Takiego samego tytułu użyłem już w 2014 roku opisując pasję z jaką rząd Donalda Tuska atakował nie sprzyjające mu media – w tym wypadku chodziło o tygodnik “Wprost”, a dokładnie o drugie najście służb na ten tygodnik. Dzisiejsi totalsi chwalili się wówczas, że Polska ma wysoki indeks wolności mediów. Dzisiaj ponoć ma niski, choć w najnowszej historii nigdy nie mieliśmy piękniejszego czasu, jeżeli chodzi o wolność wypowiedzi i wyrażania poglądów.
Żal mi ludzi, którzy protestowali pod olsztyńskim magistratem domagając się wolności mediów, która to wolność rzekomo ma być zagrożona. Tak naprawdę – a widzę po twarzach uczestników na zdjęciach opublikowanych przez miejskie portale, że nie pierwszy raz – dali się wkręcić a marketingową akcję koncernu medialnego i walczą nie o wolność słowa, jakkolwiek by jej nie pojmowali, lecz o interes ekonomiczny właścicieli TVN i stacji TVN24. Wcześniej dali się oczarować i wykrzykiwali w stronę rządu groźby w związku z zagrożeniem dla wysokich pensji prezesów i naczelnych mediów należących do niemieckiego wydawnictwa Polska Press.
Jeszcze wcześniej z taką samą pasją bronili dochodów udziałowców spółki Agora wydającej “Gazetę Wyborczą”, której po zmianie władzy skończyły się intratne kontrakty reklamowe ze spółek z udziałem Skarbu Państwa i musiała odnaleźć się w wolnorynkowej gospodarce konkurując z tytułami, na które redaktorzy z ul. Czerskiej w Warszawie wcześniej nawet nie spluwali.
Za każdym razem broniąc swoich portfeli wydawcy i dziennikarze – niebiedni, proszę mi wierzyć – zwoływali krucjatę naiwniaków w imię zagrożonej wolności mediów, co było manipulacją, bo uczciwiej byłoby powiedzieć, że chodziło im o masowe protesty Bogu ducha winnych naiwniaków w obronie ich własnych portfeli i wydatków podyktowanych chciejstwem i próżnością.
Wolność słowa była zagrożona właśnie za rządów Donalda Tuska, kiedy każdy głos krytyczny wobec ówczesnego premiera, prezydenta Bronisława Komorowskiego, był natychmiast wychwytywany przez agencje medialne współpracujące z rządem a za tym szła zawsze interwencja służb specjalnych. W najlepszym przypadku kończyło się postępowaniem prokuratorskim i sprawą sądową o gigantyczne odszkodowanie, w najgorszym stratą pracy przez dziennikarza i wilczym biletem na całą bez mała Polskę.
O czytelnika i widza trzeba się postarać
Różnica między tamtymi czasami, a dniem dzisiejszym jest zasadnicza – wówczas nie miało znaczenia, którą gazetę kupowaliśmy w kiosku – “Wyborcza” miała retorykę bardzo podobną do “Rzeczpospolitej”, tygodniki pisały praktycznie to samo, nie mówiąc już o Faktach i Wiadomościach, które były po prostu rządowymi i partyjnymi (PO) tubami i nie miało znaczenia, którą telewizję widz włączał, bowiem w obu było to samo. Stacja TVN24 szła nawet dalej, bo w swoim tracącym dzisiaj na oglądalności programie – w zamyśle – satyrycznym “Szkło kontaktowe” obśmiewała polityków ówczesnej opozycji sięgając po zdjęcia pokazane kilka godzin wcześniej w Faktach – istne seanse nienawiści.
Kiedy zmienił się rząd, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki zmieniła się również sytuacja na rynku medialnym w Polsce. “Wyborcza” musiała znów zacząć starać się o czytelników – urzędy centralne i podległe im instytucje rezygnowały z prenumeraty, a przeciętnemu Kowalskiemu nie chciało się kupować “Wyborczej” w kiosku. Czy te starania o czytelnika były udane? Nie nam oceniać, ale spadająca sprzedaż i czytelnictwo mówią same za siebie.
Dramatycznie spadły gazecie również dochody z reklam – co zresztą przyznawał na wiecach w obronie “wolności słowa” Adam Michnik, jej redaktor naczelny.
Dzisiaj grunt pali się pod nogami TVN, kolejnego medium będącego tubą Donalda Tuska. Ów grunt pali się stacji pod nogami nie tylko ze względu na brak koncesji dla TVN24 – jeżeli stacja wciąż go nie dostała, to może powinna zmienić wniosek koncesyjny? Tak się to robi w całym cywilizowanym świecie – media dostosowują się do wymagań tych, którzy przyznają koncesje. Przy czym nie chodzi tu o zginanie karku w obszarze światopoglądowym. To kwestie czysto techniczne – ilość emitowanych powtórek, ilość reklam, liczba skarg złożonych przez widzów do KRRiTV.
To, że Telewizja TVN i jej stacje wykazywały się często skrajnym brakiem obiektywizmu, na co skarżyli się widzowie to zupełnie inna para kaloszy – za to niejedną głowę zmyli szefom TVN ich właściciele z Discovery.
Zrzutka na demokrację
Jednak dzisiaj wolność słowa nad Wisłą (ani tym bardziej nad Łyną) nie jest zagrożona. Dziennikarze mogą mówić i pisać co chcą, nie bojąc się, że w nocy wpadnie im do redakcji lub do domu uzbrojona ekipa z ABW tylko po to, aby zabrać ich komputery.
Nie przesiadują również na ławach oskarżonych w salach sądowych odpowiadając na oskarżenia prokuratorów, którymi właśnie wtedy wysługiwał się rząd PO-PSL. Dopiero dzisiaj prokuratorzy znają smak niezależności, o czym wspomnę w przyszłości.
Wypada zwrócić uwagę naiwnym protestującym, że powinni głęboko zastanowić się, zanim dadzą porwać się kolejnej akcji w obronie takich, czy innych idei będących faktycznie akcją na rzecz zachowania zasobności portfeli tzw. totalnej opozycji. Aż dziwne, że nie mają kaca po protestach z transparentami KOD – były lider tej organizacji wciąż jest w lepszej kondycji finansowej, niż sami zaangażowani w protesty. Między innymi dzięki internetowym zrzutkom na ratowanie demokracji.
Wypada im – zanim zaczną wznosić groźne okrzyki – w końcu przypomnieć słowa Marka Twaina, że “lepiej milczeć i uchodzić za idiotę, niż się odezwać i rozwiać wątpliwości”.
Paweł Pietkun