Ambasador putinowskiej Rosji znowu przyjechał na Warmię, by czcić żołnierzy Armii Czerwonej, którzy „wyzwalali” nasz region, topiąc go w morzu krwi. Siergiej Andriejew pojawił się w Pieniężnie, pod olsztyńskimi Dywitami, a wieńce pojawiły się także pod Pomnikiem Wdzięczności Armii Radzieckiej, który nadal stoi w centrum Olsztyna.
— Walczymy za lepszą przyszłość dla nas i dla przyszłych pokoleń — stwierdził Andriejew, składając kwiaty w miejscu, gdzie jeszcze niedawno stał pomnik kata żołnierzy Armii Krajowej. W kontekście trwającej rosyjskiej agresji na Ukrainę słowa te brzmią nie tylko cynicznie, ale i groźnie.
W uroczystości, o której poinformowało Radio Olsztyn, towarzyszyli mu kombatanci, o dziwo także Polacy, związani ze Stowarzyszeniem Spadkobierców Polskich Kombatantów II Wojny Światowej. Rosyjski dyplomata podziękował przybyłym za obecność i przypomniał, że przyjeżdża tu co roku. To niemal rytualne celebrowanie rosyjskiej narracji historycznej, w której Armia Czerwona jest przedstawiana jako wyzwoliciel, mimo że jej „wyzwolenie” przyniosło Polsce lata terroru, represji i podporządkowania Moskwie.
Pomnik Iwana Czerniachowskiego w Pieniężnie, jeszcze do 2015 roku, był jednym z symboli tej kłamliwej narracji. Czerniachowski odpowiadał za rozbicie oddziałów AK na Wileńszczyźnie, aresztowanie i wywózkę ich dowódców, z których wielu nigdy nie wróciło do kraju. Przez lata władze Rosji broniły pomnika jak niepodległości, a jego usunięcie spotkało się z wściekłością Kremla.
Podobnie było w Dywitach, gdzie jeszcze do niedawna znajdował się Głaz Diernowa — pomnik sowieckiego żołnierza, którego historia była jedną z wielu legend tworzonych na potrzeby komunistycznej propagandy. Według niej Piotr Diernow miał zasłonić własnym ciałem niemiecki karabin maszynowy, torując drogę Armii Czerwonej.
Problem w tym, że nie było tam żadnego bunkra, a sama jego śmierć została upamiętniona w zupełnie innym miejscu, niż rzeczywiście miała miejsce. W lutym zeszłego roku ambasador Andriejew również tam przyjechał, by oddać hołd. Ostatecznie głaz został usunięty, ale symbolika tego miejsca została brutalnie wykorzystana przez Rosję do pokazania swojej „troski” o historię.
Zarówno Pomnik w Pieniężnie, jak i głaz w Dywitach zostały usunięte dzięki działaniom organizacji patriotycznych, lokalnych samorządów i IPN. W Pieniężnie w miejscu pomnika postawiono też krzyż i tablice upamiętniające ofiary totalitaryzmów, tak, żeby ewentualni czciciele katów polskich patriotów musieli przed nimi pochylić głowy.
Nie ma żadnych oficjalnych informacji o tym, by ambasador Putina odwiedził Olsztyn. Jest to jednak bardzo prawdopodobne, bo pod Pomnikiem Wdzięczności Armii Radzieckiej, który nadal stoi w centrum miasta, pojawiły się wieńce z barwami Federacji Rosyjskiej. Olsztyńskie „szubienice” to jeden z ostatnich reliktów sowieckiej dominacji w przestrzeni publicznej.
Tolerowanie tego pomnika przez władze samorządowe jest tym dziwniejsze, że już 31 maja w Braniewie odbędzie się uroczystość beatyfikacji piętnastu sióstr katarzynek, męczenniczek, które w 1945 roku były mordowane, katowane, gwałcone i wywożone na Sybir tylko dlatego, że nie chciały opuścić chorych, którymi się opiekowały.
W tym samym czasie, kiedy do Braniewa przyjadą goście z całego świata, by oddać hołd ich heroizmowi, w Olsztynie nadal będzie można zobaczyć pomnik ich oprawców. To zwyczajnie wstyd. I to wstyd tak wielki jak wizyta ambasadora Putina oddającego im hołd.
Marek Adam