„Totalny chaos”, „Najgorsza reforma od 30 lat”, „Polski Wał” to tylko niektóre określenia programu, który miał poprawić sytuację finansową większości Polaków, rządowi dać głęboki oddech, a Zjednoczonej Prawicy trzecie zwycięstwo w wyborach parlamentarnych. Pomysł był genialny, ale wykonanie…
Co poszło nie tak? Prawie wszystko. O ile pamięć mnie nie myli, pierwsze zapowiedzi „Nowego Ładu” pojawiły się już w pierwszej połowie ubiegłego roku. Na początku czerwca premier Mateusz Morawiecki przedstawił 10 kluczowych obszarów zmian, które miały być przeprowadzone w ciągu najbliższych 100 dni. Wśród nich znalazły się między innymi: znaczące podwyższenie progu podatkowego czy emerytura bez podatku. Wydawałoby się, że realizacja ambitnego programu nabierała tempa, bo na początku września szef polskiego rządu na kolejnej konferencji prasowej informował, że „rozwiązania, które nie wymagały ścieżki ustawodawczej, zostały już wdrożone, a niektóre z przygotowanych ustaw są już przyjęte lub procedowane”. Jakby tego było mało, Morawiecki poinformował o kolejnych planach: programie wsparcia psychologicznego i psychiatrycznego w szkołach, powrocie do spraw wynagrodzenia w służbie zdrowia czy rozszerzeniu systemu ubezpieczeń upraw rolnych. Wydawało się, że wszystko miało swój logiczny sens, a zapowiedzi i skala zmian robiły wrażenie nawet na nieprzekonanych do polityki Prawa i Sprawiedliwości.
Mijały miesiące. „Polski Ład” nie schodził z ust polityków prawicy. Pojawiało się coraz więcej prezentacji, plansz, bilbordów, reklam. Wszystkie chwaliły nowy program rządu Morawieckiego, obiecując Polakom od przyszłego roku bardziej zasobne portfele, a dzięki temu bardziej dostatnie życie. Aż przyszedł styczeń…
„Polski Ład” na własnej skórze jako pierwsi odczuli nauczyciele i pracownicy służb mundurowych. I nie było im do śmiechu, bo okazało się, że zamiast zyskać- stracili. Ministerstwo finansów w pośpiechu poprawiało błędy, ale rychło okazało się, że jest ich o wiele więcej, a do niezadowolonych dołączały kolejne grupy zawodowe. Trzeba było, tym razem w pośpiechu organizować kolejne konferencje prasowe, premier bił się w piersi, a ministrowie zapewniali o pilnych pracach nad usunięciem niedoróbek.
Czy tego wszystkiego można było uniknąć? Moja odpowiedź brzmi: w większości nie. Nie jestem ekonomistą, ale chyba nie przesadzę, jeśli napiszę, że skalę reform „Polskiego Ładu” można porównać do reformy ubezpieczeniowej z końca lat 90-tych ubiegłego wieku. Część z czytelników pewnie tego nie pamięta. Ileż wówczas było pretensji, skarg i narzekań. Ile zapisów ustawy i ile razy trzeba było poprawiać, nowelizując je czy to rozporządzeniami czy ustawami. Skutek jest taki, że system działa do dziś, owszem z mankamentami, ale dużą część „krytycznych błędów” udało się wyeliminować już w pierwszych miesiącach.
Nie piszę tego, żeby usprawiedliwiać błędy „Polskiego Ładu”, ale raczej po to, by zwrócić uwagę, że wszystko, co nowatorskie musi przejść chorobę „wieku dziecięcego”. Tak było, tak jest i tak będzie. I to w każdej dziedzinie. Nie oznacza to jednak, że niektórych błędów już na początku nie można było uniknąć. Oczywiście, że było można. Jednym z największych było, moim zdaniem, złe położenie akcentów. Rządzący w pierwszych miesiącach cały nacisk położyli na aspekt PR-owy, zapominając o informacji. Zabrakło niestety prostych przesłań i wskazówek praktycznych – co „Nowy Ład” zmienia w życiu rzemieślnika, nauczyciela, rolnika czy przedsiębiorcy, dla kogo jest przeznaczona ulga dla klasy średniej i jak ją zastosować? Takie informacje, zamiast reklamówek, powinny pojawić się już na jesieni, a z kwestiami PR-owymi trochę bym poczekał, bacznie obserwując jak nowy program „wdraża się” w życie. Jednak mądry Polak po szkodzie…
Czy w tej sytuacji rząd powinien posłuchać wezwań opozycji i zawiesić realizację „Polskiego Ładu”?
Absolutnie nie! Program powinien być konsekwentnie wdrażany. Sporą część błędów już naprawiono, wiele pozostaje jeszcze do naprawienia, ale maszyna ruszyła i nie sposób już jej zatrzymać. Pamiętajmy, że „Polski Ład” nie jest obliczony na krótki efekt. Jest programem długofalowym. I jeśli podatnicy pod koniec roku zauważą w swoich kieszeniach różnicę na swoją korzyść, wtedy szybciej zapomną o tym, co działo się w pierwszych dniach wprowadzenia podatkowej reformy.
Błędy są rzeczą ludzką, a nie myli się tylko ten, kto nic nie robi. Ważne, żeby z błędów mądre wnioski.
Andrzej Bilewicz