Redakcja Deb-Wyb. Sekcja Pióropałkarzy
Urban na Kasztance
W redakcyjnym pokoju panowała martwa cisza. Kursik bezmyślnie gapił się w okno, Soszka czytał stare gazety.
– No i znowu to samo – Kursik mruknął pod nosem – Wielka zadyma, dzieciarnia bluzgała, łazili wokół miasta, kościoły atakowali, błyskawicami nawet przystanek w Wójtowie zapaskudzili, ***** *** wrzeszczeli, a na kartonikach nowy słownik języka polskiego. Powszechna radość zapanowała, że koniec z Naszystami. Ty Soszka, po raz 1410 koniec świata i lokalnych Naszystów ogłaszasz. I co?! – Kursik na koniec już krzyczał.
Soszka nie reagował, po raz trzeci wybrał numer w telefonie, ale nikt nie odbierał.
– Kowal… Kowal… – cedził przez zęby.
– Zamknij się, bo z nowego słownika wiązankę dostaniesz – Soszka wybuchnął niespodziewanie w stronę Kursika.
Znowu w pokoju zapanowała cisza.
– Zobacz, to wszystko przez Prezesa. Wygrali wybory, mają większość – to już sobie myśli, że może rządzić. On kraj do zguby prowadzi, bo nas olewa. Tyle razy mówiło się – słuchaj nas, zrób tak, a tak nie rób, i nic. Zlewka kompletna. Olewa nas! Rozumiesz? Nas – sumienia narodu olewa! – Soszka też był dobrze nakręcony.
– Prezes to Prezes, ale ci tutaj Naszyści to dopiero. Człowiek pisze, pisze i co! Szydzą z nas na zebraniach. Nawet ten co nagrywa i nam kapuje, nie za bardzo już chce z nami rozmawiać. Mówił ostatnio, że już mu się przyglądają – Kursik dorzucił swoje.
– Fakt, już tylko nam jakieś śmieci przynosi – potwierdził Soszka.
– Śmieci nie śmieci, tak czy tak, trzeba napisać, że Kowala odwołują – twardo oświadczył Soszka.
– Czy Cię pojebało? Nie, nie ja już znowu ośmieszał się nie będę! Co dwa tygodnie Kowala odwołujesz, Ty masz już zajoba na jego punkcie.
– I co znowu całą szczujnię komentatorów chcesz uruchamiać? – gwałtownie zareagował Kursik.
– A Ty, ile lat do Wyb-ki piszesz? Obiektywne dziennikarstwo uprawiasz, prawda?! – kpił Soszka podnosząc się z krzesła.
– Już Ci sto razy mówiłem, że ja to Wyb-ka, wiadomo. Obcy interes za nami stoi, wszyscy to wiedzą i tak nas tamci traktują. Ale Ty? Człowiek ze styropianu, wielki autorytet niby byłeś, tak się zagrałeś, że nikt rozmawiać z Tobą nie chce. Nawet telefonów od Ciebie nie odbierają. Ładnie kończysz karierę – Kursik też wyskoczył na środek pokoju.
– Ja jestem jak Piłsudski – gonię kurwy i złodziei – obrażony Soszka był już przy Kursiku.
– Ty Piłsudski?! – Kursik zaśmiał się wyprostował. Spojrzał z góry na Soszkę.
– Jak taki odważny jesteś, to napisz, że Wydawca nielegalnie dom postawił, albo historię Macierzystego przypomnij. Szybko przestałeś pisać, jak Cię postraszyli, teraz to nawet Falowaną bronisz, bo awantury uliczne przeciwko Naszystom organizuje. Ty, nie żaden Piłsudski, tylko Urban Jesteś!
Soszka zbladł.
– Tyyyy… – wycedził Soszka i ruszył do przodu.
Drzwi do pokoju otworzyły się szeroko. Wydawca w ułamku sekundy ocenił sytuację i wkroczył do akcji.
– Panowie spokojnie, spokojnie – Wydawca, jak sędzia bokserski z podniesionymi rękami stanął między dyszącymi redaktorami.
– Wiem, wiem ostatnio jest słabo, bardzo słabo. Wszyscy nas olewają. Widzę, że, Was też wzięło. Break, poproszę dwa kroki w tył. Obaj jesteście mi potrzebni – Wydawca opanował sytuację.
– A tam! Prezes Kraj nam rozwala, totalnie nas olewa. Ci drudzy zresztą też. Gdyby choć raz nas posłuchali, wszystko można by naprawić, mądrych ludzi wziąć do rządzenia. Mądrych, tak mądrych. Z żadnej partii. Bo oni to wszystko zniszczą. Polska zginie, cała cywilizacja nasza…
Soszka opadł na fotel, spojrzał błędnym wzrokiem na Wydawcę, potem na Kursika.
– Dobrze, świetnie – podchwycił Wydawca – My znajdziemy tych mądrych, a jak nie znajdziemy – to sami się zgłosimy.
– Szefie, ja tam rządzić światem nie chcę, no może redakcją – twardo stwierdził Kursik.
– Kursik uważaj! Ty mi tutaj własnej polityki nie rób – szybko uciął Wydawca – mądrych mi szukać, mądrych! Rozumiesz?
Kotek Mruczek
(przeciągnął się leniwie na parapecie redakcyjnego okna)