Nie mają grobów ani pomników, a przez dekady nie mieli nawet państwowej pamięci. Piotr Lisiecki z Towarzystwa Miłośników Wołynia mówi o rodzinnej traumie i święcie, które wreszcie oddaje głos ofiarom rzezi wołyńskiej, opowiadając o latach milczenia i znaczeniu tegorocznych obchodów.
Redakcja: 11 lipca po raz pierwszy obchodzony będzie Narodowy Dzień Pamięci o Polakach — Ofiarach Ludobójstwa dokonanego przez OUN i UPA. Jak długo czekaliśmy na tę decyzję?
Piotr Lisiecki: Bardzo długo. Polskie władze zawsze odpowiadały nam, że to jeszcze nie jest odpowiedni moment. Wcześniej godziło to w sojusze, potem tłumaczono to młodą państwowością Ukrainy, później rosyjską agresją. Zawsze pamięć o polskich ofiarach była poświęcana na ołtarzu bieżącej polityki.
Redakcja: Od ilu lat jest Pan obecny w Olsztynie na cmentarzu komunalnym, przed obeliskiem upamiętniającym ofiary Rzezi Wołyńskiej?
Piotr Lisiecki: Od dekad. Jestem trzecim pokoleniem uciekinierów spod banderowskiej siekiery. Moi dziadkowie mieli gospodarstwo w nieistniejącej dziś wsi Polanówka, niedaleko Równego. Ponad 30 członków naszej bliższej i dalszej rodziny zginęło z rąk banderowców. Nie mają mogił. Przychodzę co roku, żeby uczcić ich pamięć.
Redakcja: Z jakimi myślami Pan tam przychodzi?
Piotr Lisiecki: Bestialstwo ukraińskich sąsiadów wobec polskich sąsiadów do dziś budzi grozę. Temat jest tak trudny, że ciężko o nim rozmawiać z dziećmi — z obawy o traumę. Ale przecież inne narody, jak naród żydowski, znalazły sposób na opowiadanie o ludobójstwie. My też mamy prawo do pamięci.
Redakcja: Ten pomnik w Olsztynie, kopiec z kamieni i krzyż, ma swoją symbolikę, prawda?
Piotr Lisiecki: Odbieram to jako odniesienie do symbolicznych mogił, pod którymi chowano naszych rodaków — w miejscach nadal niezidentyfikowanych. To miejsce symboliczne dla tych, którzy nie mają swoich grobów.
Redakcja: Na tablicach wspomina się nie tylko Polaków, ale i Ukraińców.
Piotr Lisiecki: Tak. Trzeba pamiętać, że byli również Ukraińcy, którzy oddali życie broniąc swoich polskich sąsiadów. Było wiele rodzin mieszanych narodowościowo. Ich pamięć także trzeba pielęgnować.
Redakcja: Nie jest Pan sam pod tym pomnikiem. Kogo tam Pan spotyka?
Piotr Lisiecki: Coraz mniej jest świadków bezpośrednich wydarzeń, ale jak pozwala im zdrowie, to są z nami. Wspomnę śp. księdza infułata Juliana Żołnierkiewicza, który był kapelanem środowisk kresowych i zapoczątkował tradycję mszy świętych rocznicowych. Symboliczną opiekę nad mogiłą przejęli harcerze z ZHR. Zawsze możemy na nich liczyć.
Co roku jest z nami Jerzy Szmit, prezes Fundacji im. Piotra Poleskiego. Są też potomkowie kresowiaków, wołyniaków, osoby z różnych środowisk i w różnym wieku. Nie wszyscy chcą się afiszować z przynależnością organizacyjną, ale łączy nas wspólna pamięć.
Redakcja: Przedstawiciele Ukrainy zareagowali protestami na ustanowienie oficjalnego święta…
Piotr Lisiecki: To wielki błąd elit ukraińskich, że nie chcą zmierzyć się z prawdą. Nikt nie jest już zagrożony rozliczeniem, sprawcy nie żyją. Ale zadra celowego przemilczania pozostaje. Inne narody, szczególnie Żydzi, potrafiły znaleźć sposób, by mówić o własnych ranach i tragediach — jak Holocaust. Potrafili zachować pamięć o ludobójstwie i uczynić z niej element tożsamości narodowej. My również mamy do tego prawo.
Redakcja: Jak będzie wyglądało to święto w Olsztynie?
Piotr Lisiecki: IPN w Olsztynie pod kierownictwem dr. hab. Karola Sacewicza organizuje konferencję o nauczaniu o tragedii Wołynia. Jesteśmy wdzięczni, że to się dzieje. Uroczystości Towarzystwa Miłośników Wołynia i Polesia odbędą się 13 lipca: msza o 11:00 w kościele Najświętszego Serca Pana Jezusa, a o 13:00 modlitwa i złożenie kwiatów pod pomnikiem na cmentarzu.
Redakcja: Co chciałby Pan przekazać naszym Czytelnikom na koniec rozmowy?
Piotr Lisiecki: Pamiętajmy. Zapalenie lampki czy znicza to znak pamięci — nie nienawiści. Ciekawi jesteśmy, jak ten dzień uczczą Urząd Wojewódzki i władze województwa.
Marek Adam