Dzisiaj już nikt nie ma wątpliwości, że Smętek – demoniczny mazurski i kaszubski diabeł złośliwie trapiący ludzi i wciągający ich do piekła – z radością pląsa po gdańskich i olsztyńskich sądach. Szepcze niektórym sędziom do ucha, podpowiada. Oczywiście po niemiecku – w końcu to diabeł, który szczególnie sprawdził się w czasach plebiscytu na Warmii i Mazurach, pewnie towarzysząc niemieckim bojówkom terroryzującym Mazurów i Warmiaków.
Niedawno zapomniany Smętek znów dał o sobie znać – tym razem w gdańskim Sądzie Okręgowym, gdzie stojąc za plecami sędzi Sądu Apelacyjnego w Gdańsku Małgorzaty Zwierzyńskiej szeptał jej do ucha, może nawet po niemiecku, rozstrzygnięcie sporu pomiędzy Natalią Nitek-Płażyńską a Hansem G., jej pracodawcą, który w napadzie szczerości puścił farbę i powiedział co tak naprawdę myśli o Polakach i kim – w głębi serca – się czuje. Słowa niemieckiego pracodawcy Nitek-Płażyńska nagrała na dyktafon, za co sąd ją wcale nielekko ukarał, o czym za chwilę.
Hans G. czuje się nazistą. Naprawdę!
Najwyższe stadium rozwoju
– Jestem hitlerowcem – mówił. Nie można wątpić w jego szczerość, bo później dodawał, że „nienawidzi Polaków”. – Bo oni wszyscy są idiotami i cwelami – dodawał i pytał: – Powinienem ich zabić? Postawić ich pod ścianą? Tak, zabiłbym wszystkich Polaków. To wina tego kraju, że taki jestem. Scheisse Polaken. Pracować niewolnicy! Małpa to Polak, a najwyższym stadium rozwoju jest Niemiec!
Cóż, to nie pierwszy hitlerowiec, który wini Polskę za to, że jest jak jest. Kilkadziesiąt milionów podobnych winiło już nasz kraj ponad 80 lat temu, wśród nich byli pewnie dziadek i ojciec Hansa G.
Zaskakująco sędzia Zwierzyńska zamiast nad słowami Hansa G. skupiła się nad efektywnością szczerej komunikacji między pracownikiem a pracodawcą, na wspólnocie, która powinna być budowana w zakładzie pracy, a – z winy Nitek-Płażyńskiej – budowana nie była, bo była pracownica Niemca podstępnie nagrała to, co mówi o swoich pracownikach i zaniosła do sądu. I za to Natalia Nitek-Płażyńska będzie musiała Niemca przeprosić i zapłacić Wielkiej Orkiestrze Świątecznej Pomocy 10 tysięcy złotych, co Jerzy Owsiak, zwykle piewca i obrońca sądów, publicznie obiecał zwrócić z własnych pieniędzy.
Sąd Apelacyjny w Gdańsku nie pochylił się nad tą częścią polskiego prawa, a dokładnie nad Kodeksem karnym, który w art. 133 mówi „Kto publicznie znieważa Naród lub Rzeczpospolitą Polską, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3”. Pomijam promowanie nazizmu i groźby karalne kierowane w stronę pracownic (Hans G. mówił w ten sposób do pięciu pracownic, ale cztery z nich dla zachowania pracy uznały, że nie poczuły się zagrożone propozycją ustawienia się pod ścianą przed lufą Hansa G.).
Sędzia popiera nadczłowieka?
Niechęć gdańskiej sędzi do skorzystania z tego prawa dziwi tym mocniej, że już było wykorzystywane – jak raz przeciwko Niemcom właśnie. Sądy w Jeleniej Górze, a potem Apelacyjny we Wrocławiu w 2006 roku skazały trzech obywateli niemieckich – Jürgena H.D., Roberta G. i Stephana R., którzy rozklejali plakaty informujące o… masowych zbrodniach popełnionych przez Polaków na cywilnej ludności niemieckiej w czasie II wojny światowej, zilustrowane drastycznymi, „nie posiadającymi żadnej wartości dokumentacyjnej, niewiadomego pochodzenia zdjęciami”.
Być może dla gdańskich sędziów słowa, że „wszyscy Polacy są cwelami i idiotami” nie są wystarczająco uwłaczające, ani nie są znieważeniem Narodu Polskiego. A może sędziom – nie tylko gdańskim – nie zależy wcale na dobrym imieniu Rzeczpospolitej? Wszak skoro są europejscy to powinni bronić wartości europejskich, które skoncentrowane są w wolnościach obywatelskich tak daleko posuniętych, że – przynajmniej w Polsce – dopuszczających powrót pod- i nadludzi (czyli idąc za tokiem myślenia Hansa G. znajdujących się „w najwyższym stadium rozwoju Niemców”). To retoryka doskonale znana nad Wisłą. Słyszeliśmy to niemal codziennie przez długie pięć lat II wojny światowej. To retoryka szczególnie bolesna dla Polaków mieszkających na Warmii i Mazurach, gdzie w czasach pruskich byliśmy jawnie dyskryminowani, co doskonale opisał w swojej porywającej opowieści o podróży przez Prusy „Na tropach Smętka” Melchior Wańkowicz, król polskiego reportażu.
Zresztą czuć tę wyższość w rozmowach z Niemcami, którzy odwiedzają mazurskie wioski szukając rodzinnych domów i za nic mając okrucieństwa, jakich dopuszczali się ich rodzice na milionach obywateli (nie tylko) Polski. Oni naprawdę czują się lepsi!
W okresie międzywojennym żaden sędzia w podobnej sytuacji nie odważyłby się ferować takich wyroków! Hans G. zostałby z Polski wydalony – zaraz po wyjściu z więzienia, na które skazanoby go w prawomocnym a przede wszystkim sprawiedliwym procesie. Zakładając, że znalazłby się obrońca, który chciałby bronić takiej persony.
Zimny prysznic
Są jednak dobre strony wyroku gdańskiego Sądu Apelacyjnego – jestem przekonany, że rozwiał wątpliwości lwiej części zwolenników tzw. „niezawisłych sądów” i „nadzwyczajnej kasty”. Dzisiaj już chyba tylko mała garstka ludzi ma wątpliwości, czy ostatnia z wielkich reform, czyli reforma wymiaru sprawiedliwości, jest Polsce potrzebna. Jest niezbędna – bez niej zawsze będziemy narażeni na to, że „hitlerowcy” będą nas opluwać w naszym własnym domu, zaś sądy na których dumnie powiewają biało-czerwone flagi będą tak naprawdę mieszkaniami Smętka.
Paweł Pietkun