Redakcja Deb-Wyb. Sekcja Pióropałkarzy
Rzeczniczka praw ludzkich
– Kończysz, kończysz? – Soszka popędzał Kursika, a jednocześnie z pasją atakował klawiaturę swojego komputera.
– Kończę. Jeszcze chwila i wrzucę, wszystko zebrałeś? – zapytał Kursik.
– Tak, mam wszystko tak jak ustaliliśmy – Soszka mruknął pod nosem i dalej pisał bardzo szybko.
– Zahaczyli Wójta i Uniweurek, to muszą dostać po łbie. Piknik młodych postępowców nad jeziorem za niemieckie pieniądze na naszym Uniwuemie im się nie podoba! Naszyści rękę podnoszą na nasze wolności i prawa? – Kursikowi policzki poróżowiały z emocji.
– Dobrze. Mam wszystko, skończymy wreszcie tutaj z Naszystami. Dyrektorami chcą być, posady chcą zajmować, a przecież Naszystów trzeba praw publicznych pozbawić. A tu jeden odchodzi, drugi przychodzi, karuzela stanowisk po prostu. Jakim prawem, jakim prawem oni jeszcze po świecie chodzą? Ja ich zniszczę, załatwię! – Soszka był w amoku, mówił podniesiony głosem.
– Soszka, mówią o Tobie, że już na punkcie Naszystów ześwirowałeś i widzę, że to prawda. Uspokój się to zabawa przecież. To oni mają się podniecać, kłócić, dzielić, zazdrościć sobie, bać się, że zaraz będą zmiany – Kursik patrzył na Soszkę z politowaniem – Robimy jak zawsze. Tekściki mamy już napisane, ja w Wyb-ce puszczam pierwszy dzisiaj, a ty za chwile dzwonisz i pytasz, co oni powiedzą na to co napisałem. Notować nie musisz, bo materiał masz gotowy, odczekamy godzinkę i ty puszczasz swoje w Deb-ce i mamy piękny front lewicowo – prawicowy miażdżący Naszystów.
Soszka jeszcze chwile temu wykrzykiwał pełen emocji, usiadł przy biurku i w zupełnie zmienionym, depresyjnym nastroju zaczął mówić do siebie.
– Piszemy, piszemy, i co z tego, że piszemy? Olewają nas kompletnie, robią co chcą. Tyle tylko, że komentarzyki na duchu podtrzymują, zgrana od wielu lat ekipa pracuje, tylko oni nas potrzebują. Ja już tego nie wytrzymam. Na całą tą demokrację już patrzeć nie mogę.
Kursik spojrzał na niego rozbawiony.
– Soszka tyle razy już ci mówiłem, że Ty ześwirowałeś. Ja swoją wierszówkę w Wyb-ce marną to marną, ale biorę. A Ty od kogo…
Na biurku głośno zadzwonił telefon Soszki. Krótkie spojrzenie na ekran wyświetlacza i Soszka wyprostował się gwałtownie.
– Tak, słucham – karnym głosem zameldował swoja obecność.
– Tak, tak. Ptaszyna w Senacie nie przejdzie, rozumiem, rozumiem. Macie to policzone, będzie następne rozdanie. I co, może wtedy wreszcie TY wejdziesz do gry? Jako jedyna na to zasługujesz, tyle pracujesz dla ludzi, jesteś zaangażowana. Co mam zrobić? Co mogę? Mam też prośbę wiesz, o co chodzi… Rozumiem, jak się uda, jak się uda. Zawsze będę stał przy Tobie. Już ruszam z robotą! – Soszce wróciły siły, ponownie pełen energii spojrzał triumfalnie na Kursika.
– Będzie wielkie zwycięstwo – nasza senator o prawa ludzkie będzie dbać, a JA jej rzecznikiem zostanę! – Soszka wykrzyczał pełen entuzjazmu.
Kursik wybuchnął szczerym śmiechem i chwycił się za głowę.
– Obrończyni praw ludzkich! Lwica telewizyjnego studia chyba i królowa lansu. Komuś pomogła?! Ludzi bajeruje, że im sprawy pozałatwia, dokąd może ich w telewizji pokazać, a potem telefonów nie odbiera.
– Ona jedna walczy, ona jedna… Moją sprawę załatwiła – Soszka zacisnął pięści.
– Najlepiej jej wychodzi walka o swoje. Pamiętasz na czym wypłynęła? Czynszu za lokal do mieszkaniówki nie chciała płacić, kilka lat na tym dym robiła. Chciała Prezesów do pierdla powsadzać, jeden nawet samobójstwo popełnił, a drugiego ze wszystkiego uniewinnili, miliony odszkodowania dostał. A mieszkania od zadłużonych jak kupowała i tego samego dnia dzieciom darowała, żeby w papierach śladu nie było, pamiętasz? Przecież znasz sprawę. Mieszkaniówkę chciała rozwalić, żeby ten smaczny kąsek można było rozdrapać. A ostatni numer, też przecież znasz, co niby dodatkową kasę na zabytki dla województwa załatwiła, a wcześniej złożyła wniosek, żeby z tej puli przy okazji, kamienicę, gdzie ma mieszkanie odremontować. Prawdziwa bojowniczka o ludzkie prawa. Ale Soszka nie martw się. My w Wyb-ce oczywiście będziemy ją popierać, bo to dla Naszystów będzie koń trojański, a potem będziemy jej tematy przypominać i powiemy – patrzcie kogo Naszyści dają na stanowiska.
– Będę rzecznikiem rzecznika praw ludzkich. Rozumiesz? JA! Wtedy będą musieli mnie słuchać, a JA wrócę do wielkiej gry – Soszka mamrotał.
Do redakcyjnego pokoju wkroczył jak zawsze energicznie Wydawca.
– Redaktory! Co jest na warsztacie? – zawołał.
– Szefie, Naszystów standardowo rozwalały, taka normalna robótka. Razem coś piszemy, a potem on cytuje mnie, a ja jego. Niezależne redakcje, wiadomo – Kursik roześmiał się – Mamy jednak coś lepszego. Lanserka może na rzecznika praw ludzkich iść, wtedy Soszka… – Kursik spojrzał chytrze na redakcyjnego kolegę.
– Będę o niej pisał – szybko zakończył Soszka.
– No dobrze, a kto wtedy do Izby Wyższej od nas pójdzie?! – Wydawca szybko postawił pytanie.
W redakcji zapanowała cisza. Pierwszy zareagował Soszka.
– Jak to kto? Już wiadomo, że męża wystawi, będzie go popierać i na nazwisku wejdzie, a potem jej dzieci, wnuki. Wreszcie ta demokracje będzie dla zwykłego człowieka.
– Racja, wolność wyboru najważniejsza! – zakończył Wydawca.
Kotek Mruczek
(przeciągnął się leniwie na parapecie redakcyjnego okna)