Wbrew tytułowi artykułu nie piszę o wspaniałej wiktorii sprzed 100 lat – heroicznym wysiłku całego Narodu Polskiego osamotnionego w walce z bolszewickimi hordami. Sąsiedzi: Niemcy, gdzie też szalała rewolucja, Austria i Czechosłowacja, wrogo nastawieni, zakazały produkcji, wywozu i tranzytu sprzętu wojskowego do Polski. Jedynie Węgry w krytycznym momencie w sierpniu 1920 roku, okrężną drogą przez Rumunię, oprócz innego wyposażenia dostarczyły 22 miliony sztuk amunicji. To tak 4 sztuki na każdego bolszewika. Wystarczyło! Dzisiaj przeciwko sobie (trzeba być aż tak zaślepionym?!) tej „amunicji” dostarczają sami współcześni bolszewicy.
Władysław Kosiniak-Kamysz zatroskany „pogłębiającą się wojną polsko-polską” nawołuje do „prawdziwej rewolucji obywatelskiej [nauki pobierał u towarzyszy? –A.G.], gdzie obywatel w wymiarze sprawiedliwości będzie miał dużo więcej do powiedzenia, gdzie będzie mógł rozliczyć posła”. Tak „szczery” może być tylko działacz PSL-u uzurpującego sobie 120-letnią tradycję ruchu chłopskiego, a wywodzącego się bezpośrednio z ZSL – satelity PZPR. Mógł „dać obywatelowi więcej do powiedzenia”, gdy na spółę z PO kopał obywatela w głowę podczas Marszu Niepodległości w 2011 roku. Czy marzy mu się taka „rewolucja” jak podczas współrządzenia z Ewą Kopacz w styczniu 2015 roku, gdy strzelał do górników pod Jastrzębską Spółką Węglową? Partii „obrotowej” wszystko jedno z kim trzyma spółę, bo, według od dawna sprawdzonej taktyki, „koalicja trwa i trwa mać!” I zblatować się potrafi z towarzyszami od skrajnego lewactwa poprzez tęczę po „skrajne prawo”.
Platforma zwąca się Obywatelską współdzieląca się „zasługami” z PSL/ZSL przygarnęła pod swoje skrzydełka odpryski towarzystwa: Arłukowicza, Jońskiego, Napieralskiego i nestorkę PZPR-u Śledzińską-Katarasińską.
„Nową [starą –A.G.] Lewicę”, chociaż tyle razy się przepoczwarzała, nietrudno rozszyfrować jako spadkobierców bolszewików: towarzyszy dziadków, synów i wnuków. Dzisiaj chcą być „kolegami” i „panami”. Nie wiem dlaczego wszyscy tak ich tytułują? Czy chcą być tak delikatni, a może aby nie obrazić towarzyszy? A towarzysze sami siebie obrażali przez 50 lat.
Na warmińskim podwórku też nie brakuje czerwonych towarzyszy. Siedzą w urzędach i w Ratuszu. Nadal czczą bolszewicką, zbrodniczą Armię Czerwoną w olsztyńskich „szubienicach”.
Oprócz koniunkturalnego, bolszewickiego, antypolskiego zblatowania się powyższych formacji, łączy ich jeszcze atawistyczna nienawiść do PiS-u, w przypływie szczerości nazywając się „antyPiSem”. Wmawiają przy tym Narodowi, że to wojna polsko-polska. Na szczęście pozostaje to w sferze życzeniowej. W istocie jest to wojna polsko-bolszewicka, w której tlą się jeszcze ogniska czerwonej i jej mutacji – tęczowej zarazy. Znów warto zacytować naszego bohatera narodowego, Pułkownika Ignacego Matuszewskiego: „Komunizm rosyjski był antycarski, antydemokratyczny – nie był jednak antyrosyjski. Komunizm ‘polski’ nigdy nie był polski – zawsze był antypolski”. Gwoli prawdy trzeba koniecznie dodać: komunizm „polski” był zawsze promoskiewski!
No dobrze, dobrze, ale w PiS-ie też nie brakuje „towarzyszy” – mówią. Nooo!? Niby prawda. I co z tego? Ja też byłem w LWP, chociaż nie towarzyszem. Jednakowoż, czy można zarzucić Romualdowi Trauguttowi, że służył w znienawidzonej armii carskiej, Józefowi Piłsudskiemu lewicowość (w PPS od 1892r.), Józefowi Hallerowi, że był w CK armii austro-węgierskiej? Nieistotne jest, że ktoś był. Ważne jest, że już nie jest towarzyszem. Bolszewikiem przestał być.
Można by apelować do dzisiejszych „polskich” bolszewików o opamiętanie, o zawrócenie z fałszywej drogi, a przynajmniej o rozsądek i odrobinę logiki w swoim postępowaniu. Ale skąd?! Widzą przed sobą tylko czerwoną płachtę. Nic do nich nie dociera. Nawoływania o spokój i pokój tylko ich rozzuchwalają, bo myślą, że mają przed sobą słabeuszy. Apele choćby o odrobinę patriotyzmu wywołują u nich tylko kpiny: „Przecież to takie nie postępowe!” „To nienormalność!”
Jeśli nie skutkują racjonalne argumenty, to… bolszewika goń, goń, goń!
Antoni Górski