Centrum Onkologii w Olsztynie miało dostać 287 milionów złotych na nowoczesny ośrodek leczenia raka. Miało. Ministerstwo Zdrowia anulowało konkurs i miliony przepadły. A wszystko w imię uśmiechu koalicji, która wie najlepiej, komu wolno dawać, a komu nie.
Czy jest na sali lekarz? Albo przynajmniej agent CBA? Bo sytuacja wymaga pilnej diagnozy. Centrum Onkologii w Olsztynie właśnie straciło 287 milionów złotych. Milionów! Wyparowały z planów Ministerstwa Zdrowia niczym powietrze z balonika „nowej nadziei” politycznej. Były, ale się zmyły — a dlaczego? Bo konkurs na dofinansowanie został anulowany. Po prostu. Żadnych tłumaczeń, tylko ciepły uśmiech i życzenia zdrowia.
Ups, jest jednak wytłumaczenie. Uśmiechnięci urzędnicy powołują się na przedłużającą się procedurę kontroli przez CBA przyznanych dotacji. Ot, taki znak czasu i bodnarowska sprawiedliwość sięgająca wszystkiego, z czym mieli kontakt poprzednicy nowej władzy.
Tak, tak, nie przewidzieliście się. Pieniądze przyznane jeszcze za czasów „niedobrego” PiSu muszą przecież zostać cofnięte. Bo jak to tak, żeby ktoś dostał coś od PiSu i jeszcze się z tego cieszył? A fe! Lepiej, żeby nikt nic nie dostał, niż miałby ktoś pomyśleć, że poprzednia ekipa zrobiła coś dobrego. Teraz decyduje uśmiechnięta koalicja, a najwyraźniej to nie był odpowiedni uśmiech, by Olsztyn mógł cieszyć się nowoczesnym ośrodkiem onkologicznym.
A pamiętacie te wielkie obietnice sprzed wyborów? Donald Tusk grzmiał z trybuny, że miliardy, które płyną szerokim strumieniem do TVP, zostaną skierowane na walkę z rakiem. Że nie będzie już propagandy, tylko pomoc dla chorych. Miliardy na onkologię, na zdrowie Polaków! Ileż to razy słyszeliśmy te piękne słowa? Cóż, obietnice są jak polityczne miraże — w kampanii wydają się bliskie i namacalne, ale po wyborach znikają gdzieś w oddali.
Władza przecież uwielbia dawać. Ale pod jednym warunkiem — musi być ich ręka, która karmi. Ta ręka jest czysta, szlachetna i pełna troski o dobro obywateli. Każda inna ręka to ręka podejrzana, brudna i zapewne za chwilę znajdzie się pod lupą CBA. Skoro już o CBA mowa — czy ktoś sprawdził, dlaczego PiS miał czelność przyznać te pieniądze Olsztynowi? To z pewnością wymaga dogłębnego śledztwa. Bo przecież w Polsce nic nie dzieje się przypadkiem. Może ktoś kiedyś znał kogoś, kto znał kogoś z Ministerstwa Zdrowia? A może to po prostu kara za złe głosowanie?
Ale nie bądźmy złośliwi. Przecież nie chodzi o pieniądze, tylko o zasady. Kto daje, kiedy daje i w jakich okolicznościach — to jest kluczowe. Uśmiechnięta koalicja nie może pozwolić, żeby ktoś czuł się wdzięczny poprzedniej władzy. To byłoby niebezpieczne! W końcu lepiej, żeby ludzie nie mieli nic, niż mieliby pomyśleć, że coś dostali dzięki komuś innemu niż dobry Pan z nowego rządu.
A co z pacjentami chorymi na raka? Spokojnie, wszystko w swoim czasie. Pieniądze może wrócą, jak się wszystko odpowiednio ułoży. Bo dobry Pan kiedyś na pewno da — ale tylko wtedy, gdy będzie to dobrze wyglądało w mediach. A póki co? Możecie leczyć się gdzie indziej. W Warszawie, w Gdańsku, albo najlepiej w prywatnej klinice. Przecież w XXI wieku nikt nie powinien się przyzwyczajać do tego, że w publicznej ochronie zdrowia coś się udaje.
Centrum Onkologii w Olsztynie radziło sobie przez lata. Może i bez nowoczesnego sprzętu, ale za to z doskonałymi specjalistami. I nagle, gdy pojawiła się szansa na lepszą przyszłość, wszystko trafiło na biurokratyczną ścianę. Bo przecież jak to możliwe, żeby w Olsztynie było coś lepszego niż w stolicy? Najpierw konkurs, potem pieniądze, a na końcu… anulowanie. Jakby ktoś w ostatniej chwili przypomniał sobie, że to jednak nie pasuje do „nowego porządku”.
Czy to oznacza, że Olsztyn zostanie na lodzie? Może nie do końca. W końcu dobry PR musi się zgadzać. Trzeba tylko poczekać, aż nowi decydenci ogłoszą kolejne konkursy, ale już takie, które będą pasowały do ich wizji świata. Może nawet uda się odzyskać te miliony, tylko pod inną nazwą i z nową konferencją prasową, na której uśmiechnięci ministrowie przetną wstęgę i z dumą ogłoszą wielki sukces.
Tylko pytanie brzmi: ile czasu to zajmie? Miesiące, lata? A co z pacjentami, którzy potrzebują pomocy teraz? Im niestety nikt nie wyśle listu z przeprosinami. Oni po prostu muszą sobie radzić. Polityka, jak widać, zawsze ma swoje priorytety, a zdrowie obywateli… no cóż, to przecież kwestia drugorzędna.
Pamiętajcie, drodzy czytelnicy — nie chodzi o to, co się daje. Chodzi o to, kto daje. Bo w polityce najważniejsza jest narracja. W jednym ręku pieniądze są dobrodziejstwem, w drugim stają się podejrzanym darem, który trzeba natychmiast anulować.
A CBA? Może jeszcze zdążą się tu wykazać. Przecież każda sprawa musi mieć swoją tajemnicę. Może ktoś znajdzie brakujące paragrafy albo jakieś dokumenty, które dowiodą, że 287 milionów było tylko zbiegiem okoliczności. Czekamy na rozwój wydarzeń z zapartym tchem.
Marek Adam