Podczas odpustu w Gietrzwałdzie padły ważne słowa i deklaracje, które w homilii wygłosił bp płocki Szymon Stułkowski. Nie było zbyt wielu mocnych słów, ale jasny przekaz: wiara i religia są potrzebne państwu jako kod kulturowy. Kościół, nie zamierza walczyć o „swoje prawa”, ale zamierza na nowo bastionem cywilizacji chrześcijańskiej uczynić prafie.
Biskup Stułkowski osadził swoje kazanie w mariologicznym obrazie świata i już od pierwszych słów nawiązał do wybranej na tę okazję dłuższej wersji genealogii Chrystusa. Już sam ten wybór, bez konieczności wypowiadania dalszych słów, jasno wskazywał na zagrożenie, którym jest prawo do aborcji — czyli do przerwania, a wręcz wycięcia rodzących się gałęzi tego drzewa.
Biskup w plastyczny sposób opowiedział o swoich doświadczeniach w kontakcie z nowym pokoleniem, wychowywanym bez Biblii i religii, na którego wzór obecna władza stara się teraz wychowywać młode pokolenie także w Polsce — bez znajomości kodu kulturowego, potrzebnego do zrozumienia i kontynuowania naszej cywilizacji.
Przed ołtarzem, na trybunie tak zwanych VIP-ów, siedzieli przedstawiciele władz samorządowych i parlamentarzyści, także ci związani z PSL, a wśród nich działacze tej partii, którzy znani są ze swoich lewicowych poglądów i propagowania aborcji jako „zdobyczy cywilizacji”.
Maria Bąkowska, wicemarszałkini województwa warmińsko-mazurskiego, która jest znana z propagowania takich właśnie poglądów, bez skrępowania zanosiła, z wojewodą warmińsko-mazurskim Radosławem Królem, także z PSL, dary podczas ofiarowania na ołtarz.
I to właśnie w takim kontekście można, a nawet trzeba, odczytywać słowa pasterza. Biskup płocki jasno pokazał w swojej homilii, że wiara, chrześcijaństwo są potrzebne państwu do jego istnienia, a bez nich grozi chaos, który na głowy obywateli sprowadzają piewcy nowych ideologii. Doskonale widać to na Zachodzie, gdzie widok płonących ulic i zamieszek staje się już normą.
Wielu młodych w tej chwili nie jest w stanie zrozumieć ani literatury, ani sztuki, którą pozostawili nam przodkowie. Są pozbawieni tego przez wycinanie właśnie tego kodu kulturowego, który zawiera Biblię, wykształcenie klasyczne oraz nauczanie religii w szkole.
Z treści kazania można też wyciągnąć wniosek, że Kościół w Polsce nie ma zamiaru podejmować konfliktu z nowymi rządzącymi w kraju — lewicowymi pseudoelitami. Biskup Szymon Stułkowski jasno zadeklarował, że w parafiach będzie odbudowywana katechizacja, wskazał też na konkretne przykłady budowania skutecznej pomocy i wrażliwości ze strony Kościoła, ukierunkowanej na potrzebujących.
To jasne powiedzenie, że Kościół katolicki w Polsce nie ma zamiaru grać w grę, którą próbują mu narzucić zwolennicy Tuska, Trzaskowskiego czy Hołowni. W ten nowy i budzący nadzieję schemat wpisuje się przykład tego ostatniego, który nie tak dawno skarżył się w mediach, że jego dziecko nie zostało przyjęte do szkoły katolickiej.
To przykład hipokryzji, kiedy politycy, uczestniczący wprost czy w zakamuflowany sposób za pomocą różnego typu działań w niszczeniu chrześcijaństwa, sami swoim dzieciom chcą przekazywać wykształcenie oparte właśnie na wierze, Biblii i wykształceniu klasycznym, do którego prawo chcą lub pozwalają odbierać pozostałym mieszkańcom Polski.
Odpowiedź biskupa brzmi, jak powiedzenie: „My bez was istniejemy, wy bez nas nie”. To jak obraz popularny w popkulturze z filmu „Księga ocalenia”. Film pokazuje postapokaliptyczny krajobraz zniszczonej Ameryki, gdzie główny bohater jest w posiadaniu tajemniczej księgi, w której znajduje się klucz i wiedza niezbędna do ocalenia ludzkości. Jest to właśnie Biblia.
Homilia wygłoszona w Gietrzwałdzie w dniu święta Narodzenia Najświętszej Maryi Panny i w 147. rocznicę Objawień gietrzwałdzkich to program Kościoła katolickiego na trudne czasy — program zawierzenia Bogu przez Maryję, odnowy życia indywidualnego i społecznego w oparciu o odrodzenie wspólnot parafialnych.
Kazanie jest na tyle istotne, że warto przeczytać je w całości. I choć nie zostało ono nigdzie udostępnione, to specjalnie dla czytelników „Opinii” na podstawie nagrania sporządziliśmy transkrypcję całej jego treści.
Marek Adam
***
Cały tekst homilii bp Szymona Stułkowskiego:
***
Siostry i bracia, ogromnie się cieszę, że mogę dzisiaj być pośród was.
Jakąś godzinę temu, kiedy stanęliśmy z księdzem arcybiskupem, z panem wojewodą przed kamerami, powiedziałem, że bywałem w Gietrzwałdzie, modliłem się w świątyni, chodziłem tymi dróżkami do źródła, ale to tak prywatnie, w drodze na Mazury czy w drodze z Mazur. Zawsze można było zakosztować smacznej kuchni w domu pielgrzyma.
Ale pierwszy raz jestem na tak wielkiej uroczystości. I ogromnie dziękuję księdzu arcybiskupowi Józefowi za zaproszenie. Celebrans liturgii, ten, który głosi Słowo Boże, ma dać świadectwo swojej wiary. Ale ja też przyjechałem bardzo interesownie, żeby się nakarmić waszą wiarą.
To tak jest, że biskup też potrzebuje umocnienia wiary, spotykając ludzi, którzy wierzą w Boga, którzy kochają Jezusa, którzy kochają Maryję. I bardzo mi jest to potrzebne dzisiaj szczególnie. Bardzo wam dziękuję za obecność, za wasze otwarte serca dla Pana Boga, dla Maryi.
A jak jeszcze zobaczyłem transparent „Drezdenko” tutaj po mojej prawej stronie, to przypomniałem sobie moich dziadków z Łąkowej. Przyszliśmy na urodziny Maryi. Świętujemy Narodziny Najświętszej Maryi Panny. Jesteśmy zaproszeni na urodziny i przyszliśmy. W liturgii świętujemy uroczyście tylko narodziny Jezusa, Maryi i Jana Chrzciciela.
Maryja, która świętuje z nami urodziny, nie zaprasza nas do stołu i nie częstuje tortem, ani dobrą kawą czy herbatą, ale gościnnie nas tutaj przyjmuje. I zaprasza do stołu jej Syna na Eucharystię, byśmy się nakarmili Najświętszym Jego Ciałem, ale nakarmili też Słowem, które Bóg nam daje z ołtarza Słowa.
Ona chce nas obdarzyć prezentami, duchowymi darami. I każdy z nas przychodzi ze swoimi troskami, ze swoimi potrzebami, ze swoimi intencjami. Ona to wszystko widzi, ona to wszystko słyszy i chce to przedstawiać swojemu Synowi.
Tak jak ona, każdy z nas ma swoją biografię, każdy z nas przyszedł na świat dlatego, że mieliśmy czy mamy ojca i matkę. Konkretną matkę i konkretnego ojca. Nawet jeśli – to się zdarza nieraz w życiu – niektórzy nie znają swojej matki i swojego ojca. Świętowanie urodzin jest wdzięcznością za dar życia. Jest wdzięcznością za stworzone dzieło Pana Boga, dokonane przez naszych rodziców.
Ja lubię się modlić takim wersetem z psalmu 139, zwłaszcza kiedy rano wstaję, idę do łazienki i patrzę na taką swoją nieraz niewyspaną, zmęczoną twarz, to lubię powtarzać słowa psalmu: „Dzięki Ci, Panie, żeś mnie tak cudownie stworzył. Godne podziwu są Twoje dzieła”. I nie mówię tego, że jestem zachwycony widokiem, tylko wielbię Stwórcę za dar życia.
Czytamy dzisiaj w Ewangelii rodowód Jezusa Chrystusa. Długie imiona, lista imion – można się szybko wyłączyć z jakiegoś uważnego słuchania, ale bardzo chciałem, żebyśmy tę całą Ewangelię dzisiaj przeczytali, bo można wybrać też wersję skróconą. To jest jakby drzewo genealogiczne Jezusa.
Maryja też ma swoje pochodzenie. Wiemy o jej rodzicach, o Joachimie, o Annie. Ale szczegóły dotyczące jej narodzenia czy życia w dzieciństwie znamy tylko z pism apokryficznych. Opowiada o tym protoewangelia Jakuba z drugiej połowy II wieku po Chrystusie, Ewangelia Pseudomateusza z IV wieku, Ewangelia Dzieciństwa Ormiańska z VI wieku czy Księga o narodzeniu świętej Maryi z epoki karolińskiej, czyli z IX wieku.
Najczęściej w tych opisach odkrywamy to, że Joachim i Anna nie mogli doczekać się potomstwa. I w tę słabą jakby naturę Pan Bóg wchodzi z mocą swojej łaski i daje im Maryję. Te opisy też mówią, że ona wychowywała się jakby ukryta przed światem w świątyni, żeby nic nie zburzyło piękna, które Bóg w niej zawarł, wybierając ją na matkę swojego Syna, na matkę Jezusa.
Wróćmy do Ewangelii, do tego drzewa genealogicznego. Jest taki obraz, który bardzo lubię, nieżyjącego już księdza niemieckiego Sigera Ködera, który namalował taką artystyczną wizję tego drzewa. Pniem jest Abraham, który siedzi na piasku, wznosi oczy ku niebu, liczy gwiazdy. Bóg obiecał, że jego potomstwo będzie tak liczne jak gwiazdy na niebie, jak ziarnka piasku na brzegu morza.
Nad nim Mojżesz, który wysoko wznosi ręce ku niebu i trzyma tablicę przymierza. Po jednej stronie Mojżesza – śpiący Jakub. Ten, któremu się przyśniła drabina, po której aniołowie wstępowali i zstępowali do nieba. Teksty starochrześcijańskie mówią też o Maryi, że jest drabiną, którą Bóg postawił na ziemi, po której zszedł z nieba Syn Boży. Po drugiej stronie Mojżesza – z harfą w ręku, z koroną na głowie – król Dawid.
Nad nimi mężczyzna z zarośniętą twarzą, z otwartymi ustami, jakby krzyczał coś. I palcem wskazuje na niebo – Jan Chrzciciel. Ten, który pokazał na Jezusa i powiedział do uczniów: „Oto Baranek Boży, który gładzi grzech świata”. I obok niego, taki cichy, wpatrzony w niebo, ze złożonymi rękoma, święty Józef, mąż Maryi, opiekun Jezusa.
Na szczycie tego drzewa Ona, Maryja, ubrana w błękit nieba, jakby chowała się za Jezusem, którego trzyma przed sobą. A Pan Jezus, taki malutki, wyciąga do nas ręce, gotowy na ukrzyżowanie. To jest wizja plastyczna genealogii Jezusa, którą usłyszeliście.
Ale kochani, każdy z nas ma swoje drzewo genealogiczne. Jest taka moda nawet dzisiaj na to, żeby szukać przodków. I dobrze, że grzebiemy w archiwach, że rozrysowujemy to drzewo naszych rodzin. My mamy nawet w diecezji taki projekt, który realizowany jest w Boże Narodzenie przez rodziny, dzieci, młodzież, rodziców, właśnie na przedstawienie drzewa genealogicznego swojej rodziny. Najpiękniejsze nagradzamy na Dzień Dziecka.
Bardzo mnie to cieszy i widzę, ile trudu, ile serca wkładają ludzie, żeby coś takiego przygotować. Każdy z nas ma też drzewo genealogiczne wiary. To znaczy tych ludzi, dzięki którym poznaliśmy Jezusa, pokochaliśmy Go. Jak mówi dzisiaj do nas autor Listu do Rzymian, św. Paweł, że Pan Bóg chce, abyśmy byli na wzór obrazu Jego Syna. I mamy ludzi, którzy nas do tego prowadzą.
Najczęściej w tym drzewie genealogicznym wiary są nasi bliscy: rodzice, chrzestni, dziadkowie, duszpasterze, katecheci. Ale są też ludzie, gdzie drzewo genealogiczne rodowe i wiary się nie pokrywa. Nie doświadczyli Boga w swoim domu. Ja w minioną Wigilię Paschalną, w noc Zmartwychwstania, ochrzciłem w katedrze w Płocku osiem dorosłych osób. Oni nie wynieśli wiary z domu, ale spotkali ludzi, którzy pokazali im Jezusa i wybrali wiarę w Niego, wybrali wspólnotę Kościoła.
Każdy z nas ma takie drzewo. Bardzo was zachęcam, żeby może w jakiejś chwili wolnego czasu wziąć ołówek, długopis i tak sobie wypisać imiona tych, dzięki którym poznaliśmy Boga. Kochamy Go. Chodzimy Jego drogami. Jest jeszcze coś takiego, że my możemy się znaleźć w drzewie wiary innych ludzi.
Wy, drogie panie, jako matki, jako babcie, wy, panowie, jako rodzice, jako dziadkowie, siostry zakonne, także te, które pokazują Jezusa swoim życiem i swoją pracą. Ufam, że my też, księża i biskupi, znajdziemy się w drzewach wiary innych ludzi. Potrzebujemy siebie nawzajem, żeby spotkać Boga. I my możemy też rodzić Boga w innych ludziach i w tym stajemy się podobni do Niej, do Maryi.
Dziękujemy dzisiaj za narodzenie Maryi, dziękujemy w tym miejscu, gdzie przed 147 laty Ona się objawiła i wzywała do modlitwy, właściwie jak wszędzie, do modlitwy na różańcu. Wzywała do nawrócenia, wzywała do tego, by odkrywać swoje polskie korzenie, by troszczyć się o język, o kulturę. Tak bardzo w tym objawieniu weszła w konkret życia ludzi, których tu spotkała, i wypraszała u swego Syna cuda uzdrowienia.
My dzisiaj, rodząc w wierze innych ludzi, dzieląc się naszym doświadczeniem wiary, prowadząc ich do Boga, odkrywamy to samo powołanie, które dostała Maryja. Ona wyjątkowa, ale każdy z nas ma rodzić Boga. Będąc kobietą, mężczyzną, świadectwem swego życia, przykładem swego życia, modlitwą wstawienniczą, może nawet też postem i wyrzeczeniem, jak wielu z nas to czyni, żeby ratować innych.
Żeby przekazać wiarę, trzeba ją znać. Trzeba mieć żywą relację z Panem Bogiem, ale trzeba też wiedzieć, w co wierzymy. Jaki jest Kościół. I tego uczymy się we wspólnotach parafialnych, w małych wspólnotach odnowy Kościoła, w grupach duszpasterskich, ale tego uczymy się też w szkole.
Pozwólcie, że dotknę tego tematu tak gorącego dzisiaj – obecności lekcji religii w szkole. Wróciła w 1990 roku. Bardzo mnie to ucieszyło. Zdecydowano się na to, że tak jak rodzice chcą wychowywać swoje dzieci, tak temu podporządkowana jest szkoła.
Ale w tej całej debacie, która się odbywa i w tym lekceważeniu głosu wspólnot kościelnych, bo to nie tylko Kościół katolicki, ale inne Kościoły chrześcijańskie razem z nami się o to upominają, nie ma dialogu. Jest wysłuchane zdanie, ale my decydujemy. Wręcz aroganckie zachowanie.
W całej tej debacie brakuje mi jednej rzeczy. Mianowicie tego, że obecność religii w szkole jest misją Kościoła na pewno, ale jest też zadaniem państwa. Państwo nie ma zajmować się tym, żeby ewangelizować – to jest misja Kościoła, żeby budować żywą relację z Panem Bogiem. Ale ma obowiązek zatroszczyć się o kod kulturowy, w którym żyjemy, z którego wyrastamy i który powinniśmy zachować.
Są takie piękne gawędy o obrazach biblijnych jednej z profesor historii sztuki i ona cytuje dzienniki Anny Kamińskiej. Fragment zapisany w 1973 roku, kiedy Anna Kamieńska była w Bułgarii, odwiedzała galerię sztuki i przydzielono jej studentkę, która mówiła w języku francuskim, żeby się mogły porozumieć.
I ona z przerażeniem pisze, że ta dziewczyna w ogóle nie zna Biblii. Ta dziewczyna nie zna mitologii greckiej. I kiedy stoją przed obrazem, gdzie jest Golgota i trzy krzyże, to ona się pyta, a skąd te trzy krzyże?
Przecież tylko na jednym był Jezus. Czy potem wspomina sytuację w Bazylice Grobu Pańskiego na Golgocie, gdzie podsłuchuje, jak ktoś oprowadzający małą grupę ludzi, wskazując na Maryję sercem przebitym sztyletem, mówi: to jest matka Jezusa, która była pod krzyżem jak On umierał i tak bardzo to przeżyła, że popełniła samobójstwo. Wbiła sobie sztylet w serce.
Żeby przekazać wiarę, trzeba ją znać, trzeba wiedzieć, co przekazać. Dlatego bardzo was też proszę, drodzy rodzice, dziadkowie, młodzi, jak tu jesteście, nie uciekajcie z lekcji religii. Bo nie przekażecie tego, o czym nie będziecie wiedzieli.
Ale nie wystarczy wiedza. Potrzebna jest żywa relacja z Jezusem. I Maryja nas tego uczy. Ona nam pomaga te relacje zbudować. Wyprasza nam tę łaskę, ale jest też dla nas przykładem, że i my możemy być tak blisko Boga, jak Ona.
Kiedy świętujemy Narodzenie Maryi, to myślimy też o naszym narodzeniu i trzeba nam myśleć o życiu innych ludzi. Potrzebna jest troska o życie od początku do końca. I znowu widzimy, że jest zamach na życie człowieka.
Padły obietnice, które trudno teraz politykom zrealizować, to szukają innych ścieżek. Nawet gdyby wprowadzono bardzo liberalne prawo dopuszczające aborcję do dziewiątego miesiąca, to nikt nas do tego nie zmusi. I to od każdego z nas będzie zależało, czy będziemy umieli stanąć w obronie życia.
Ja poprosiłem moją diecezję wiernych, żeby wzmocnić modlitwę w obronie życia, zwłaszcza duchową adopcję. I ogromnie się cieszę, że wielu ludzi, także młodych, podjęło tę dziewięciomiesięczną modlitwę w obronie jakiegoś zagrożonego życia. Jak się człowiek codziennie modli w tej intencji, to musi to trochę przemyśleć.
I kiedy przyjdzie godzina próby, będzie mocniejszy. Ale do końca nikt z nas nie wie, jak w tej godzinie próby się zachowamy, dlatego trzeba się na tę godzinę przygotować.
Powiedziałem też, że te dzieci, które się urodzą, one się nie urodzą w domu biskupim, w kurii, tylko w konkretnych rodzinach. I trzeba tym ludziom pomóc. Poprosiłem księży, żeby zastanowili się, kto może przyjąć do siebie na plebanię czy do domu duszpasterskiego matkę, która nie będzie miała się gdzie podziać, oczekując narodzin swojego dziecka.
I ogromnie się cieszę, że takie miejsca znaleźliśmy. Nie nazywamy tego domem samotnej matki, ale to są konkretne domy gotowe przyjąć ludzi w potrzebie. Nawet małżeństwo, parę rodziców oczekujących dzieci, bo nieraz nawet matka czy teściowa wyrzuca, bo nie chcą kolejnego wnuka.
Poprosiłem też księży, żebyśmy, także my, biskupi i wszyscy księża, wsparli konkretną ofiarą niepełnosprawnych. Modlitwa jest potrzebna, ale nie wystarczy. Potrzebny jest konkret życia, żeby stanąć przy tych, którzy chcą ratować życie, żeby budzić nadzieję, żeby wyciągać pomocną dłoń.
Kochani, w tym miejscu, gdzie dziękujemy za Narodziny Maryi, dziękujemy też za to, że my żyjemy i że my możemy rodzić Boga tak jak Ona, świadectwem naszego życia, naszą modlitwą. Bardzo wam życzę, żebyśmy byli w tym mocni, żebyśmy się wzajemnie wspierali, bo duże może więcej. Jak jesteśmy razem, jesteśmy silniejsi modlitwą, świadectwem, nawet takim prostym podaniem ręki, kiedy ktoś słabnie.
Dziękujemy Ci, Panie Boże, za narodziny Maryi. Dziękujemy, że ona stała się bramą, przez którą przyszedł na świat Twój Syn, po to, żebyśmy my dwa razy się narodzili – fizycznie i duchowo, łącząc się z Nim przez Chrzest Święty.
Dziękujemy za to, że wybrałeś to miejsce, żeby tutaj Maryja przypomniała o Tobie, wezwała do modlitwy i do nawrócenia. I prosimy Cię, żebyśmy byli posłuszni tym wezwaniom, które 147 lat temu Maryja tutaj wypowiedziała, żebyśmy nie tylko wspominali to, co było prawie 150 lat temu, ale żebyśmy tym żyli i żebyśmy przekazali to doświadczenie żywej wiary tym, którzy idą po nas.
Maryjo, Matko Kościoła, módl się za nami, wspomożenie wiernych, Pani i Matko Gietrzwałdzka, módl się za nami.