Kampanie wyborcze na całym świecie, mają jeden charakterystyczny rys. Większość czasu ich autorzy i aktorzy poświęcają na odwrócenie uwagi od swoich rzeczywistych poglądów i celów i koncentrują się tzw. przekonaniu niezdecydowanych, a nawet przeciwników, że są kimś zupełnie innym niż są w rzeczywistości.
Wydawać by się mogło, że ludzie powyżej 18 roku życia wyedukowani w obowiązkowym systemie szkolnictwa (tak jest w każdym kraju „demokratycznym”) nie powinni dać się nabierać na takie prymitywne w swojej istocie sztuczki. Ale jak się okazuje, ten „patent” ciągle działa. Niemal zawsze.
Ostatnio ta prymitywna sztuczka pogrzebała Partię Demokratyczną w USA. Cztery lata temu wystawienie Bidena dało efekt, bowiem przedstawiano go jako „człowieka środka”, pobożnego katolika i doświadczonego polityka. Wystarczająca ilość Amerykanów dała się nabrać, by już w kilka dni po wyborach przekonać się, że wybrała nieprzytomnie lewackiego ekstremistę, realizującego najbardziej skrajną agendę w historii USA, do tego swoimi decyzjami otwarcie negującego najważniejsze katolickie prawdy wiary i w końcu marionetkę, sterowaną przez utajnione, zakulisowe koterie.
W 2024 roku Demokraci, ufni w swoje możliwości marketingowe, dysponujący nieograniczonymi pieniędzmi i przychylnością niemal całości mainstreamu medialnego, postanowili powtórzyć ten manewr. Uznali też, że już nawet nie ma co udawać z wystawianiem Bidena, tylko trzeba zagrać w otwarte karty i wystawić neobolszewicką ekstremistkę. Owa ekstremistka miała zostać jednak na kilka tygodni ubrana w garsonkę umiarkowanej zwolenniczki postępu. Z K. Harris nie dało się jednak zrobić kogoś innego. Mimo gigantycznych wysiłków amerykańskiego pospolitego ruszenia, ekstremistka wystraszyła wystarczająco dużo Amerykanów, aby przegrać pojedynek.
Zderzyła się ona nie tylko z konsekwentną i stabilną linią swojego przeciwnika, ale nade wszystko ze zdrowym odczuciem dużej części Amerykanów. Okazało się, że próby robienia z wyborców idiotów mają swoje granice, podobnie jak pompowanie ich emocji.
Wydaje się, że doświadczenie ostatniej amerykańskiej kampanii stanowi przełom i – oby – punkt zwrotny. Za chwilę przekonamy się o tym w Niemczech czy w Rumunii, a za niewiele ponad cztery miesiące w Polsce. No i w paru innych krajach.
U nas lider rządzącego reżimu postanowił wystawić w castingu na stróża żyrandola (jak to kiedyś określił) skrajnie lewicową, neobolszewicką marionetkę. Początkowo była to świadoma kalkulacja, bowiem – w oparciu o tylko sobie znane predykcje – uznał, że w Polsce dominują w elektoracie postawy centrolewicowe. Wydawało się zatem, że taka neobolszewicka marionetka z łatwością zagospodaruje tę przestrzeń i bez trudu osiągnie zwycięstwo.
Rzeczywistość jest jednak inna, bowiem w owym elektoracie dominują postawy centroprawicowe. Do tego nie kończące się pasmo sukcesów pałkarsko – tandeciarskiego reżimu powoduje, że już nawet własny elektorat zaczyna myśleć, a nie tylko kierować się prymitywnymi emocjami. Coś trzeba zatem zrobić.
Wymienić z marszu marionetki się nie da, bo tego nawet swój zidiociały elektorat na obecnym etapie nie zrozumie. Trzeba zatem wypróbować innej metody. Trzeba z neobolszewika zrobić centroprawicowca. Puścić go na wieś czy do mniejszych miast i spróbować sprawdzić, czy taki numer wyjdzie. Mamy zatem czas testowania – marionetka podróżuje po prowincji, udaje patriotę, walczy o suwerenność Polski, walczy z polityką klimatyczną Unii, wspiera rolników w ich trudach, buduje CPK i co tam jeszcze przyjdzie mu do głowy w ramach patriotyzmu gospodarczego. Nawet Gośkę wsadził do traktora, żeby dała czadu i pokazała chłopstwu, że to swoja dziewucha i potrafi.
Skądinąd w tym numerze z traktorem, wyszedł cały podświadomy bolszewizm reżimowych speców od marketingu i samego Lalusia. „Kobiety na traktory” to jedno z najbardziej charakterystycznych haseł bolszewickiej Rosji. Ten obraz na wieczność przeszedł do historii ilustrującej w pełni obłudę i kłamstwo komunistów. Gośka na traktorze wpisuje się stuprocentowo w istotę tamtego przekazu.
Powstaje pytanie, co przed nami? Stawiam na to, że za chwilę Laluś wyląduje w na Jasnej Górze gdzie będzie – z różańcem w rękach i na klęczkach – chciał przyjmować komunię św. i tylko przypadkowo towarzyszyć będą mu kamery neo-TVP. Laluś oświadczy też, że Gośka nadrabia teraz braki w nauczaniu religii swoich dzieci, którym na tę religię w szkole nie pozwoliła chodzić, bo się na kościół z Rafałem obrazili. W maju ich Stasiu w końcu przystąpi do „trochę” opóźnionej pierwszej komunii, co również przypadkowo będzie ogrywać neo-TVP.
Laluś będzie też 2 maja biegał z biało – czerwoną, a dzień później padnie krzyżem w jakimś maryjnym sanktuarium. Złoży tam śluby, że będzie jak lew walczyć o poszanowanie tradycji narodowo – patriotycznych.
Tusk testuje teraz intensywnie, czy ten łże wizerunek jego marionetki coś da. Jeśli w wewnętrznych sondażach okaże się, że jest jakieś przełożenie na 3 – 4 % elektoratu, to Lalusia zostawi. Jeśli będzie odwrotnie, to wywali go z TRZASKIEM, żeby spróbować innego wariantu. Musimy zatem przyglądać się intensywnie metamorfozom Lalusia i jego Gośki w najbliższych 2 – 3 tygodniach. Chociaż tak naprawdę, to o jego losie zadecyduje paru macherów z CBOS-u IPSOS-u, IBRiSu, United Surveys czy Opinii 24. To oni wydadzą na niego wyrok – rzecz jasna na zlecenie swojego regirungsführera.
Istotniejsze jest jednak pytanie, ilu Polaków da się zrobić w bambuko tym prymitywnym macherom od politproagandy? Sam jestem ciekawy.
Prof. Grzegorz Górski