Ostatnie dni przyniosły radykalny zwrot w zakresie stosunku do tzw. Zielonego Ładu, czyli szaleństwa narzuconego przez lewackich ekstremistów sterowanych z Moskwy i finansowanych z Pekinu, którzy pod pozorem walki z „ociepleniem klimatu”, postanowili zaorać północnoatlantycką dominację. Co interesujące, owi rodzimi ekstremiści – co jest typowe dla neobolszewizmu – są pozbawieni jakichkolwiek zdolności do myślenia w kategoriach związków przyczynowo – skutkowych – inaczej rzecz ujmując są po prostu prymitywni, bo właśnie brak owej zdolności jest podstawową dystynkcją prymitywizmu.
Brak owej zdolności do myślenia we wskazanych kategoriach prowadził od początku do przyjmowania założeń, które rozpatrywane w izolacji od siebie, być może zawierały nawet cząstki prawdy. Jednak uskładanie z tych puzzli jakiegokolwiek obrazka, nie było możliwe. Kto zachował odrobinę rozumu i zdolności właśnie do myślenia nie prymitywnego miał od początku świadomość, że te wszystkie „zielone brednie” którym nadawano w Europie dowodzonej przez oszustkę z Niemiec i w Ameryce dowodzonej przez sklerotyka miano „programów” czy „strategii walki”, nie tylko nie trzymają się kupy. One były po prostu tak porażające głupie i pozbawione jakiejkolwiek zdolności do widzenia prawdziwych skutków tej zabawy, że ludzie myślący ze zdumieniem przyglądali się tak niewyobrażalnej eksplozji idiotyzmu.
Co niestety było w tym najgorsze, ci bezmyślni kretyni zaczęli marnować coraz więcej pieniędzy na te swoje iluzje, a następnie realnie już (a nie teoretycznie) mordować podstawy naszej egzystencji. Zabawa trwała do czasu, podsycana przez speców od takiej destrukcyjnej roboty z Moskwy i Pekinu. Ale w końcu zdarzyło się to, co musiało się zdarzyć. Forsa zaczęła się kończyć, a koszty tej wariacji okazały się już tak wielkie, że wyczerpała się też lista sponsorów całej tej hecy.
Podobnie zatem jak w Związku Sowieckim czy komunistycznych Chinach budowano komunizm tak długo, jak długo była na to kasa wyciskana z utrzymywanych w straszliwej biedzie poddanych. Jak te możliwości się skończyły, trzeba było skończyć z komunizmem i zmienić swoje kraje.
Oczywiście katalizatorem stał się tu wynik wyborów w USA. Zwycięstwo Trumpa i jego otwarte zakwestionowanie – nie tylko werbalne, ale przede wszystkim finansowe – tego szaleństwa, wywróciło stół do góry nogami. Od razu okazało się, że nikt nie będzie się bawił w Ameryce w jakiekolwiek „zielone łady”, jeśli nie będzie dostawał na te przepały federalnej kasy. Międzynarodowi spece od walki z „ociepleniem” też od razu załapali, że bez amerykańskich „wsadów finansowych” ich walka traci sens. To zaś musiało także dotrzeć do Europy, która – mimo „całych swoich ambicji klimatycznych” – nie jest w stanie dźwigać na swoich barkach walki całej ludzkości.
Impuls dali tu przede wszystkim europejscy przemysłowcy, do których dotarło, iż w obliczu powrotu Ameryki do paliw kopalnych, ich zdolność do konkurencji już nie tylko z Chinami czy Indiami, ale właśnie – przede wszystkim – z USA spadnie do zera. Zrozumieli też, że brednie o jakichś „podatkach od śladu węglowego” z którego niemiecka oszustka chciała uczynić źródło dalszej zabawy wyalienowanej od świata kasty brukselskiej, przed niczym ich ochroni. A przeciwnie, jedynie zepchnie Europejczyków w skrajną biedę. Oni zaczęli naciskać i w Berlinie, i w Brukseli i wywołali olbrzymi ferment. Wystarczyły 3 – 4 tygodnie, aby nawet niemiecka oszustka poczuła się zmuszona po szpitalnym leczeniu oświadczyć, że „sprawy trzeba przemyśleć”. No to sprawy postanowił „przemyśleć” również nasz wódz koalicji 13 grudnia, przemawiający w dwóch postaciach – własnej i swojego kandydata na prezydenta. Szybko okazało się, że tylko przez przypadek nikt dotąd nie dostrzegał, iż to właśnie oni jeszcze kilka tygodni wcześniej gotowi byli kłaść głowę za „zieloną transformację”. Teraz okazało się, że są nadzieją Europy na „modernizację Zielonego Ładu”. Wraz ze swoją niemiecką patronką przygotowali od razu nowe hasło: Competitiveness Coordination Tool. Teraz – jak w najlepszych latach Związku Sowieckiego – będą ratować Europę z g…a w które sami ją wprowadzili.
Piszę o tym na razie ogólnie – szerzej opiszę tę rewolucję w kolejnych tekstach – bo wpisuje się to (nieprzypadkowo) w toczącą się kampanię wyborczą. Nie tylko w Polsce. Najpierw w Niemczech, bo przecież niemieccy zwierzchnicy Tuska z CDU/CSU musieli przestawić wajchę już teraz, bo mają wybory za dziesięć dni. Dwoją się więc i troją, żeby odwrócić uwagę od siebie i wmówić Niemcom i Europie, że oni też wcale tego „zielonego g…a” nie promowali. Jasne, tak jak np. nie organizowali współpracy z Putinem – bo przecież i Merkel, Weber i von der Leyen to nie są „chadecy” niemieccy.
Ich polscy wasale z Tuskiem na czele nie są więc w niczym oryginalni (to wiemy od dawna). Próbują swoimi prymitywnymi sztuczkami medialnymi po raz kolejny otumanić swój ogłupiały elektorat i wykazywać, że są znowu w europejskiej awangardzie. Tym razem w awangardzie nowego postępu, który jest zaprzeczeniem poprzedniego postępu, tego co to był jeszcze miesiąc temu obowiązującym postępem.
Kłamstwo i fałsz tej postawy, ujawnia coś bardzo interesującego. Oto bowiem dzielni europejscy planiści zaczęli prace nad nowym „planem siedmioletnim” na lata 2028 – 2034. Pracom tym przewodzi tuskowy komisarz europejski P. Serafin. I oto na przygotowywany w tej sprawie pierwszy „szczyt” w marcu, pan Serafin wyszykował stanowisko, z którego wynika, że będzie chciał zbierać kasę ze wszystkich opłat i podatków przewidzianych w „Zielonym Ładzie” Timmermansa (o tym też będę pisał). Tak, tak – w tym samym, który chcą „zrewidować” Tusk z Weberem, Merzem i niemiecką oszustką.
Nie wie lewica co czyni prawica?
Kto chce może wierzyć tym szarlatanom, dać się dalej ogłupiać, a potem narzekać czy psioczyć. Kto ma jednak trochę rozumu, może wykorzystać nadchodzące wybory do tego, żeby się ich pozbyć. Udział w referendum w sprawie pozbycia się Tuska i jego ferajny jest tą okazją.
Prof. Grzegorz Górski