Brytyjska ziemia, jeszcze niedawno tak gościnna dla Polaków szukających pracy i nowej ojczyzny bo bolesnym starciu z pierwszą kadencją rządu Donalda Tuska (2007 – 2011), dzisiaj spływa krwią kobiet. Najnowszy raport organizacji Femicide Census, zajmującej się raportowaniem zbrodni dokonywanych na kobietach w Wielkiej Brytanii, ujawnia szokujące dane na temat morderstw, których ofiarami są kobiety mówi, że co 10 kobieta zabita na Wyspach Brytyjskich w ciągu ostatnich 15 lat zginęła z ręki… swojego syna.
To ważna lekcja dla nas, zanim ochoczo zdecydujemy się na przyjmowanie imigrantów z innych krajów, szczególnie skrajnie odmiennych kulturowo, gdzie dopuszczalne są np. morderstwa rytualne dokonywane na kobietach.
Religia, choroby, zmiany cywilizacyjne
Dane, na które powołuje się Femicide Census dotyczą śmierci dwóch tysięcy kobiet zabitych przez mężczyzn, z których 170 zamordowali ich właśni synowie. To – mówią działacze organizacji kobiecych – bezprecedensowa fala matkobójstwa, za którą stoją uwarunkowania kulturowe, zmiany cywilizacyjne i choroby psychiczne.
Warto pamiętać, że za tymi ostatnimi również stoją zmiany cywilizacyjne, wymuszane nierzadko przez promowane i wprowadzane na siłę ideologie, stojące w kontrze to tradycyjnego podejścia do rodziny i roli kobiety w społeczeństwie.
Raport pochyla się wyłącznie nad tymi morderstwami, w których zapadły prawomocne wyroki sądowe – to gwarancja pewności sprawcy i motywów, jakie stały za zamordowaniem własnej matki. Oraz możliwość prześledzenia historii wszystkich wydarzeń, które stoją za tak trudną do zaakceptowania tragedią.
Choć motywy zbrodni były różne, większość z nich mieściła się w obszarze dającym się usprawiedliwić problemami psychicznymi a nawet chorobą psychiczną – stały one za ponad połową, bo 58 proc. zbrodni – w tle niemal zawsze były alkohol i narkotyki, dostępne na Wyspach równie łatwo, co w Polsce.
Między bajki należy włożyć historie o tym, że przyjezdni w domenie króla Karola III muzułmanie wzdrygają się przed wprost zabronionymi w Koranie napojami wyskokowymi. Sięgają po nie nader często, szukając zaczepki i promując islam – na ulicach podmiejskich dzielnic zachodnich miast – nierzadko także pięścią. Warto pamiętać, ze dzisiaj stanowią oni jedną dziesiątą brytyjskiego społeczeństwa. Jednak mówimy tylko o tych, którzy otwarcie deklarują swoje przywiązanie do islamu. Znaczna część z nich w pytaniach zadawanych przez urzędników i pracodawców woli chować się za ateizmem, zachowując jednocześnie wszystkie fizyczne atrybuty wiary, w tym brody, fryzury, charakterystyczne dla Bliskiego Wschodu zachowania, stroje oraz biżuterię.
Jakże inaczej w kontekście opublikowanych niedawno badań na temat zbrodni na kobietach wygląda od dekad promowana w Europie wizja islamskich młodzieńców nade wszystko szanujących swoje matki. Ta narracja zawsze była odpowiedzią imigrantów na toczące się w Europie dyskusje na temat gorszej, niż w cywilizacji zachodniej, roli kobiety w bliskowschodniej kulturze.
Tego argumentu w kontekście danych z raportu nie da się obronić.
Liczby mówią prawdę
Większość z matkobójców to obywatele brytyjscy z urodzenia. Ci, którzy dopiero mieli starać się o o brytyjskie obywatelstwo – przede wszystkim Pakistańczycy, czy mieszkańcy Bangladeszu, Afganistanu, Iranu i Iraku stanowią zdecydowanie mniejszy odsetek morderców. Opierając się na danych brytyjskiej służby statystycznej w kontekście raportu Femicide Census za zbrodnie na kobietach, w tym matkobójstwa odpowiada łącznie kilkuset mężczyzn z korzeniami na Bliskim Wschodzie.
Jednak synom nie mogą również ufać matki brytyjskie od pokoleń. Ich synowie-mordercy mają za sobą bagaż gigantycznych zmian cywilizacyjnych i erozji nie tylko pozycji, ale często również samego pojęcia rodziny. Niepewni swojej płci, często bezrobotni, lub z nisko-płatną pracą, szukają partnerów seksualnych, wszystko jedno jakiej płci, bo przecież dzisiaj modna jest każda. Za morderstwami z ich ręki stoi nadużywanie substancji psychoaktywnych prowadzące do zaburzeń psychicznych. Sięganie po narkotyki i alkohol w tym przypadku jest często efektem niemożności wyprowadzenia się dorosłych synów od własnych matek, czy rodziców w związku z brakiem przystępnych cenowo mieszkań i perspektyw na zmianę. Niepokojąco wysoki wskaźnik morderstw na matkach jest notowany również w polskiej mniejszości na Wyspach Brytyjskich.
Czy to oznacza, że Polskę również w nieodległej perspektywie czekają podobne – i trudne do zrozumienia – zmiany? Tak, jeżeli odrzucimy obecny w Polsce model rodziny. I jeśli zgodzimy się na przyjęcie niekontrolowanej liczby imigrantów, szczególnie z krajów, gdzie życie kobiety jest tradycyjnie mniej warte, niż życie mężczyzny, a nawet chłopca.
Osłabienie rodziny, osłabienie społeczeństwa
Jednak to nie jedyny problem, na jaki zwraca uwagę raport. To również kwestia wyroków wydawanych na mężczyzn uznanych za winnych zabijania kobiet. Podczas gdy 60 proc. morderców kobiet, zostało uznanych za winnych morderstwa, 22 proc. z nich zostało uznanych za
winnych jedynie nieumyślnego spowodowania śmierci na podstawie zmniejszonej odpowiedzialności lub… zawinionego zabójstwa. A 12 proc. popełniło samobójstwo.
Najkrótszy wyrok dla mordercy wynosił dziewięć lat, a najdłuższy 47 lat. Tylko 20 skazanych morderców (1 proc. zbrodniarzy) otrzymało karę dożywotniego pozbawienia wolności. Autorzy zwracają uwagę na to, że chętnie wykorzystywane przez koronne sądy „nieumyślne spowodowanie śmierci” jest wyjściem mocno kontrowersyjnym. Spośród 229 mężczyzn skazanych za nieumyślne spowodowanie śmierci przed 2020 r. tylko 18 pozostaje dzisiaj w więzieniach. Niektórym kary udało się uniknąć całkowicie. Ich nieprzystosowanie się do zasad panujących w społeczeństwie brytyjskim było zwykle… okolicznością łagodzącą.
Według dokumentów sejmowych, opierając się na europejskim mechanizmie relokacji Polska ma przyjąć 6182 uchodźców. W razie potrzeby ich liczba może wzrosnąć o kolejne 4158 osób.
Obecna polityka prowadzi zaś do zastąpienia tradycyjnej rodziny wielopokoleniowej związkami partnerskimi jedno, lub wielopłciowymi. I przenicowaniem roli matki, którą z czasem mają przejęć organizacje pozarodzinne.
Paweł Pietkun