Ponad 80 lat temu, miało miejsce niezwykłe wydarzenie. W obliczu coraz bardziej rozzuchwalonych Niemiec, zaraz po ostatecznym rozbiciu przez nie Czechosłowacji i pogwałceniu ustaleń monachijskich, premier Wielkiej Brytanii w imieniu swojego kraju i Francji złożył wobec Polski oświadczenie. W jego treści znajdowało się zapewnienie, iż w przypadku jakiejkolwiek akcji wymierzonej w niepodległość Polski, którą rząd polski uznałby za żywotną i użył dla niej swoich sił zbrojnych, oba rządu udzielą Polsce „wszelkiej pomocy leżącej w ich rękach”.
Do dzisiaj historycy i politycy brytyjscy nie są w stanie pojąć, jak możliwe było udzielenie przez oba państwa tak daleko idących gwarancji, dodatkowo uzależniając ich akcję całkowicie od uznania Polski. Żadne z tych mocarstw nigdy w swej historii nie udzieliły nikomu takich gwarancji.
Nie miejsce tu by analizować przyczyny udzielenia gwarancji, przy których art. 5 układu waszyngtońskiego są po prostu pustosłowiem.
Ważne jest co innego.
Kilka dni po udzieleniu tych gwarancji, do Londynu pojechał min. Józef Beck, aby potwierdzić te ustalenia i podpisać stosowne traktaty. Wizyta okazała się jednak rozczarowująca z brytyjskiego punktu widzenia. Wprawdzie nie zmienili oni swych gwarancji, a potem (25 sierpnia) poszli jeszcze dalej, ale nie znaleźli w Becku partnera, który podźwignąłby z nimi współodpowiedzialność za Europę.
Gwarancje brytyjsko-francuskie nie były tylko wynikiem gwałtownej zmiany sytuacji na kontynencie. Był to w równej mierze efekt niezwykle ciężkiej, siedmioletniej pracy min. Becka. Zdołał on wyprowadzić Polskę z izolacji wynikającej z zagrożeń generowanych przez Niemcy i Związek Sowiecki, uzależnienia od francuskiego widzimisię, lekceważenia przez „koncert mocarstw” – jednym słowem wprowadził Polskę do europejskiej ekstraklasy.
Ale kiedy ta jego ciężka praca została potwierdzona brytyjsko – francuskimi, bezprecedensowymi w historii światowej dyplomacji gwarancjami, min. Beck nie potrafił przełożyć tych politycznych ustaleń, na traktatowe stypulacje. Takie stypulacje, które jednoznacznie materializowałyby polityczne deklaracje.
Czytając wspomnienia Becka, relacjonującego swoją wizytę w Londynie, trudno pojąć co się stało z tym genialnym strategiem. Zawód jaki sprawił Brytyjczykom przebija z angielskich dokumentów. Beck nie tylko nie zgodził się podjąć wspólnych z Angllikami i Francuzami działań porządkujących Niemców (ale i Sowietów), ale również nie przedstawił polskich oczekiwań wobec Aliantów! Ale za to był zachwycony powitaniem go na londyńskim dworcu kolejowym.
Zwieńczeniem tego podejścia było to, że kluczowa z punktu widzenia prowadzenia przez Polskę wojny w 1939 roku umowa wojskowa z Francją, podpisana została … 4 września 1939 roku.
W Polsce jesteśmy przyzwyczajeni do obarczania odpowiedzialnością za samotną walkę we wrześniu 1939 roku Francuzów i Anglików. Pamiętajmy jednak, że od kwietnia do końca sierpnia 1939 roku, polskie władze nie były w stanie doprowadzić – mimo posiadanych gwarancji politycznych – do przygotowania konkretnych porozumień wojskowych.
Ale przez ten okres zarówno Beck, jak i pozostali liderzy ówczesnego obozu rządzącego żyli w absolutnym przekonaniu, że owe polityczne gwarancje dają Polsce całkowite bezpieczeństwo. Byli przeświadczeni, że siła polskiej armii w połączeniu z potencjałem anglo – francuskim jest wystarczająca, aby zniszczyć Niemcy. Byli wreszcie upojeni świadomością tego, że Polska jest właśnie owym ekstraligowym graczem europejskim.
Jak wielkie było owo upojenie sukcesem dowodzi fakt, że podpisanie paktu Ribbentrop – Mołotov nie wywołało w praktyce żadnych refleksji po polskiej stronie.
Ta historia może się powtórzyć. Stoimy dzisiaj wobec największego zagrożenia od 1939 roku. Rosyjskie elity nie kryją się już w ogóle z tym, że ich celem jest „zrównanie Warszawy z ziemią”. Jeśli ktoś sądzi, że ci bandyci żartują, to radzę poważnie traktować obrazki z Mariupola czy z Charkowa.
Gościliśmy wczoraj prezydenta USA i słyszeliśmy wiele o art. 5. Słyszeliśmy patetyczne frazy, emocjonalne wątki, moralne rozważania i filozoficzne refleksje.
Ale nie usłyszeliśmy żadnych konkretów.
Do kwestii tej wrócę jutro, ale jedyne co ciśnie się mi do głowy w opisanym kontekście to przypomnienie finału Pieśni 5 Jana Kochanowskiego:
„Cieszy mię ten rym: „Polak mądr po szkodzie”;
Lecz jeśli prawda i z tego nas zbodzie,
Nową przypowieść Polak sobie kupi,
Że i przed szkodą, i po szkodzie głupi.”
prof. Grzegorz Górski