20 grudnia 2017 roku, przy aplauzie ówczesnego szefa Rady Europejskiej (obecnego oppositionführera D. Tuska) i jego polskich popleczników, na wniosek znanego holenderskiego Polakożercy Timmermansa, uruchomiona została tzw. procedura praworządności przeciwko naszemu krajowi z art. 7 ust. 1 TUE. Zaprezentowano wtedy długą listę polskich zbrodni przeciwko tzw. praworządności europejskiej i zapowiadano, że w szybkim tempie Polska zostanie pozbawiona prawa głosu w strukturach europejskich.
Za chwilę miną cztery lata, a dzielni brukselscy obrońcy praworządności do dzisiaj nie posunęli sprawy o milimetr. Więcej, drżą na myśl o tym, żeby ich „ustalenia” poddać rzetelnej debacie.
Ówczesny publicystyczny bełkot w zderzeniu z twardym prawem traktatowym, okazuje się właśnie jedynie polityczną hucpą.
Dzisiaj znowu ci obrońcy praworządności machają pałką bejsbolową, kryjąc się za kompromitującym jakość ich pracy tzw. „raportem o stanie praworządności w Europie” AD2021. Ten żenujący w swej treści dokument dowodzi, że jedynym celem tych działań, jest tzw. robota polityczna.
Neobolszewickie elitki Unii Europejskiej i tzw. krajów wiodących, nie mogą się pogodzić z tym że jacyś dzikusi w Polsce, na Węgrzech czy w Słowenii, nie wybierają tych, których palcem pokazuje im Merkel czy Macron. To jest ta nasza prawdziwa zbrodnia, bowiem ci ludzie nigdy nie wyleczyli się ze swojego poczucia kolonialnej wyższości w stosunku do nas.
Najgorsze jest to, że ciągle w Polsce jest niemały zastęp jurgieletników, którzy nie wyobrażają sobie życia bez protekcji ze strony kolonialnych panów. Przesiąknęli tym za komuny, a dzisiaj zmienili jedynie pana, któremu chcą oddawać hołdy.
Dzisiaj prawdziwa linia podziału przebiega właśnie między tymi, którzy chcę z tej kolonialnej zależności się wyrwać, a tymi którzy marzą tylko o tym, by być namiestnikami administrującymi w imieniu swoich protektorów „watahą” czy „bydłem” – jak to mówili klasycy tego środowiska.
Grzegorz Górski