Protesty popierające sędziów jawnie lekceważących prawo, nie uznających orzeczeń i wyroków innych sądów, lub uważających się za nad-obywateli i unikających np. przesłuchań jednoznacznie prowadzą do przekonania, że system sądowniczy w Polsce stanowi coś zbliżonego do mafii. Dlaczego? Wystarczy spojrzeć na ostatnie wyroki sądowe dotyczące np. polityków PO.
Wypuszczanie polityków podejrzanych o przestępstwa gospodarcze, wielomilionowe łapówki a nawet udział polityków w grupach przestępczych przez polskie sądy stało się nad Wisłą standardem. Standardem, który był codziennością w USA lat 60., we Włoszech lat 80. a jest w dzisiejszych republikach postsowieckich.
Tusk w obronie przestępców
Zgodnie z podręcznikową definicją w taki właśnie sposób działają mafie – organizacje przestępcze tajne, choć posiadające duże wpływy przede wszystkim na różnych szczeblach władzy, w tym również władzy sądowniczej, posiadającej wpływy w polityce oraz legalnym biznesie i przez to sankcjonujące prawnie swoją działalność.
Twarzą polityki utrudniania śledztw stał się były lider Platformy Obywatelskiej i były premier Donald Tusk, który na każdym kroku podkreśla, że prokuratorzy łamią prawo (sic!). Problem w tym, że Tusk często celowo mija się z prawdą.
Do historii przejdzie niedawna wymiana zdań między Michałem Wójcikiem, byłym wiceszefem Ministerstwa Sprawiedliwości a właśnie Donaldem Tuskiem w sprawie aresztu dla Sławomira Nowaka, byłego ministra i przyjaciela Tuska, który jest podejrzany o popełnienie przestępstw nie tylko w Polsce, ale także na Ukrainie, gdzie był szefem jednej z państwowych agencji.
„Pisowski minister Wójcik twierdzi, że trzy lata w areszcie bez wyroku sądowego to „coś normalnego”. Hazardzista” – napisał na Tweeterze Tusk.
„Od 2007 do 2014 w tymczasowym areszcie powyżej 2 lat przebywało średnio 648 osób, od 2015 do 2020 średnio 342 osoby. Hipokryta” – odpisał Michał Wójcik. Dużo więcej odpisali Tuskowi internauci, przypominając sprawę wieloletnich aresztów m.in. dla kibiców, którzy później byli przez sądy uniewinniani.
Sprawa Sławomira Nowaka jest obecnie najgłośniejszym przypadkiem polityka z Platformy Obywatelskiej, który może jawnie liczyć na przychylność polskich sądów. W tle jest jednak dużo więcej bohaterów tej konkretnej afery. Afery, która okazała się sięgać nie tyko polskiego ministerstwa i służb, ale również spraw dziejących się w ukraińskim rządzie.
Ponad tydzień temu Sąd Okręgowy w Warszawie odrzucił wniosek prokuratury o przedłużenie dla Nowaka aresztu – pomimo tego, że śledztwa przeciwko niemu prowadzą prokuratury w Polsce i na Ukrainie, zaś wielomilionowe łapówki są najlżejszym z zarzutów. Ukraińcy przekonują, że Nowak był członkiem grupy przestępczej, która działała na pograniczu biznesu i polityki, i która brała wielomilionowe łapówki oraz angażowała się w pranie brudnych pieniędzy. Z czasem sąd zwolnił Nowaka również z milionowej kaucji.
Koledzy Sławomira N.
Ten sam sąd nie uwzględnił również wniosku prokuratury o przedłużenie aresztu wobec Łukasza Z., jak wynika z prowadzonego śledztwa, członka grupy przestępczej, kierowanej przez b. ministra transportu. Łukasz Z. był doradcą premier Ewy Kopacz i choć sąd uznał wcześniej, że prawdopodobieństwo popełnienia przez podejrzanego przestępstw (przyjęcie łącznie 1,3 mln złotych łapówek) jest bardzo duże… Zwolnił go z aresztu – za kaucją w wysokości 60 tys. złotych. Sadów w Polsce nie interesuje, skąd urzędnicy państwowi mieli od ręki 60 złotych w przypadku Łukasza Z., czy hipotetyczny milion złotych w przypadku Sławomira Nowaka na wpłacenie kaucji.
Prosty rachunek ekonomiczny na podstawie jawnych przecież zarobków urzędników państwowych prowadzi do konkluzji, że na zaoszczędzenie na swoje kaucje przy normalnym trybie życia Nowak i jego kolega musieliby pracować w ministerstwach przynajmniej dwie dekady.
Inny podejrzany w tej samej sprawie łapówek przepływających przez grupę Nowaka, Paweł G., który starał się o zamówienie publiczne dotyczące obsługi autostrad w obwodzie lwowskim, uniknął aresztu po wpłaceniu miliona złotych kaucji.
Sądy bronią również Romana G., niegdyś polityka Ligi Polskich Rodzin, dzisiaj znanego bardziej jako „adwokata Platformy”. Miał on, zdaniem prokuratury, która wystąpiła o areszt byłego polityka, unikać przesłuchań w prokuraturze. Istniało również podejrzenie, że Giertych może próbować ukrywać dowody w swojej sprawie oraz ustalać linię obrony z innymi podejrzanymi, wśród których są jego bliscy współpracownicy.
Według prokuratury „niezrozumiałe jest stanowisko sądu, że funkcjonariusze Centralnego Biura Antykorupcyjnego nie byli upoważnieni do zatrzymania Romana G. w tym postępowaniu”, bo prowadzenie przedmiotowego śledztwa już na początkowym jego etapie zostało powierzane CBA.
Śledztwo w sprawie wyprowadzenia z giełdowej spółki Polnord około 92 mln zł zostało wszczęte w lutym 2017 r. w związku z zawiadomieniem złożonym przez nowe władze tej spółki. W toku śledztwa ustalono, że jedną z kluczowych osób, które miały brać udział w przestępstwie, był właśnie adwokat Roman.
Pinior poza więzieniem?
Nie mniej bulwersująca była również decyzja sądu o wstrzymaniu wykonania kary więzienia wobec Józefa Piniora, byłego senatora PO, którego skazano na 1,5 roku więzienia za korupcję. Polityk i jego asystent Jarosław Wardęga, przyjęli łapówki w kwocie co najmniej 40 tys. zł w zamian za „załatwienie w Ministerstwie Infrastruktury i Rozwoju oraz w Komendzie Głównej Państwowej Straży Pożarnej w Warszawie korzystnego rozstrzygnięcia sprawy” dolnośląskiego biznesmena Tomasza G. I choć Pinior oraz jego asystent nie przyznali się do winy, dowody były na tyle mocne, że sąd orzekając wyrok nie miał żadnych wątpliwości a sam proces trwał rekordowo krótko. Jednak były senator najprawdopodobniej nie zobaczy krat – jego wyrok, na wniosek obrony, może zostać zamieniony na odbywanie kary w systemie dozoru elektronicznego, czyli tzw. bransoletkę. Karę, która najczęściej stosowana jest wobec drobnych przestępców i alimenciarzy.
Tak właśnie działają „wolne sądy” jakże chętnie bronione przez totalną opozycję z Platformą Obywatelską na czele. Dziwi tylko obecność na protestach ludzi, którzy odżegnują się od Donalda Tuska i jego kolegów. W jaki sposób zaangażowani w bieżącą politykę rzekomo niezawiśli sędziowie przekonali ich do swoich racji? I gdzie w tym wszystkim jest Konstytucja, jakże często pojawiająca się na sztandarach?
Paweł Pietkun