Gzymowicz ogłosił w piątek, że “Kolejny raz zostaliśmy okradzeni i zignorowani!”. Tylko dlatego, że poczuł się urażony brakiem zaproszenia na spotkanie u Premiera RP i brakiem dotacji na dzielnicę przemysłową. Jakby zapomniał, że od 20 lat sam zwalcza przemysł w Olsztynie i teraz zbiera, co zasiał.
Każdy Olsztynianin dobrze wie, że piękny gród nad Łyną nie jest wymarzonym miejscem dla inwestycji w przemysł. Od dekad władze miejskie stawiają tu na sklepy wielkopowierzchniowe. Tandem Małkowski-Grzymowicz tak właśnie sprofilował rozwój terenów miejskich. Pod usługi.
Nie było nawet mowy o promowaniu Olsztyna jako miejsca przyciągającego inne inwestycje. Owszem dla developerów, dla sieci dużych sklepów, ale nie dla przemysłu. I nagle Grzymowicz ogłosił, że teraz Olsztyn zakwitnie nie jako miasto ogród, a jako centrum przemysłowe.
I jak nagle wpadł na ten pomysł, tak też nagle w oko wpadło mu ponad 60 hektarów ziemi. Akurat w okolicy Tracka. Wyciągnął z kieszeni naprędce przygotowane plany i nazwał je Olsztyńskim Parkiem Przemysłowym.
Zapomniał tylko wyciągnąć z kieszeni pieniędzy. Stwierdził więc, że to rząd zafunduje Olsztynowi dzielnicę przemysłową za – bagatela – 250 milionów złotych. On jako prezydent, łaskawie znajdzie wkład własny. Tylko musi go poszukać, bo w zasadzie, to przecież miasto nie ma na nic pieniędzy. Oczywiście poza budową linii tramwajowych.
Nie obyło się bez rozdzierania szat i organizacji akcji propagandowych. Grzymowicz zaczął nawet zbierać podpisy pod petycją, do znienawidzonego przez siebie rządu PiS, żeby Olsztyn dostał dotację z Programu Inwestycji Strategicznych.
Od początku było wiadomo, że dotacji nie będzie, a miasto zbiera żniwo co najmniej 20 przespanych lat. Marnowania szans. Niekompetencji ratuszowych władz. Wiedział to również sam Grzymowicz. Jednak teraz ogłasza wszem i wobec, że “Kolejny raz zostaliśmy okradzeni i zignorowani!”.
— Na dzisiaj (14.10) Pan premier Mateusz Morawiecki zaprosił wybranych samorządowców do Kancelarii Prezesa Rady Ministrów na uroczystość przyznania samorządom dofinansowania w ramach Programu Inwestycji Strategicznych (PIS). Niestety, wśród zaproszonych samorządów, którym zostały przyznane dotacje, po raz kolejny nie znalazł się Olsztyn! — wypłakuje się Grzymowicz na swoim profilu FB.
Zupełnie jakby zapomniał, że przecież był, tyle, że pod kancelarią Premiera RP kilka dni temu. Podskakując wykrzykiwał pod oknami Premiera “Nastanie Ciemność!”. Teraz ma czelność kłamać w żywe oczy, nazywając brak dotacji, kradzieżą. Na tym nie koniec. Grzymowicz dokonał odkrycia, że nazwa Programu Inwestycji Strategicznych układa się w skrót PIS.
— Jaki jest to PIS? Po dzisiejszych – i nie tylko dzisiejszych – decyzjach już dobrze wiemy: niesprawiedliwy, kolesiowaty, autorytarny, oderwany od rzeczywistości i niedemokratyczny. Te parametry będą już niezmienne; zmiennym pozostaje tylko czas i pytanie – jak długo jeszcze? — wylicza w swoim antyrządowym szale Grzymowicz.
Ekwilibrystyka słowna i żonglerka argumentami Grzymowicza może przyprawić o zawrót głowy. Na nic fakty, na nic logika. Byle użyć jak największej ilości nazw własnych, które przeciętnemu mieszkańcowi Olsztyna nic, ale to zupełnie nic nie mówią. Byle połączyć niewynikające z siebie fakty.
— Pieniądze przyznawane w ramach Programu Inwestycji Strategicznych mają wiele źródeł, zarówno krajowych, jak i unijnych, w tym są też środki w ramach Funduszu Przeciwdziałania COVID-19, którego negatywne skutki gospodarcze były dla Olsztyna bardzo dotkliwe. Dlatego pominięcie naszego miasta w rozdziale tych środków uważamy za skandaliczne — argumentuje prezydent wojewódzkiego miasta.
Można mieć obawy, że prezydent Olsztyna zbyt ciężko przeszedł Covid i efekty uboczne tej poważnej choroby zostawiły trwały ślad na jego możliwościach intelektualnych. Taką diagnozę dobitnie wspierają kolejne argumenty używane przez Grzymowicza.
— Zważywszy na to, że środki krajowe są w rzeczywistości także naszymi – obywateli i mieszkańców Olsztyna – ciężko zarobionymi pieniędzmi to de facto my – olsztynianie sfinansujemy innym samorządom ich inwestycje, głównie w nagrodę za ich spolegliwość wobec rządu — stwierdza Grzymowicz i nawet nie stara się utrzymać tonu bardziej wysublimowanego sofizmatu swojej argumentacji.
Zapomina też, że o ciężko zarobionych pieniądzach i to na głodowych stawkach mogą mówić zatrudniani przez niego urzędnicy, którym odmawia podwyżek. On swój czas pożytkuje na demonstrowanie fanatycznej nienawiści do rządu w Warszawie. Oni muszą naprawdę ciężko pracować. Zapomina też o tym, że działa wbrew mieszkańcom i ich interesom.
— Olsztyn jest bogatym miastem. Jeżeli chodzi o dochody podatkowe na jednego mieszkańca, jesteśmy w środku stawki miast wojewódzkich, a jednocześnie na nic nie ma w Olsztynie pieniędzy. Jest tylko na tramwaj i garaż dla tramwaju, który sam kosztuje 90 mln złotych. — przypomina Jerzy Szmit, prezes Fundacji im. Piotra Poleskiego — Grzymowicz sobie nie radzi jako prezydent miasta. Nie potrafi współpracować z rządem i działa na niekorzyść mieszkańców. Jedyne co może zrobić dobrego, to odejść — dodaje olsztyński polityk Prawa i Sprawiedliwości.
Marek Adam
