatecznym rozrachunku jeden punkt zabrakło do Zagłębia Sosnowiec, które pozostało w I lidze. W efekcie spadek do II ligi.
Podobnie jak wielu kibiców obawiałem się, że Stomil, jak wiele klubów, po spadku do niższej klasy rozgrywkowej, popadnie w głęboki kryzys. Zaczyna się wtedy jazda w dół: odpływ najlepszych zawodników, brak pieniędzy na podstawowe potrzeby, odejście sponsorów, puste trybuny. W efekcie krach sportowy i zjazd w piłkarskiej hierarchii.
Całe szczęście okazało się, że często słyszany na meczach zaśpiew „Nigdy nie zginie! Nasz Stomil nigdy nie zginie!”. Jest to nie tylko piosenka kibiców, ale i wyraz siły, twardej determinacji całego środowiska stomilowskiego: działaczy, sponsorów, piłkarzy, pracowników klubu i wreszcie rzeszy wiernych kibiców.
Dzięki temu klub z olsztyńskiej alei Marszałka Józefa Piłsudskiego nie tylko nadal istnieje na sportowej mapie Polski, ale zebrał siły na tyle poważne, że zaczyna liczyć się wśród tych, którzy walczą o powrót do przedsionka ekstraklasy.
Wielkie wyrazy uznania dla właściciela klubu Michała Brańskiego, Prezesa Zarządu Arkadiusza Tymińskiego i Rady Nadzorczej: Przewodniczącego Michała Żukowskiego, Marcina Burzy, Przemysława Bastka i pracowników klubu. Pamiętajmy, że spoczywa na nich cała strona organizacyjna funkcjonowania Stomilu.
Osobne i wielkie słowa uznania należą się trenerowi Szymonowi Grabowskiemu. Pozbieranie zespołu po spadku to wielka sztuka. Tym bardziej, że wielu bardzo znaczących dla klubu zawodników odeszło, z rewelacyjnym bramkarzem Kacprem Tobiaszem na czele (wrócił z wypożyczenia do Legii Warszawa), ale i najlepszymi strzelcami Patrykiem Mikitą i Łukaszem Monetą (też przeszli do innych klubów). Pozostawało budować zespół od nowa. Trudno powiedzieć, na czym polega tajemnica warsztatu trenerskiego Szymona Grabowskiego, ale po wakacyjnej przerwie, już w meczu z Kotwicą Kołobrzeg (obecnym liderem rozgrywek), a szczególnie w Warszawie – w meczu z Polonią zobaczyliśmy inny, lepszy Stomil Olsztyn.
Przede wszystkim była chęć do gry i waleczność: cechy, które przed laty były pozytywnym wyróżnikiem naszego klubu. Z meczu na mecz w drużynie zawiązywał się prawdziwy team, rosła wola zwyciężania, walka zawsze trwała do końca meczu. Na boisku było widać, że piłkarze wyszli na mecz z konkretnym planem, role są rozpisane na poszczególne pozycje, a zawodnicy starają się realizować to, co nakreślił trener. Stomil wykorzystał wszystkie rzuty karne (9). Skutecznym egzekutorem większości był Jakub Tecław – kilka meczów na swoją korzyść rozstrzygnął w końcówkach (a najchętniej w doliczonym czasie).
Dwa mecze szczególnie zapadły w pamięć kibiców: z Radunią Stężyca, gdy po dwudziestu minutach Stomil prowadził już 2-0 i na boisku wydawało się, że w pełni kontrolował zawody. Goście z Kaszub potrafili jednak wyrównać, co oczywiście wywołało negatywne poruszenie na trybunach stadionu przy Piłsudskiego. Podrażniony Stomil nie odpuścił i doprowadził do wyrównania, a w ostatniej minucie doliczonego czasu cudownym, brazylijskim uderzeniem popisał się Werik Caetano i koniec meczu. Było to czwarte z rzędu zwycięstwo Dumy Warmii. Piątym na zakończenie jesiennej rundy było rozbicie 4-0 (na wyjeździe) Śląska II Wrocław.
Sądzę jednak, że na lata w pamięci kibiców pozostaną zmagania z Hutnikiem Kraków. Goście z Krakowa grają dzisiaj bardzo młodym składem i przystępowali do meczu w Olsztynie jako ostatnia drużyna w tabeli. Na boisku jednak nie było tego widać. Gdy w czterdziestej trzeciej minucie na tablicy wyników pokazało się 0-2 dla Hutnika na trybunie zrobiło się cicho. Całe szczęście jeszcze przed przerwą Stomil zdobył bramkę. Gol do szatni poprawił nastroje i wydawało się, że sytuacja jest mimo wszystko pod kontrolą. Gdy zgodnie z oczekiwaniami kibiców dziesięć minut po wznowieniu gry Hubert Krawczun doprowadził do stanu 2-2 miało być tylko lepiej. Jednak minuty mijały, obie drużyny tworzyły znakomite sytuacje podbramkowe, ale wynik pozostawał bez zmian. W oczekiwaniu na trafienie Stomilu kibice ostro dopingowali, jednak w 72 minucie Krystian Lelek z Hutnika, po szybkim klasycznym kontrataku zdobył gola i radykalnie ostudził nastroje, 3-2 dla Hutnika. Stomilowcy szybko nie mogli ochłonąć, ale w ostatnich minutach po raz kolejny dali z siebie wszystko. Szturm bramki Hutnika był doprawdy imponujący i już w doliczonym czasie Michał Karlikowski wyrównuje na 3-3. Na trybunach wielka radość, ale Stomilowi to nie wystarcza, napiera, walczy o zwycięstwo. W ostatniej akcji meczu sędzia, słusznie dyktuje rzut karny. Na zwycięską bramkę, ostatnim uderzeniem piłki tego spotkania, zamienia go Piotr Kurbiel.
Kibice długo dziękowali na stojąco Dumie Warmii i Hutnikowi Kraków za piękny mecz i wielkie emocje. Dla takich chwil warto chodzić na stadion przy Alei Marszałka Józefa Piłsudskiego.
Zdarzały się też porażki. O wszystkich możemy zapomnieć, ale nie o 0-4 z Olimpią w Elblągu. Każdy wie, dlaczego i nie będę tego tematu rozwijał. Po prostu oczekujemy, że na wiosnę odeślemy kolegów Elbląga z odpowiednim bagażem bramek i pokażemy, kto rządzi w warmińsko-mazurskim.
W podsumowania rundy jesiennej nie może zabraknąć słów podziękowania i uznania dla kibiców, a szczególnie Stomil Travel. Trybuny stadionu przy Alei Józefa Piłsudskiego są zawsze żywe, reagujące pozytywnie i wspierają. Gdy trzeba, potrafią być cierpliwe i wyrozumiałe. Po lekcji z poprzedniego sezonu (12 porażek u siebie), za walkę do końca i zdobywanie punktów będziemy przychodzić. Wracając do Stomil Travel: wielkie dzięki, że w całej Polsce słychać głos Dumy Warmii-Stomilu Olsztyn.
Na razie żyjemy mundialem, ale w ostatni weekend lutego spotkajmy się na stadionie przy Alei Marszałka Józefa Piłsudskiego na meczu z Polonią Warszawa. Wtedy wspólnie zaśpiewamy: „Czy wygrywasz, czy nie, ja i tak kocham Cię, moim sercu Stomil i na dobre i na złe”.
Jerzy Szmit