Zamiast bronić granic, Sejmik Województwa Warmińsko-Mazurskiego woli tworzyć parki narodowe na granicy z Rosją. Czołgi? Fortyfikacje? Nie, ważniejsze są żabki i selfie. Czy naprawdę bezpieczeństwo Polski schodzi na dalszy plan?
Wśród władz Sejmiku Województwa Warmińsko-Mazurskiego pojawił się ostatnio pomysł, który aż trudno wziąć na poważnie. Pomysł przedstawiają politycy związani z rządzącą w Urzędzie Marszałkowskim uśmiechniętą koalicją PO-PSL. Zacznijmy jednak od początku. Zaczęło się od koncepcji utworzenia Mazurskiego Parku Narodowego.
No i wtedy się zaczęło. Lokalni przedsiębiorcy szybko podchwycili temat – wiadomo, ograniczenia na pozyskanie drewna, na zbiór runa leśnego, na działalność, która rzekomo mogłaby zaszkodzić przyrodzie. Tego się nie da, tamtego nie wolno. A samorządy? Żadna dotacja ekologiczna nie zrekompensuje strat z działalności gospodarczej, to jasne jak słońce. W efekcie Warmińsko-Mazurski Urząd Marszałkowski postanowił poszukać innego terenu na park narodowy. I gdzie padło? Na Puszczę Romincką, w okolicach Gołdapi.
I tu zaczyna się prawdziwa groteska. Bo teren Puszczy Rominckiej, jakby ktoś nie wiedział, leży blisko granicy z Rosją. Tego samego sąsiada, którego raczej wolelibyśmy trzymać na dystans. I co się tam planuje? Ano, projekt „Tarcza Wschód” – budowę umocnień i infrastruktury obronnej wzdłuż wschodniej granicy Polski, w tym właśnie na odcinku graniczącym z Rosją. Ale uśmiechnięta koalicja rządząca w Sejmiku Województwa Warmińsko-Mazurskiego najwyraźniej uznała, że ekologia jest ważniejsza niż obronność kraju, i nie widzi w tym żadnego problemu. No bo co? Czołgi? Fortyfikacje? A na co to komu, kiedy możemy mieć piękną puszczę, gdzie turyści będą oglądać żubry i robić sobie selfie?
Wyobraźcie sobie sytuację: wojsko ma budować umocnienia, a tu nagle – stop! Park narodowy. Nie wolno, bo chronimy unikatowe ekosystemy. Przeciwnik już pęka ze śmiechu, bo wie, że nasze umocnienia kończą się tam, gdzie zaczyna się strefa ochrony przyrody. Może powinniśmy wysłać list do Rosji, żeby w razie czego zaatakowali gdzie indziej, bo tutaj mamy park narodowy? Brzmi to absurdalnie, ale dla niektórych światłych głów z Sejmiku jest to rozwiązanie godne rozważenia.
Oczywiście, nie zrozumcie mnie źle – jestem za ochroną środowiska, jestem za czystym powietrzem, ale nie możemy tego robić kosztem bezpieczeństwa narodowego. Polska nie jest samotną wyspą, a z bezpiecznymi granicami i gotowymi do działania siłami zbrojnymi nikt nas nie zaprosi na kolejne spotkanie w duchu „zielonej transformacji”, bo po prostu nie będziemy istnieć.
Ale dla Sejmiku ważniejsze są żabki i drzewka niż umocnienia i czołgi. Chcą być przykładem światowej nowoczesności, więc marzy im się park narodowy w miejscu, gdzie każde ograniczenie oznacza podcięcie gałęzi, na której siedzimy. Może zamiast czołgów dostaniemy certyfikat „zeroemisyjności”, który pozwoli nam poczuć się moralnie lepszymi, ale co z tego, jeśli nie będziemy w stanie obronić własnych granic?
Mam nadzieję, że zdrowy rozsądek jeszcze kiedyś powróci do naszego Sejmiku. Bo póki co, jedyną nadzieją na bezpieczną przyszłość zdaje się być modlitwa o cud — na przykład o to, by przeciwnik również uwierzył, że ekologia może wygrać z czołgiem.
Marek Adam