Wściekłość neobolszewickiej części Parlamentu Europejskiego oraz Komisji Europejskiej, której erupcję mogliśmy dzisiaj oglądać, wynika z jednej prostej przyczyny.
BEZRADNOŚCI.
Oni doskonale wiedzą, że nic nam już nie mogą zrobić, nic zablokować, nic narzucić.
Oni — zależni od przypadkowych koalicji i zakulisowych rozgrywek — nie mogą znieść konfrontacji z gabinetem, który drugi raz pod rząd uzyskuje zaufanie, aby dysponować samodzielną większością parlamentarną. Tak jest jeszcze tylko na Węgrzech — to naprawdę może doprowadzić do szewskiej pasji.
Wiedzą, że nic nie mogą „przyciąć”, bo każdą następną transzę wypłat z Funduszu Odbudowy, możemy spokojnie z Węgrami każdemu zablokować.
Wiedzą, że nie mogą „przyciąć” środków z budżetu, bo ilość spraw wymagających jednomyślności jest tak wielka, że polegną przy najbliższej okazji.
Wiedzą też, że nie przeprowadzą żadnej procedury z art. 7, bo się nie dało jej zrealizować w o wiele bardziej sprzyjających warunkach do tej pory (przypominam, że cały czas trwa cyrkowa procedura uruchomiona przez tytana intelektu Timmermansa, bo chyba wszyscy o tym zapomnieli).
Więcej nawet, prowokują nas do weta, bo w dobie sprokurowanego przez siebie kryzysu energetycznego, tylko to może uratować Europę przed skutkami kolejnego wiekopomnego dzieła Timmeemansa — przed Fit for 55.
No to jak tu się nie wściekać, nie wrzeszczeć, nie ośmieszać się.
Furia — to nie tylko cecha naszego Oppostionsführera, ale również całej neobolszewii, która już widzi, że jej czas dobiega — szczęśliwie — końca.
Jedno jest pewne — nikt po nich nie będzie płakał.
Grzegorz Górski