Jeśli politykę robią pi-arowcy, to skutki tego są prędzej niż później fatalne. Aby nie być gołosłownym:
1. Zaplecze medialne Bidena uznało, że uchwalenie idącego w biliony dolarów „planu odbudowy infrastruktury” oraz wycofanie się z Afganistanu, będą entuzjastycznie przyjęte przez Amerykanów, to zaś ustawi całą kampanię do Kongresu w przyszłym roku. Zamysł ogólnie biorąc słuszny, medialne moce uruchomione, ale wyszło tak jakoś…. po rusku. I to w obu sprawach.
Skutki – Biden do wymiany, a odrobienie strat w kontekście przyszłorocznej kampanii, już raczej niemożliwe.
2. Zlot Trzaskowskiego, miał być medialnym sukcesem i impulsem programowym na przygotowanie się do przedterminowej kampanii wyborczej. Teoretycznie wszystko zagrało – pieniążki niemieckie wpłynęły, Tusk ma genialny (oczywiście tajny) plan obalenia rządu i doprowadzenia do wyborów, a zgromadzone na sali „tęgie umysły”, miały nakreślić „program”. No i też wyszło jakoś tak… po rusku.
Skutki – plan Tuska to ściema na utrzymanie mobilizacji partii, a „koncepcje programowe” ogłaszane przez Grodzkiego, Balcerowicza czy Michnika, objawiły „potencjał intelektualny” tego obozu.
3. „Konwencja” Hołowni – miało być booom po Campusie, miał być Obama, później Obamowa, a wyszło znowu jakoś tak… po rusku. „Jaśmina” objawiła zdolność tej „formacji” do odpowiedzialności za państwo. Brakowało tylko żeby się Szymek znowu poryczał…
Skutki – Szymek zaraz przebije próg wyborczy od góry w swoim locie pikowym.
Bezgraniczne zaufanie do pi-arowców, bezgraniczna wiara w swoje niezależne TVN-y, ślepa wiara w każdy sondaż – to najlepsze ścieżki do klęski w polityce.
Jak widać, dla pewnego sposobu myślenia i działania w polityce, są to jednak fundamenty.
I niech tak – daj Boże – zostanie.
Grzegorz Górski