Się narobiło za sprawą Rafała Trzaskowskiego (nie chcę powiedzieć: za sprawą Warszawiaków, którzy go wybrali) w temacie LGBT+ … Trzaskowski chce „doścignąć” czołówkę światową w „politpoprawności”. Bo przecież w światowej modzie jest, by „postępowi” (czyt. „postępaccy”) oficjele samorządowi, a nawet państwowi, podczas „tęczowych parad” stawali na trybunach w jednym szeregu z LGBT+Q, walcząc o tolerancję dla dewiacji.
Z tą tolerancją to różnie bywa. „Tolerancja jest dobra tylko dla LGBT+Q”, bo parafrazując zawołanie „Wielkiej Rewolucji (Anty)Francuskiej”: „Nie ma tolerancji dla wrogów tolerancji”, z całą mocą zwalczają „wrogów” tolerancji wobec dewiacji.
Ale nawet wśród „tolerancyjnych” znajdują się wyjątki, jak chociażby rzeczony Trzaskowski. Gdy pracujący u niego zdeklarowany homoseksualista, Paweł Rabiej „wychylił się”, odkrywając niechcący karty „etapowego” planu środowiska LGBT+Q, zakładającego legalizację, począwszy od związków partnerskich (jakie to niewinne) do adopcji dzieci przez jednopłciowych, pokazał mu miejsce w szeregu. I tolerancja się skończyła. Szef (Trzaskowski) kazał podwładnemu (Rabiejowi), ni mniej ni więcej tylko, „się zamknąć i zająć się swoją robotą”! Czyż to nie jest w czystej postaci przejaw homofobii Trzaskowskiego? Mogłoby to również świadczyć o ukrytym gejostwie Trzaskowskiego, który chce ukryć swoje rzeczywiste plany „etapowania społeczeństwa” (stara, leninowska szkoła).
Moje podejrzenie nie jest pozbawione podstaw. Sam „sławny” ekonomista Platformy, ekspert od „piniendzy nie ma”, Jan Antony Vincent-Rostowski vel Jacek Rostowski teraz chce być specjalistą od seksualności. Autorytatywnie stwierdza, że w każdej partii znaleźć można gejów. O lesbijkach nic nie wspomina. Może się wstydzi? Ba, z całą mocą stwierdził, w której partii jest ich najwięcej i nawet mógłby ich wskazać. A po co? Żeby ich pokazać i napiętnować? A może i ich oznaczyć? Kurczę! Wypisz, wymaluj, typ osobnika z charakterystycznym wąsikiem, który „wskazał” i „oznaczył” 6 milionów „odmiennych”. I Rostowski piętnuje gejów! Nie, nie wszystkich ma się rozumieć. Jak „nasz” to dobry, gut, richtig, akuratnie w sam raz „politpoprawny” gej. Tylko geje pisowskie są „be”. Bardziej karkołomnych wygibasów retorycznych to już oprócz Platformy, chcącej być nazywaną Obywatelską, nikt nie wymyśli. Taki z Rostowskiego obrońca gejów a chciałby ich demaskować.
Ale kto będzie bronił jeszcze „L”, „B”, „T”? A to jeszcze nie komplet. Do tego trzeba dorzucić „Q”, jak queer, co według pięciu słowników, m.in. „ling.pl” znaczy dziwny, mętny, pedalski, ciotowaty, pomylony. Gdzie u Rostowskiego podziała się troska o zaspokajanie potrzeb tego środowiska, jak „masturbacja” i „poznawanie swojego ciała” w towarzystwie „od przedszkola do ramola”? Dał temu przykład, nie wiem czy najlepszy gwiazdor, na pewno najsłynniejszy pedofil wśród gwiazd filmowych, Raymond Roman Thierry Liebling vel Roman Polański, syn Mojżesza Lieblinga i Buli Katz-Przedborskiej. Gdy to robią księża to jest „be”. Ale „nasz” jest „gut”, „richtig”. Bo tylko on jest „politpoprawny”!
„Tolerancyjni” oskarżają przy tym „nietolerancyjnych” o wrogość do wszystkich „kochających inaczej”. To jest stara marksistowska (dzisiaj neomarksistowska) praktyka dzielenia ludzi („dziel i rządź”) poprzez zasianie strachu u wszystkich „czujących odmienność”, wmawiając im, że są w nienawiści u „nietolerancyjnych”. Są tacy zadufani, że myślą, że ludzie dadzą się nabrać na „taki chwyt”. Otóż nie! Nienawidzić trzeba tylko takich „odmieńców”, którzy wsadzają sobie w goły tyłek piórko, zakrywają twarz skórzaną maską (chcą być anonimowi?) i drą się na ulicach miast, mącąc w głowach ludziom naiwnym, w tym właśnie tym odmiennym. Bałamucą homoseksualne środowisko i robią właśnie przede wszystkim im krzywdę.
Antoni Górski