Informacja o tym, że sanktuarium w Gietrzwałdzie zostało obronione przed budową gigantycznego centrum dystrybucyjnego Lidla, obiegła już Polskę i świat. Z Jerzym Szmitem, prezesem Fundacji im. Piotra Poleskiego, rozmawiamy o kluczowych momentach trzyletniej batalii.
Dziennikarz: Panie Prezesie, Lidl ogłosił wycofanie się z inwestycji w Gietrzwałdzie. Czy to oznacza, że bitwa o Gietrzwałd została wygrana, czy to tylko jedno z wielu starć?
Jerzy Szmit: To ogromne zwycięstwo. Decyzja Lidla, międzynarodowej korporacji, zapadła na najwyższym szczeblu, co świadczy o jej znaczeniu. Takie postanowienia nie są łatwo zmieniane. Przez cztery lata protestów i niezłomnej determinacji obrońców Gietrzwałdu Lidl zrozumiał, jak ważne jest to miejsce. To sanktuarium o głębokim znaczeniu religijnym i narodowym dla Polaków. I ta wiedza, jak odnoszę wrażenie, stopniowo docierała do władz korporacji. Myślę, że ta świadomość była kluczowa. To wielki sukces.
Dziennikarz: Skąd wziął się opór wobec tej inwestycji? Czy chodziło tylko o lokalizację przy sanktuarium?
Jerzy Szmit: Gietrzwałd to miejsce wyjątkowe. To jedyne miejsce objawień maryjnych w Polsce, które zostało oficjalnie uznane przez Kościół Katolicki. Już samo to czyni tę miejscowość wyjątkową na skalę całego kraju.
Objawienia z 1877 roku są dla wielu ludzi wydarzeniem o ogromnym znaczeniu duchowym i narodowym, a sanktuarium przyciąga pielgrzymów z całej Polski i z zagranicy. Ale Gietrzwałd to również symbol oporu, źródło polskiego ducha i miejsca, w którym kształtowało się poczucie tożsamości narodowej pod zaborami.
Przypomina o tym m.in. książka ks. prof. Krzysztofa Bielawnego oraz film dokumentalny Grzegorza Brauna, które ukazują, jak ogromny wpływ miały te objawienia na podtrzymywanie ducha polskości i wiary.
Trzecim wymiarem, który wzbudzał sprzeciw wobec planowanej inwestycji, były walory krajobrazowe i przyrodnicze. Gietrzwałd i jego otoczenie to jeden z najpiękniejszych zakątków Warmii – malownicze wzgórza, aleje drzew, przestrzeń ciszy i modlitwy. To wszystko stanowi nie tylko dziedzictwo duchowe, ale i kulturowo-przyrodnicze.
Wiele osób – nawet tych niezwiązanych bezpośrednio z Kościołem – dostrzegało, że postawienie w tym miejscu potężnego centrum logistycznego byłoby profanacją krajobrazu i naruszeniem delikatnej równowagi otoczenia.
Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego, analizując sprawę, zakwestionowała planowaną przebudowę historycznej alei, prowadzącej do miejsca inwestycji, właśnie ze względu na jej niepodważalne walory historyczne i krajobrazowe. Ten sprzeciw był również jednym z kluczowych czynników, który zahamował inwestycję.
Dziennikarz: Jaką rolę odegrała Fundacja im. Piotra Poleskiego, której jest Pan prezesem, i co było dla Pana najważniejsze?
Jerzy Szmit: Włączyliśmy się od początku, bo sprawa była dla nas oczywista. Dołączyliśmy do działań Komitetu Obrony Gietrzwałdu, zainicjowanego przez Jacka Wiącka i jego współpracowników. Nasza Fundacja skupiła się na wsparciu organizacyjnym i medialnym.
Były liczne artykuły w portalu „Opinie Olsztyn”, „wPolityce”, „Tygodniku Sieci”, „Naszym Dzienniku” i „Gazecie Polskiej”. Oczywiście nie każda publikacja była z naszej inicjatywy. To było intelektualne pospolite ruszenie, bardzo ważne dla całej sprawy.
Kluczowe było dotarcie do opinii międzynarodowej. Dzięki współpracy z profesorem Zbigniewem Krysiakiem pojawił się tekst w anglojęzycznym biuletynie Fundacji Schumana, który trafia na cały świat i jest czytany w bardzo opiniotwórczych środowiskach.
Dzięki Pawłowi Pietkunowi z American Institute for the Defense of Democracy and Human Rights, który jest dyrektorem regionalnym tej ważnej instytucji na Polskę, listy w tej sprawie trafiły do dyrektorów regionalnych Lidla. I były też setki indywidualnych interwencji, listów do właściciela Lidla – pana Klausa Schwarza.
W Sejmie działał Parlamentarny Zespół ds. Obrony Gietrzwałdu. Jego rola jest trudna do przecenienia. Miałem zaszczyt uczestniczyć w części jego prac. Działań było naprawdę wiele.
Dziennikarz: Kto pierwszy podniósł alarm w sprawie Gietrzwałdu?
Jerzy Szmit: Bez wątpienia pierwszy był Jacek Wiącek i jego najbliższe grono. To on zaczął, a my się do tego przyłączyliśmy. On też poniósł największy ciężar – również osobisty. Miał przeszukania domu, przesłuchania. Ma sprawy przed sądem w Olsztynie. Do tego pojawiły się kłopoty w jego firmie, inne szykany. To wynik złej woli wójta Kasprowicza. Ale poza tym było wiele środowisk i osób, które z różnych stron się w tę walkę włączyły.
Dziennikarz: A czy zapowiedzi protestów w Niemczech mogły mieć wpływ na decyzję Lidla?
Jerzy Szmit: Tak. Wielokrotne pikiety, często w ponad 200 miejscach w całym kraju zrobiły ogromne wrażenie. To była skoordynowana akcja zorganizowana przez Ogólnopolski Komitet Obrony Gietrzwałdu, przy wsparciu wielu organizacji, środowisk i pojedynczych, bardzo zaangażowanych osób.
Skala tych działań była bezprecedensowa. Ludzie wychodzili przed sklepy Lidla z transparentami, z różańcami, z głębokim przekonaniem, że bronią nie tylko krajobrazu, ale i wartości.
Ważnym elementem był też zapowiedziany protest przed centralą Lidla w Niemczech. Tego nie wolno lekceważyć, bo każda globalna firma – a Lidl niewątpliwie taką jest – bardzo dba o swój wizerunek międzynarodowy.
Perspektywa pikiety, na której padną oskarżenia o lekceważenie tradycji, wartości religijnych, środowiska i opinii klientów, mogła wywołać poważne zaniepokojenie w centrali. To były działania pokojowe, ale bardzo czytelne w swoim przekazie.
Ale myślę, że równie ważna – a może najważniejsza – była modlitwa. Ta modlitwa towarzyszyła całej tej sprawie od początku.
Dziennikarz: Czy Gietrzwałd jest już bezpieczny? Czy może obawia się Pan, że wrócą podobne pomysły – może nie Lidla, ale innych inwestorów?
Jerzy Szmit: Teren, o którym mowa, został decyzją Rady Gminy Gietrzwałd, przy ogromnym zaangażowaniu wójta Kasprowicza, przekształcony z terenu rolniczego na przemysłowy. To otworzyło możliwość realizacji inwestycji takich jak centrum logistyczne, mimo sprzeciwu społecznego.
Co więcej, nadal istnieje ważne pozwolenie na budowę wydane dla Lidla, które formalnie może zostać przekazane innemu inwestorowi. Jednak skala społecznego oporu i wszystkie problemy z infrastrukturą – drogi, zasilanie – to wszystko raczej zniechęca.
Poza tym to teren chronionego krajobrazu więc zgodnie z prawem nic, co niszczy ten krajobraz, nie powinno tam powstać. Ale będziemy czujni. Dziś cieszmy się, że wielki ruch społeczny odniósł sukces. I wszystkim, którzy się w ten ruch w jakiejkolwiek formie się zaangażowali, osobiście z serca dziękuję!
I jest jeszcze jedna ważna sprawa. Ta wielka energia, niezwykłe zaangażowanie, to wielki potencjał, który nie powinien zostać zmarnowany. Dzialiśmy jako pospolite ruszenie. Nawiązaliśmy wzajemne, często niezwykle intensywne kontakty. Poznaliśmy się i sprawdziliśmy w działaniu. Mam nadzieję i będę się o to starał, żeby te relacje i te kontakty nie obumarły. Może warto spotkać się w Gietrzwałdzie i zwyczajnie wspólnie podziękować Bogu za uratowanie tego ważnego miejsca?
Rozmawiał: Marek Adam