Wyborcza
Socha i Bachmura bardzo zdecydowanie deklarują swoją troskę o dalsze losy cywilizacji chrześcijańskiej (wierzę, że szczerze). Co więcej, można odnieść wrażenie, że obaj czują się mocno osamotnieni w tej walce. Politycy tylko kłócą się i walczą o władzę, Kościół Katolicki też do tej walki słabo się przykłada. Debata i Deb@ta są w bardzo trudnej sytuacji, bo wrogie siły są potężne (tutaj też zgoda).
Pytanie: skąd się bierze poczucie osamotnienia w tej walce? W Polsce obrońców naszych fundamentalnych wartości nie brakuje. Każdy, kto ma choć elementarną wiedzę o życiu społecznym wie, że w sferze politycznej najważniejszym obrońcą tradycyjnego porządku jest Prawo i Sprawiedliwość. Czy możemy na to samo liczyć, gdyby do władzy doszła koalicja: Budka, Trzaskowski, Hołownia, Czarzasty, Biedroń? Przecież polską polityką będzie wówczas rządziła Wyborcza na zmianę z Krytyką Polityczną. Jak to ma się do codziennej współpracy Sochy z Wyborczą lub czerpanie z OKO press, zaciekle atakującego konserwatywny polski rząd i tradycyjne wartości?
Tak dziwnie składa się, że kiedy tylko trzeba przywalić lokalnemu PiS-owi następuje ścisła koordynacja działań. W tym samym czasie pojawiają się teksty dokładnie tak samo atakujące lokalne struktury partii rządzącej: redaktorzy Wyborczej cytują Sochę, Socha cytuje Wyborczą. Pełna zgoda.
Lenin nazwał to kiedyś – mądrość etapu. Łatwo zgadnąć kto w tym wypadku jest pożytecznym idiotą.
Strajk Kobiet
Okres strajku Kobiet to ciekawy okres aktywności Sochy. Generalnie, jak robi się niepewnie, Socha w pierwszym odruchu chowa się głęboko (cnoty odwagi nie ma specjalnie rozwiniętej). Wypływa, kiedy stwierdzi, że sytuacja jest w miarę opanowana.
Tak było i w tym wypadku. Pierwszy poważny atak na olsztyńską katedrę opisał, a jakże, na podstawie relacji w Wyborczej. Przypomnę, że zorganizowana bojówka Strajku Kobiet usiłowała wtargnąć do olsztyńskiej katedry, a na pewno nie planowała modlitwy na różańcu. Sytuacja była naprawdę groźna. W kilku kościołach w Polsce doszło tego dnia do profanacji i napaści na księży.
Co z tego dla Sochy było najważniejsze? Słowne utarczki Rudnika z usiłującymi wejść do katedry aktywistami Strajku Kobiet. Podobnie jak Wyborcza na tym zbudował swoją opowieść o wydarzeniu. A przecież mogło ono skończyć się tragedią. Uchroniła nas od tego odwaga i determinacja spontanicznych ochotników broniących świątyni. Sochy to zupełnie nie interesowało. Rudnik to przecież jeden z bliskich Szmitowi PiS-owskich łotrów, któremu, przy każdej okazji trzeba wbić co najmniej szpilę w plecy.
Kilka dni później, gdy codzienne marsze Strajku Kobiet przechodziły w pobliżu katedry ochraniały już ją połączone siły profesjonalnej firmy ochroniarskiej, policji w cywilu i społeczni ochotnicy. Wtedy stało się coś, czego do tej pory nie potrafię zrozumieć. Socha w Deb@cie zażądał od Szmita przedstawienia mu listy członków Prawa i Sprawiedliwości zaangażowanych w obronę katedry. Do czego tej listy potrzebował? Może chciał ją przekazać Lempart lub Falej, aby poprowadziły pod ich domy swoje bojówki (tak działo się w wielu miastach). Byłoby o czym pisać i może wreszcie ktoś skończyłby z tym PiS-em w Olsztynie. Jest druga opcja, Socha chciał napisać do prokuratury zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa przez obrońców katedry. Przestępstwo miałoby polegać na ograniczeniu przez olsztyńskich PiS-owców, wolności zgromadzeń organizowanych przez Strajk Kobiet.
Kiedy fala protestów wyraźnie gasła, Socha wybierał się na przechadzki z protestującymi, robił z nimi wywiady, z których wynikało, że to w sumie mili ludzie, tylko mają nieudane życie i PIS-owski reżim zmusił ich do wyjścia na ulicę.
Gra na podział – POGO
Na koncertach punk-rockowych, kiedy kapela dobrze rżnie, słuchacze wpadają w ekstazę i zaczyna się taniec POGO. Uczestnicy zabawy są w ciągłym nieskoordynowanym ruchu, szybko krążą na małej przestrzeni, podskakują, potrącają się, popychają, przewracają, przy tym krzyczą prymitywnie na siebie w rytm jednostajnej muzyki. Im większy chaos, im więcej siniaków i rozbitych nosów tym lepsza zabawa. Na koniec obowiązkowo trzeba wytarzać się błocie, żeby dopełnić rytuału. Socha pisząc o olsztyńskim PiS-ie zachowuje się jak owa kapela rockowa usiłująca wywołać taniec POGO wśród pogardzanych przez niego partyjnych działaczy. Niestanne zaczepki, prowokacje, napuszczenie jednych na drugich, szczucie, wyszukiwanie i wymyślanie wewnętrznych podziałów, budowanie intryg, stygmatyzowanie (ten od Szmita, ten od Arent, albo jeszcze nie wiadomo skąd).
Ktoś, kto czyta w Deb@cie o PiS, a szczególnie o jego olsztyńskich strukturach musi być głęboko przekonany, że to jakaś zgraja szubrawców, którzy powinni natychmiast zniknąć z życia publicznego. Oni tylko się kłócą, walczą o stołki i okradają nas z naszych pieniędzy.
Ponieważ jednak Socha ani o graniu, ani o śpiewaniu, nawet punk-rocka, nie ma pojęcia – to i słuchaczy nie porywa. Na palcach jednej ręki można policzyć tych, którzy próbują zrobić młyn, ale wychodzi im to coraz gorzej. Rozedrgany Socha jednak nie ustaje. Wymyśla coraz to nowe zaczepki, misternie buduje frakcje, ogłasza kolejne zmiany (ostatnio ogłosił nawet wybory wewnętrzne, których nie było), ożywia zniechęconych, motywuje sfrustrowanych, zachęca oczekujących do jeszcze jednego wysiłku… Jeszcze dzień, jeszcze dwa i wszystko się odmieni, nie odnajdziesz w swoich snach zimy i jesieni – śpiewały kiedyś Czerwone Gitary.
Ciąg dalszy nastąpi…
Jerzy Szmit