Inicjatywa referendalna Czesława Małkowskiego, byłego prezydenta Olsztyna i reakcja na nią, na jaką pozwolił sobie Piotr Grzymowicz, obecny prezydent Olsztyna pokazują tylko, że obaj panowie nie patrzą dalej, niż na czubki swoich nosów. Doprawdy trudno jest znaleźć czasy, w których Olsztyn przeżywałby większy regres, niż przez ostatnie dekady.
Oczywiście budowa tramwajów i centrów handlowych, remont plaży miejskiej i przebudowa niektórych dróg mogą dawać wrażenie rozwoju. Jest to jednak wrażenie złudne, bo Olsztyn nie funkcjonuje w oderwaniu od reszty Polski, a szczególnie Warmii i Mazur. Miasto, które miało szanse stać się perłą na turystycznej mapie Polski jest dzisiaj starannie omijane przez turystów, którzy wolą spędzać swój cenny czas (oraz wydawać swoje nie mniej cenne pieniądze) w miasteczkach, których włodarze i samorządowcy patrzą na to, jak poprawić warunki życia mieszkańców oraz szalenie ważne nastroje turystów – wszak to oni są dla regionu filarem lokalnej gospodarki.
Prezydenci – były i obecny – skupili się na poprawianiu swoich warunków życia oraz dopieszczaniu swojego ego i własnych nastrojów w błogim przekonaniu, że ich uśmiechy osłodzą mieszkańcom zbliżający się do Olsztyna kryzys. Kryzys nie tylko gospodarczy, ale również demograficzny – bo nie jest dla nikogo tajemnicą, że młodzi ludzie – szczególnie ci przedsiębiorczy i odważni – nie traktują Olsztyna, jako miejsca w którym chcieliby zakładać rodziny i spędzić resztę życia. Młodych trzyma w Olsztynie wyłącznie uniwersytet i szansa na relatywnie (chodzi tu przede wszystkim o koszty życia) tanie możliwości kształcenia.
Nawet pobieżny monitoring mediów z ostatniego półrocza pokazuje, kiedy i jak mówi się w Polsce (czasem również w Europie) o Olsztynie. Pokazuje również to, kiedy o Olsztynie nie mówi się, choć właśnie powinno. Krótko mówiąc obydwaj cesarze – Grzymowicz i Małkowski – stoją nago w świetle jupiterów i wydaje się, że tylko oni nie widzą swojej nagości.
Olsztyn w mediach
Olsztyn znany jest dzisiaj z sędziego Pawła Juszczyszyna, który postawił się reformie sądownictwa. Awantura wszczęta przez sędziego nie doprowadziła do niczego, poza zbudowaniem kolejnego niepotrzebnego w mieście symbolu. Sędzia Juszczyszyn tak bardzo bronił Konstytucji (przy okazji broniąc również polityków, którzy odeszli ze świecznika, bo w wyborach powszechnych – gwarantowanych, a jakże, Konstytucją właśnie – dostali od Polaków czerwoną kartkę), że zapomniał sprawdzić, czy aby na pewno Konstytucja jest przestrzegana przez jego kolegów. A czy jest? Niech ocenią to podsądni, którzy powinni być informowani przez Sąd o dwuinstancyjności postępowania sądowego, a z tym różnie bywa. Owa dwuinstancyjność odnosi się nie tylko do np. możliwości złożenia apelacji od wyroku, ale również do zaskarżenia decyzji Sądu w sprawie na przykład odrzucenia wniosków dowodowych jednej ze stron. W praktyce powinno to wyglądać tak, że jeżeli jedna strona składa wniosek o przesłuchanie świadka, a Sąd ów wniosek odrzuca, sędzia powinien taką decyzję uzasadnić i dać stronie na piśmie. Umożliwiłoby to odwołanie się od decyzji Sądu do Sądu wyższej instancji (jeszcze w trakcie procesu) i świadka jednak przesłuchać – jeżeli okazałoby się to ważne dla ustalenia prawdy. Oczywiście to kłopotliwa sprawa, więc lepiej po prostu odrzucić takie wnioski mówiąc, że niczego do sprawy nie wniosą. Czy Sąd proponuje stronie przekazanie pisemnego wniosku z uzasadnieniem? No właśnie… A Konstytucja gwarantuje przecież prawo do rzetelnego procesu.
Olsztyn bezspornie kojarzy się Polakom z aferą rozporkową poprzedniego prezydenta miasta. Nie ważne, jaki ostatecznie zapadł w tej sprawie wyrok sądu – to proces, który trwał latami a argumenty przeciwko ówczesnemu prezydentowi były na tyle mocne, że miasto nie schodziło z czołówek gazet i programów informacyjnych. Słusznie, czy niesłusznie oskarżany Czesław Małkowski (warto przypomnieć, że jeszcze w latach 90. XX wieku Małkowski prosił, aby mówić na niego Jerzy – i tak się przedstawiał w rozmowach z dziennikarzami) nie usunął się w cień i nie pozwolił na spokojne przeprowadzenie procesu we własnej sprawie. Trwał na stanowisku i brał udział w kolejnych wyborach, skarżąc się na niedobre media wypominające mu aferę, której był bohaterem. W Polsce (również w Olsztynie) zdarzali się politycy, którym zarzucano poważne przewinienia – potrafili oni wycofać się z życia publicznego, zdając sobie sprawę z tego, że racja jest po ich stronie, ale dobro ogółu wymaga zrobienia kroku w tył.
Olsztyn wspominany jest w końcu w kontekście Kliniki Budzik prowadzonej przez Fundację Ewy Błaszczyk Akogo? Klinika stała się jedynym jasnym punktem w promocji Olsztyna – dziwi, że przy dość silnej pozycji Medycyny na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim stolica regionu nie staje się centrum medycznym dla Polski i naszego regionu Europy. Wystarczyłoby przecież rozbudować klinikę Ewy Błaszczak, olsztyńskie szpitale, wspierać UMW w rozwoju medycyny a obecną bazę turystyczną (nie w pełni wykorzystaną nawet w środku sezonu turystycznego) przygotować do przyjęcia rodzin osób, które do tych szpitali trafiają, tak aby stolica regionu stała się miastem kojarzonym bezwzględnie dobrze.
Gdzie wieje nudą…
Nie zaszkodziłaby również ręka wyciągnięta do turystów. Czy żaden z prezydentów nie zauważył, że nad Łyną po prostu wieje śmiertelną nudą? Czy nie razi ich, że zapatrzeni w półprywatne ratuszowe imprezy, przegapili to że olsztyńskie Stare Miasto zamiera po 22.00 nawet w weekendy? Olsztyńska oferta kulturalna jest delikatnie mówiąc skromna – kilka pereł, w tym Olsztyńskie Planetarium i Obserwatorium Astronomiczne oraz Awangarda2 – nie zmienią generalnie niekorzystnej opinii na temat miasta wśród przyjezdnych. Przede wszystkim dlatego, że od dekad żadnemu z włodarzy miasta nie przyszło do głowy, aby pieniądze przeznaczone na promocję wydać na to, co jeszcze w latach 70. i 80. było prawdziwą siłą Olsztyna.
Olsztyn ze swoimi (coraz mniej licznymi) przystaniami żeglarskimi nad jeziorem Ukiel mógłby stać się centrum żeglarskiej edukacji. Pokolenie 40-50-latków z Olsztyna z żeglarskim patentem ciężko zdobytym na Jeziorze Krzywym do dzisiaj cieszy się szacunkiem i uznaniem na Wielkich Jeziorach Mazurskich, Bałtyku, akwenach byłej Jugosławii, czy na Morzu Śródziemnym.
Czasy świetności minęły też – niestety – dla Aeroklubu Warmińskiego, choć był moment, kiedy osiągnięcia szybowników, lotniarzy, czy pilotów rozsławiały Olsztyn nie tylko nad Wisłą. Pieniądze na promocję i inwestycje trafiały zdecydowanie nie tam, gdzie trzeba.
Świetnie promowali się natomiast olsztyńscy prezydenci, decydując się na inwestycje w miasto wyłącznie wtedy, kiedy mogło się to przełożyć na wynik najbliższych wyborów. Przykładem niech będzie budowa linii tramwajowych – inwestycje w olsztyńskie tramwaje bezspornie były potrzebne. Tylko, jaki sens miało budowanie dwóch linii tramwajowych różniących się trasą jedynie na dwukilometrowym odcinku – między Skwerem Wakara, dworcem i Wysoką Bramą?
Mądrze wybierajmy
Wstydliwie należy przemilczeć stojące do dzisiaj w centrum miasta „Szubienice” dłuta Xawerego Dunikowskiego, pomnik wdzięczności Armii Czerwonej – choć akurat tej armii my, Polacy, nie jesteśmy winni żadnej wdzięczności. Oraz ulicę Smętka, która trwa w Olsztynie zupełnie, jakby samorządowcy nie wiedzieli kim, czy też czym jest ów Smętek i jakie miał znaczenie dla polskości na Warmii i Mazurach. A przecież w każdej olsztyńskiej bibliotece można wypożyczyć doskonały reportaż Melchiora Wańkowicza „Na tropach Smętka”, przed wojną czytany z równymi wypiekami na twarzy, co opowieści o Winnetou Karola Maya. Czym – według władz miasta – zasłużył się Smętek, że doczekał się tak bezrefleksyjnego trwania ulicy swojego imienia w stolicy regionu?
Bez względu na to, jak potoczą się losy planowanego przez byłego prezydenta miasta referendum w sprawie odwołana obecnego prezydenta miasta, które jest niczym innym, niż wojną koterii i dwóch ego, Olsztyn zasługuje na gospodarza, który będzie myślał w długiej perspektywie. Na gospodarza, który niczym Lucjusz Kwinkcjusz Cyncynat (od którego imienia pochodzi nazwa amerykańskiego miasta Cincinnati) będzie wiedział, kiedy trzeba zejść ze sceny bo to nie jego interes, ale interes społeczności jest naprawdę ważny.
Cyncynat w 458 r. p.n.e. został obwołany przez senat rzymski dyktatorem Rzymu podczas wojny z Ekwami. Jak głosi legnda senat dokonał wyboru, gdy Cyncynat orał pole. Posłowie, wysłani przez senat, najpierw nakazali mu założyć togę i dopiero gdy Cyncynat pojawił się w stosownym stroju, przekazali mu wieść o wyborze i oddaniu nad Rzymem władzy absolutnej. Po odniesionym zwycięstwie i odbytym triumfie… natychmiast zrzekł się urzędu i władzy, by powrócić do pracy na roli.
Autor: Paweł Pietkun