To dzień, w którym nie trzeba nic mówić. Bóg milczy. I to milczenie jest pełne obecności. Wielka Sobota uczy nas być przy Nim bez słów — w grobie, w ciszy, w nadziei. To milczenie nie jest pustką, ale drogą do zmartwychwstania.
Po dramacie Wielkiego Piątku nadchodzi dzień trudniejszy, niż mogłoby się wydawać. Dzień, w którym Kościół milczy. Nie odprawia się Mszy Świętej, nie słychać śpiewów, nie głosi się kazań. Nie ma procesji, nie ma działania. Jest tylko grób — i Bóg, który jest w nim złożony.
Wielka Sobota to najcichszy dzień w roku. A jednocześnie najbardziej wymagający duchowo. Bo nie chodzi w nim o spektakularne gesty, tylko o jedno: być. Usiąść przy grobie Jezusa. Zatrzymać się. I pozwolić, żeby Jego cisza dotknęła naszej otchłani.
To dzień, w którym tak bardzo chcielibyśmy coś robić — jeszcze sprzątnąć, jeszcze ugotować, jeszcze poświęcić koszyczek. A jednak liturgia tego dnia uczy nas czegoś zupełnie odwrotnego. Nie robić. Nie działać. Nie kombinować. Po prostu być z Bogiem, który spoczywa w grobie. Który wszedł w śmierć — także po to, by spotkać nas w najciemniejszych miejscach naszego życia.
Nie jest to dzień martwego Boga. Przeciwnie — to dzień Boga, który schodzi do Szeolu. Do krainy umarłych. Do wszystkich miejsc, które my nazywamy ciemnością. Do smutku, samotności, grzechu, tęsknoty, lęku, utraty sensu. Do tego, co w nas wydaje się bez życia. I stamtąd wyprowadza Adama i Ewę. Stamtąd chce wyprowadzić także nas.
Wielka Sobota nie jest więc bezczynna. To czas najgłębszego działania Boga. Ale działania ukrytego, cichego, głęboko duchowego. On nie śpi. On działa w milczeniu. To dlatego tak trudno nam ją przeżyć. Bo nie jesteśmy przyzwyczajeni do tego, by po prostu być. Usiąść przy Najświętszym Sakramencie. Zamilknąć. Nie grać, nie śpiewać, nie narzekać. Tylko być. Jak przy śpiącym Królu.
Wieczorem rozpocznie się Wigilia Paschalna. W ciemności. W milczeniu. I nagle — pojawi się światło. Płomień Paschału. Jedna świeca, która wystarczy, by rozświetlić całą świątynię. To znak Chrystusa Zmartwychwstałego, który wnosi światło tam, gdzie nie było już nadziei. Każdy z nas otrzyma to światło — nie tylko po to, by trzymać je w dłoni. Ale po to, by je przekazać.
Zanim jednak to nastąpi, trzeba się zapytać: gdzie dziś jest najciemniej w moim sercu? Gdzie w moim życiu potrzebne jest światło? W którą otchłań Chrystus ma dziś zejść? Tam właśnie chce wejść, by dokonać swojej Paschy. Przejścia. Z ciemności do światła. Ze śmierci do życia.
Kulminacją liturgii Wigilii Paschalnej jest odnowienie przyrzeczeń chrzcielnych. To moment, w którym przypominamy sobie, że już raz umarliśmy — w wodach chrztu. I już raz powstaliśmy do życia. Nie jesteśmy ludźmi bez historii. Jesteśmy ochrzczeni. Jesteśmy własnością Boga. Należymy do Tego, który dał za nas życie.
To wydarzenie ma swój głęboki sens. Chrzest to nie tylko religijny rytuał. To pogrzeb starego człowieka. I narodziny nowego. To prawdziwy punkt zwrotny, który nie tylko zmienia status, ale otwiera bramy nieba. Bo odtąd mogę mówić do Boga — Abba, Tatusiu. Mogę żyć z Nim jak dziecko z Ojcem.
Wielka Sobota to czas, kiedy można sobie o tym przypomnieć. O swoim chrzcie. O nowym życiu. O miłości, która nie przestaje szukać. O Bogu, który nie boi się żadnej otchłani, byle tylko wyprowadzić z niej człowieka.
To nie jest dzień dla zabieganych. To nie jest dzień zakupów, mycia okien i gotowania żurku. To dzień dla tych, którzy chcą usiąść przy grobie i zapłakać. Milcząc. Czekając. Ufając.
Marek Adam