Mamy dobrą i złą wiadomość w sprawie budowy gigantycznego centrum dystrybucyjnego Lidl obok Sanktuarium Maryjnego w Gietrzwałdzie! O tym, jakie i dla kogo to wiadomości rozmawiamy z Jerzym Szmitem — prezesem Fundacji im. Piotra Poleskiego, byłym wiceministrem infrastruktury oraz jednym z organizatorów sprzeciwu wobec lokalizacji tej kontrowersyjnej inwestycji właśnie w Gietrzwałdzie.
— Można powiedzieć, że pojawiły się dobre informacje w sprawie planowanej budowy wielkiego centrum dystrybucyjnego Lidla w Gietrzwałdzie, a właściwie informacje o przeszkodach, które mogą pomóc uratować Gietrzwałd przed tą inwestycją w sąsiedztwie sanktuarium. Czy dobrze to ujmuję?
Jerzy Szmit: Nazwałbym to inaczej – to mozolne przywracanie w działania prawa. Zbyt wiele było sytuacji, w których można było odnieść wrażenie, że prawo jest łamane – wręcz ewidentnie łamane. Na przykład to, że w ogóle pozwolono, by tak ogromny obiekt mógł stanąć w strefie chronionego krajobrazu. Wszystkie kwestie związane z odrolnieniem gruntu pod tę inwestycję, czy sposób uchwalenia planu miejscowego w Gietrzwałdzie umożliwiający wydanie pozwolenia na budowę. Decyzja Wójta, że tak gigantyczne przedsięwzięcie można realizować bez raportu oddziaływania na środowisko. Na szczęście mamy teraz ważną decyzję Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego z 19 lutego, które pozytywnie rozpatrzyło odwołanie od decyzji warmińsko-mazurskiego wojewódzkiego konserwatora zabytków. Chodzi o uznanie za zabytek historycznej alei, która według planów Lidla miała być jedyną drogą dojazdową łączącą centrum logistyczne z drogą krajową nr 16.
— Warto przypomnieć, że ta sprawa z aleją była kuriozalna. Planowano, że tylko pewien odcinek tej alei będzie zabytkowy, a inny już nie. Dokładnie ten fragment, który Lidl chciał przebudować na potrzeby dojazdu, miał być pozbawiony ochrony konserwatorskiej, za to dalsza część alei, już niekolidująca z planami inwestora, pozostawała zabytkiem. To przecież absurdalna sytuacja.
Jerzy Szmit: Dokładnie tak – to była absurdalna decyzja. Całe szczęście została zakwestionowana. Teraz procedura musi ruszyć od początku, a to oznacza, że nie wolno prowadzić żadnych prac przy tej drodze do czasu ostatecznego wyjaśnienia sprawy. Sądząc z uzasadnienia Ministerstwa Kultury, wojewódzki konserwator zabytków raczej nie będzie miał wątpliwości, że cała aleja powinna podlegać ochronie.
To jednak nie jest jedyna dobra informacja dla wszystkich przeciwników budowy tego gigantycznego centrum dystrybucyjnego w Gietrzwałdzie. Dla obrońców sanktuarium i charakteru Gietrzwałdu. Drugą jest decyzja Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad.
— Co to za decyzja GDDKiA? Co się stało?
Jerzy Szmit: Decyzja GDDKiA również dotyczy planów modernizacji tej drogi powiatowej. Otóż starostwo powiatowe, chcąc ułatwić – a tak naprawdę umożliwić – realizację inwestycji Lidla, zadeklarowało chęć modernizacji odcinka drogi powiatowej od skrzyżowania w Gietrzwałdzie z drogą krajową nr 16 na długości 990 metrów. Długość odcinka poniżej jednego kilometra nie jest przypadkowa – dzięki temu nie trzeba uzyskiwać decyzji środowiskowej. To taka manipulacja, którą zarządcy dróg czasem stosują, żeby ominąć wymagania oceny oddziaływania na środowisko.
W tym wypadku jednak nie chodzi tylko o samą modernizację tych 990 metrów drogi powiatowej, ale przede wszystkim o przebudowę skrzyżowania tej drogi z drogą krajową nr 16. Przypomnijmy, że to skrzyżowanie – w centrum Gietrzwałdu – ma być jedynym połączeniem planowanego centrum logistycznego z siecią dróg krajowych. I GDDKiA stwierdziła, że to skrzyżowanie wymaga bardzo gruntownej przebudowy, jeżeli miałoby przenosić tak wielki ruch, jaki planuje inwestor. Co gorsza, inwestor nigdzie precyzyjnie nie określił skali tego ruchu. Z innych dokumentów wiemy, że ma tam trafiać 150 tysięcy ton odpadów rocznie, ale nie wiemy, ile towaru ma tam być przewożone i ile ciężarówek dziennie będzie wjeżdżać i wyjeżdżać z centrum. A skoro tak, to najpierw inwestor powinien jasno zadeklarować przynajmniej rząd wielkości – jakie będzie natężenie ruchu ciężarówek obsługujących centrum. Przecież cały ten ruch odbywałby się przez jedno skrzyżowanie z drogą krajową .GDDKiA słusznie uznała, że potrzebna byłaby poważna rozbudowa tego skrzyżowania. Dodanie pasów do skrętów w prawo i lewo. Biorąc pod uwagę spodziewane natężenie ruchu, nie wystarczy tu zwykła mała przebudowa.. Trzeba, przebudować całą geometrię drogi krajowej w tym miejscu. Innymi słowy – czekałaby nas bardzo kosztowna inwestycja drogowa, żeby w ogóle to centrum mogło funkcjonować.
— Przypomnijmy też, jak wygląda kwestia uzgodnień środowiskowych dla tej inwestycji, bo tu również zapadła ważna decyzja sądu administracyjnego, prawda?
Jerzy Szmit: Tak. W tej sprawie toczył się spór o konieczność sporządzenia raportu oddziaływania na środowisko. Wójt gminy Gietrzwałd wydał, co jest wyjątkowym skandalem i budzi moje oburzenie, decyzję stwierdzającą brak takiej potrzeby, a Samorządowe Kolegium Odwoławcze w Olsztynie podtrzymało tę decyzję w ubiegłym roku. Jednak Wojewódzki Sąd Administracyjny w Olsztynie uchylił decyzję SKO, na wniosek obrońców sanktuarium. To znaczy, że SKO będzie musiało ponownie zająć się sprawą oceny oddziaływania tej inwestycji na środowisko.
— Teraz SKO będzie musiało wziąć pod uwagę w swojej nowej ocenie decyzji wójta Gietrzwałdu decyzję ministerstwa i dyrekcji dróg?
Jerzy Szmit: Ta procedura prawna rządzi się swoimi zasadami, ale niewątpliwie w ponownej ocenie trzeba będzie uwzględnić również wspomniane decyzje Ministerstwa Kultury i GDDKiA. Proszę zauważyć, że w obecnej sytuacji – przynajmniej dopóki nie zostanie rozstrzygnięta kwestia tej drogi powiatowej i uznania jej za zabytek – planowane centrum nie ma zapewnionego skomunikowania z układem drogowym. Nie ma legalnego dojazdu do drogi krajowej. A zatem, mówiąc racjonalnie, budowa centrum logistycznego w takim miejscu, bez prawidłowego dojazdu, to pomysł szalony, ale przede wszystkim wbrew prawu. Już abstrahując od bliskości Gietrzwałdu jako takiego świętego miejsca – czysto transportowo to się nie trzyma kupy.
Miałem okazję rozmawiać o tym ze specjalistami od transportu i pokazywałem im całą sytuację komunikacyjną, jaka by zaistniała przy tym centrum. Wszyscy łapali się za głowę, skąd w ogóle pomysł, by lokalizować tak gigantyczne centrum logistyczne właśnie tutaj. Dojazd do drogi krajowej jest tu bardzo utrudniony, a sama droga krajowa nr 16 absolutnie nie jest dostosowana do przejęcia tak ogromnego dodatkowego ruchu. Najbliższe połączenie z drogą ekspresową – przez węzeł w Ostródzie to wąska, kręta, jednojezdniowa droga bez poboczy. Przebiega przez cztery wsie, jest w kiepskim stanie, a na 80% jej długości przebiega podwójna linia ciągła. Trochę lepiej jest w stronę Olsztyna, ale trudno sobie wyobrazić skierowanie tam dodatkowo setek ciężarówek dziennie. To po prostu droga o niewystarczających parametrach. Już obecnie przydałaby się jej gruntowna modernizacja, a jest to niezwykle trudne – sam Pan wie, droga nr 16 przebiega przez miejscowości, przez obszary chronione (Dolina Pasłęki) – bez wyburzeń domów czy ingerencji w przyrodę praktycznie nie da się jej poszerzyć. Oczywiste jest, że nikt nie będzie wyburzał budynków i dewastował krajobrazu, żeby umożliwić postawienie wielkiego magazynu w tak nieodpowiednim miejscu.
Mało tego, mamy w naszym województwie świetną sieć nowych dróg ekspresowych – S7, S51, obwodnicę Olsztyna – które zostały przecież zbudowane po to, żeby przy nich lokować tego typu centra.i nie obciążać dróg i niższych parametrach . Tym bardziej więc dziwi, że ktoś upiera się przy lokalizacji w Gietrzwałdzie, z dala od odpowiedniej infrastruktury.
— Cofnijmy się na moment. Ponad półtora roku temu, na konferencji prasowej w Olsztynie, przedstawiono przygotowane przez Fundację im. Piotra Poleskiego (której jest Pan prezesem) analizy i wizualizacje tej inwestycji. Mieliśmy wtedy pierwszy obraz, jak to centrum ma wyglądać. Przypomnijmy, jak potężny to obiekt i jak może wpłynąć na okolicę – mówimy przecież o malowniczym krajobrazie Warmii i bezpośrednim sąsiedztwie XIX-wiecznego Sanktuarium Maryjnego.
Jerzy Szmit: Rzeczywiście, na tamtej konferencji pokazaliśmy wizualizacje i analizy przygotowane przez naszą Fundację. Liczby mówią same za siebie. Teren inwestycji to około 40–42 hektary, z czego pod samą zabudowę w pierwszym etapie przeznaczona jest połowa. Główna hala centrum dystrybucyjnego ma mieć około 440 metrów długości i 154 metry szerokości, wysokość części magazynowej około 15 metrów, a najwyższe elementy (wieże chłodnicze czy silosy) nawet 24 metry wysokości. To będzie gigantyczny budynek. Proszę sobie wyobrazić taką kubaturę postawioną na wzniesieniu w Gietrzwałdzie, około 800 metrów od granicy Sanktuarium. Ten obiekt absolutnie zdominuje okolicę wizualnie – stanie się dominującym elementem krajobrazu, górującym nad całą okolicą.
Co więcej, taka inwestycja w tym miejscu jest niezgodna z prawem. Przypomnę, że teren planowanego centrum leży na Obszarze Chronionego Krajobrazu, a na takich obszarach nie wolno stawiać tak wielkich obiektów budowlanych. Już sam pomysł ulokowania tam centrum logistycznego przeczył zapisom ochronnym. Niestety, lokalne władze zmieniły miejscowy plan zagospodarowania przestrzennego właśnie pod tę inwestycję, ignorując te ograniczenia. Mamy poważne zastrzeżenia co do sposobu przeprowadzenia tamtej zmiany planu miejscowego. Potem było odrolnienie gruntów, no i fakt, że gmina uznała, iż nie ma potrzeby sporządzania raportu oddziaływania na środowisko. Przy tak gigantycznym obiekcie i związanym z nim ogromnym obciążeniu dla transportu, energetyki, gospodarki wodno-kanalizacyjnej czy choćby emisji ciepła, twierdzenie, że raport OOŚ nie jest potrzebny, zakrawa na kpinę. To było kompletnie niezrozumiałe działanie władz gminy – na szczęście, jak wspomniałem, zostało zakwestionowane na drodze prawnej.
— Ma Pan dużą wiedzę ekspercką. Był Pan wiceministrem infrastruktury, zna się Pan na transporcie i logistyce. Gdy dowiedział się Pan, jak ma wyglądać to centrum Lidla w Gietrzwałdzie, co Pan pomyślał? Czy nie uznał Pan tego od razu za kompletną niedorzeczność – lokowanie obiektu generującego tysiące ciężarówek akurat w tym miejscu?
Jerzy Szmit: Oczywiście, od razu pomyślałem, że to zupełnie niedorzeczny pomysł. Miejsce absolutnie nie ma odpowiedniej infrastruktury, by udźwignąć tak wielkie, nowe obciążenie transportowe. Jak już mówiłem – brak jest porządnego połączenia drogowego, brakuje też połączenia kolejowego (najbliższa linia kolejowa przebiega kilka kilometrów od planowanego centrum). Droga krajowa 16 między Olsztynem wymaga już teraz remontu i modernizacji, a co dopiero w obliczu takiej dodatkowej eksploatacji.
Jako były wiceminister infrastruktury tym bardziej wiem, że tego typu obiekty planuje się przy autostradach i ekspresówkach, a nie przy drogach krajowych , które nie zostały zmodernizowane.. W ostatnich latach w naszym regionie wybudowano nowoczesne drogi – choćby ekspresową „siódemkę” czy południową obwodnicę Olsztyna – i to przy nich powinny powstawać centra dystrybucyjne, bo tam jest odpowiednia przepustowość i minimalizuje się uciążliwości. Tego projektu od początku nie dało się obronić merytorycznie. Mamy tu święte miejsce, zabytek, tłumy pielgrzymów – ale nawet gdyby pominąć aspekty duchowe, czysto logistycznie to jest strzał kulą w płot.
— Temat budowy centrum Lidla w Gietrzwałdzie przebił się do świadomości ogólnopolskiej głównie za sprawą protestów pod sklepami Lidla, które odbyły się niedawno w lutym, a wcześniej w grudniu, w setkach miejscowości w całym kraju. Czy takie protesty mają sens?
Jerzy Szmit: Zdecydowanie tak, one pokazują, że sprawa Gietrzwałdu nie jest lokalnym konfliktem, dotyczącym tylko garstki mieszkańców. To sprawa ogólnopolska. Gietrzwałd jest wielkim polskim skarbem narodowym – miejscem o ogromnym znaczeniu historycznym, religijnym i społecznym. Przecież w 1877 roku miały tam miejsce jedyne w Polsce uznane przez Kościół objawienia Matki Bożej. Sanktuarium gietrzwałdzkie jest dla nas tym, czym Lourdes czy Fatima dla katolików we Francji, czy Portugalii. Trudno sobie wyobrazić, by kilkaset metrów od Lourdes ktoś budował ogromny magazyn dyskontu – prawda, że to niemożliwe? A w przypadku Gietrzwałdu właśnie z takim niezrozumiałym pomysłem przyszło nam walczyć. Miliony Polaków znają Gietrzwałd lub o nim słyszały; wielu pielgrzymowało do tego świętego miejsca. Protesty pod Lidlem uświadomiły tym ludziom, co się dzieje – że tuż obok sanktuarium planowana jest inwestycja, która zniszczy charakter tego miejsca. Myślę, że te protesty bardzo pomogły nagłośnić problem i pokazały, że nie tylko mieszkańcy Warmii i Mazur są przeciwni. Cała Polska stanęła w obronie Gietrzwałdu.
— Można jednak odnieść wrażenie, że organizację tych protestów w skali kraju zdominowało jedno środowisko. Mam na myśli otoczenie posła Grzegorza Brauna, który przecież kandyduje na prezydenta Polski. Niektórzy zarzucają, że protest „upolityczniono” i zawężono do zwolenników Brauna. Czy tak jest w istocie i czy nie szkodzi to całej inicjatywie?
Jerzy Szmit: Każdy, komu bliski jest Gietrzwałd, mógł przyłączyć się do protestu, niezależnie od poglądów politycznych. I wielu zwykłych ludzi to zrobiło. To nie była impreza partyjna – to były oddolne akcje wiernych i mieszkańców, którym zależy na ochronie sanktuarium. Oczywiście faktem jest, że pewne środowiska konserwatywne mogły się bardziej zaangażować. Szczerze powiem, że zabolało mnie, iż niektóre ugrupowania czy osoby deklarujące przywiązanie do tradycji i wartości chrześcijańskich nie włączyły się w obronę Gietrzwałdu tak, jak bym tego oczekiwał. Być może komuś przeszkadzała obecność Grzegorza Brauna czy innych polityków Konfederacji – ale przecież w tak ważnej sprawie trzeba odłożyć na bok spory polityczne. Tu chodzi o obronę narodowego dziedzictwa, miejsca świętego dla milionów Polaków. Sprawa jest absolutnie nadrzędna: uchronić Gietrzwałd przed zniszczeniem. I naprawdę cieszy mnie, że ludzie bardzo różnych opcji potrafili się zjednoczyć w tych grudniowych protestach. Widziałem na pikietach pod Lidlem zarówno osoby związane z prawicą, jak i z centrum, a nawet lewicowi ekologowie – wszystkich połączył Gietrzwałd. Tak powinno być.
— Wspomniał Pan o różnych ugrupowaniach. W Sejmie również doszło do ponadpartyjnej współpracy w tej sprawie. Powołano parlamentarny Zespół Obrony Gietrzwałdu, w którym są posłowie i z Prawa i Sprawiedliwości, i z Konfederacji, a także z Polskiego Stronnictwa Ludowego i Polski 2050. Czy taki zespół może Pana zdaniem coś zdziałać?
Jerzy Szmit: Przede wszystkim trzeba pamiętać o roli społecznego Komitetu Obrony Gietrzwałdu, który od początku walczy przeciw tej inwestycji. Główny ciężar spoczywa właśnie na tych oddolnych działaczach – przewodniczący tego komitetu Jacek Wiącek i jego współpracownicy wykonali ogromną pracę w obronie sanktuarium. Natomiast rzeczywiście odczuwam wielką satysfakcję, że również na szczeblu ogólnopolskim powstała inicjatywa wsparcia Gietrzwałdu. Parlamentarny zespół ds. obrony Gietrzwałdu to znakomita rzecz i warto podkreślać, że – tak jak Pan wspomniał – zasiadają w nim posłowie bardzo różnych ugrupowań. Są tam i posłowie PiS, i Konfederacji, ale również PSL i Polska 2050. To pokazuje, że są sprawy ważniejsze niż bieżące podziały polityczne. W obliczu obrony takiego miejsca wszyscy potrafili odłożyć spór na bok. Dzisiaj jedność ponad podziałami jest rzadko spotykana, a tutaj się udało – bo Gietrzwałd jest wartością, która łączy ludzi ponad podziałami. Polityka za rok czy dwa może wyglądać zupełnie inaczej, władza może się zmienić, ale Gietrzwałd musi pozostać taki sam – niezmieniony, nienaruszony.
— Wiem, że ten zespół parlamentarny skierował też wniosek o kontrolę Najwyższej Izby Kontroli w całej sprawie. To chyba kolejny cios dla zwolenników budowy centrum Lidla obok gietrzwałdzkiego sanktuarium?
Jerzy Szmit: Uważam, że to znakomity pomysł. Od początku podkreślałem, że przy podejmowaniu rozmaitych decyzji administracyjnych dla tej inwestycji dochodziło do ogromnych nieprawidłowości, jeśli nie do jawnego łamania prawa. Bardzo bym chciał – i myślę, że nie tylko ja, ale tysiące osób w Polsce – żeby Najwyższa Izba Kontroli przyjrzała się rzetelnie tym wszystkim procesom decyzyjnym. NIK ma odpowiednie narzędzia, żeby zbadać krok po kroku, kto, kiedy i dlaczego podejmował takie, a nie inne decyzje. Jeżeli raport NIK potwierdzi nasze przypuszczenia o rażących naruszeniach, to sprawa powinna zostać skierowana do prokuratury. Po prostu nie wolno pozwalać na takie praktyki. Jeśli urzędnicy czy inwestor rzeczywiście omijali prawo, muszą za to odpowiedzieć.
— Zaledwie kilka miesięcy temu media obiegły nagłówki w stylu „Zielone światło dla Lidla w Gietrzwałdzie”, sugerujące, że inwestycja ruszy bez przeszkód. Tymczasem po naszej rozmowie jasno widać, że żadnego zielonego światła nie ma – przeciwnie, pojawiło się mnóstwo nowych wątpliwości i blokad. Jak zatem może się zakończyć cała ta sprawa?
Jerzy Szmit: Moim zdaniem żadnego „zielonego światła” nie ma i nie będzie. Tamte nagłówki, szczerze mówiąc, zdziwiły mnie i wiele innych osób – wyglądały, jakby ktoś chciał dopingować Lidla. Ale zostawmy to, bo to już przeszłość. Dziś sytuacja jest diametralnie inna. Widzimy, że prawda o szkodliwości tej inwestycji przebija się do opinii publicznej coraz szerzej, różnymi kanałami. Coraz więcej osób, instytucji, urzędów dostrzega powagę problemu. Myślę, że finalnie ta inwestycja ujrzy „czerwoną kartkę”, mówiąc obrazowo. Po prostu zostanie zatrzymana – czy to decyzjami administracyjnymi, czy wskutek braku zgód, czy też poprzez zmianę stanowiska samego inwestora. Proszę zauważyć, że kierownictwo firmy Lidl w Polsce też nie potrzebuje takiej awantury wokół swojej marki. Ta sieć na pewno nie chce być kojarzona z łamaniem prawa czy niszczeniem chronionego krajobrazu i miejsca kultu religijnego. Mam nadzieję, że Lidl weźmie to pod uwagę i jeśli rzeczywiście potrzebuje nowego centrum dystrybucyjnego w regionie, to znajdzie inną lokalizację, w której inwestycja nie wywoła takiego sprzeciwu. Taką, gdzie da się ją przeprowadzić zgodnie z prawem i bez szkody dla otoczenia. Bo Gietrzwałd na pewno nie jest odpowiednim miejscem dla tego typu inwestycji – i my, obrońcy tego miejsca, dopilnujemy, żeby to do wszystkich dotarło.
Marek Adam