Gdyby oceniać, który z polskich polityków odniósł w 2019 roku największy osobisty sukces, to moim zdaniem byłby to Robert Biedroń. Na początku roku był prezydentem niewielkiego, ale pełnego różnorodnych problemów Słupska, a na koniec roku jest posłem do Parlamentu Europejskiego, zaopatrzonym w różnorodne bonusy i apanaże bez żadnej odpowiedzialności politycznej. Co prawda obiecywał, że mandatu europosła nie przyjmie, bo tu jest potrzebny. Kiedy marzenia się spełniły o obietnicy szybko zapomniał. Partię, której zawdzięczał sukces (a właściwie to co z niej zostało) oddał do użytkowania SLD i teraz jako wolny działacz postępowej, europejskiej lewicy będzie mógł hasać po brukselskich salonach. Czasem może sobie wpadnie na warszawskie.
Trzeba przyznać – czapki z głów, szanowny Panie.
Ten przypadek, to kolejny dowód na to, że mamy w naszym polskim elektoracie potencjał głęboko niezadowolonych antysystemowców na poziomie przekraczającym 10%. Odrzucają oni obecny kształt naszej sceny politycznej i są gotowi głosować wyłącznie na tych, którzy „jeszcze nie rządzili”. Przeszkodą nie jest nawet to, że nowe twory powstają kilka miesięcy przed wyborami, a jedynym ich atutem jest, że „dobrze mówią”. Tak było z Samoobroną, Ruchem Palikota, Kukiz 15, Ligą Polskich Rodzin, Nowoczesną Ryszarda Petru, czy wspominaną wcześniej Wiosna Roberta Biedronia. Dodać do tego należy jeszcze elektorat, na który zawsze może liczyć Janusz Korwin-Mikke w swojej kolejnej odsłonie oraz środowiska narodowe – a uzyskamy łącznie kilkanaście procent głosów, po które zawsze zgłasza się nowy, wykreowany tuż przed wyborami „projekt polityczny”.
Czy jest na to rada? Pierwszą odpowiedzią byłoby stwierdzenie, że trzeba ludzi edukować. Czołowe partie polityczne zarówno rządzące jak i opozycyjne powinny lepiej działać, skutecznie budować zaufanie wyborców. Obserwatorzy i komentatorzy życia politycznego mają długie listy wskazań jak poprawić, a przez to uwiarygodnić działalność partii politycznych. I cóż z tego, prawdziwa partia polityczna to taki organizm, który składa się z ambitnych ludzi, żyje swoim życiem i jest rozliczany przez anonimowego wyborcę raz na kilka lat. Na funkcjonowanie partii wyborca ma tylko pośredni wpływ poprzez akt głosowania. Próby zmieniania partii od wewnątrz to już wyższa szkoła jazdy, przynależna ścisłemu kierownictwu. Jeżeli ktoś chce reformować partię oddolnie, to sukces jest mało prawdopodobny, za to problemy pewne.
Ciekawe rozwiązanie wyborcze widziałem na Ukrainie. Tam na kartach do głosowania są oczywiście wskazane komitety wyborcze i konkretni kandydaci, ale jest jeszcze opcja głosowania: „protiw wsiem” czyli przeciw wszystkim. Wyborca zatem uczestniczy w wyborach, oddaje ważny głos, ale nie wspiera nikogo. Daje tym samym sygnał, że odrzuca przedstawione mu propozycje programowe i personalne. Dzięki temu głosy niezadowolonych są wyraźnie pokazane, ale nie trafiają do sezonowych tworów, tworzonych wyłącznie na jedną kampanię i głoszących, że trzeba wszystko co do tej pory istniało wyrzucić na śmietnik historii.
Powie ktoś, Ukraina to nie jest kraj, który należy traktować jako wzór ustroju politycznego sądząc po nieustannych wstrząsach, które przeżywa. Zgoda. Ale sadzę, że to małe rozwiązanie w polskich warunkach zrobiłby wiele dobrego.
Jerzy Szmit