Po moim ostatnim artykule „Trzaskowski puszcza … bąki” niektórzy się na mnie obrazili. Zamiast obrażać się na sprawców wydarzeń to obraża się na opisującego te sprawy – przynoszącego złą wiadomość, w tamtym przypadku śmierdzącą. Dobrze, że nie jesteśmy w starożytnej Grecji, gdzie posłańcowi złej informacji groziła śmierć. U nas, gdy brakuje już argumentów, to na wszelki wypadek się obraża.
Adam Kowalczyk „zwrócił się [do mnie] z uprzejmą prośbą o usunięcie swojego adresu z listy mailingowej”. W podobny sposób zareagowali Radni Miejscy Olsztyna, Wiktor Wójcik i Paweł Klonowski z PO. To po to panowie „obrażalscy” podają emaile oficjalne, służbowe, żeby do nich nie pisać? Tracą być może jedyne źródło informacji o działalności swoich kolegów i koleżanek. Adam Kowalczyk mógłby poprosić o to wszystkich korespondentów „Debaty”. Jako „Wielki Cenzor”, jak sam się zowie, miałby mniej roboty.
A ciekawych informacji od strony „dublera” Małgorzaty Kidawy-Błońskiej jest bez liku. Donald Tusk po klęsce pani Kidawy-Błońskiej za sprawą niefortunnych dla niej rad podkulił ogon i na jakiś czas przycichł, by opracować nową, bardziej chamską taktykę. Nie byłby Tuskiem, gdyby po zgłoszeniu Rafała Trzaskowskiego na „kandydata”, nie przystąpił z nową energią, a raczej furią do ataku z zagranicy. Pani Kidawa-Błońska w kampanii była całkowicie zagubiona. Kazali (Tusk z Budką) jej być miłą, uprzejmą i zgodną, a jednocześnie kazali cieszyć się z wrzasków „rodowitych” Kaszubów z Warszawy w Pucku i zatrudnić „SokzBuraka”. Nawet na konferencjach potrzebowała suflera Budki (jak Bronisław Komorowski Jowity Kacik): „Powiedz, że nie może być o tym …”. To o terminie wyborów 10.05.2020 roku. Gdyby słuchała Kaczyńskiego, toby lepiej na tym wyszła.
Powody rezygnacji Kidawy-Błońskiej, cytując Ewangelię św. Mateusza, „finezyjnie” podała Izabela Leszczyna z PO: „nie rzucajcie pereł przed wieprze” [wł. świnie]. Kto miałby być tymi „wieprzami”? Wszyscy Polacy? Bo mogła być „prawdziwą prezydentem”? Czy tylko wyborcy PO? „Nie jesteśmy gotowi na polityka zupełnie uczciwego, który nie kalkuluje, nie kombinuje”[Leszczyna]. Jest mi szczerze żal pani Kidawy-Błońskiej, nie jako polityka, bo jest marnym, ale zwyczajnie jako kobiety. „Potraktowaliście Małgorzatę Kidawę-Błońską jak przedmiot” – skomentowała poseł(ka) Lewicy Joanna Scheuring-Wielgus. Jeszcze dosadniej wyraziła się Eliza Michalik: „Koledzy potraktowali Kidawę-błońską jak ścierkę do podłogi”. Tak Platforma nazywająca się dla niepoznaki Obywatelską, mająca pełne usta frazesów o parytetach, równouprawnieniu traktuje kobietę. Gdy była na „topie” to była otoczona wianuszkiem pochlebców, a gdy przegrała, ogłaszała to samotna jak palec. W PO tak mają!
No to mamy teraz Trzaskowskiego, przeciwieństwo „przyzwoitej” [to też Leszczyna] Małgorzaty Kidawy-Błońskiej. Teraz to już jest bez ogródek, bez blagierki, bez fałszywego udawania, w czystej postaci twarz „politycznego wychowanka” Tuska. Mogą śmiało dodać: „mamy takich kilku w zapasie”.
Na analizie mentalności Donalda Tuska można zrobić niejedną profesurę. Poznanie całości jego przekonań, postaw, poglądów, sposobu myślenia poprzez badanie wszystkich tych elementów z osobna stanowi nie lada wyzwanie. Tym większe, że poszczególnych części nie da się ze sobą powiązać. Czynniki, które miały na to wpływ, zaistniały w rozmaitych warunkach, gdy nie było suwerenności, nie było stabilizacji, była zmiana ustroju politycznego i gospodarczego: biologiczny – bo dziadek w Wehrmachcie, a część rodziny utonęła na statku „Wilhelm Gustloff” w 1945 r. podczas ucieczki do Niemiec; kulturowo – chociaż mieszkał w Polsce to bliżej mu było i jest do Niemiec, zrozumiałe, że z powodów rodzinnych; społeczny – był zameldowany w Gdańsku, jego żona w Gdyni a „załatwił” mieszkanie w Sopocie. Stąd „cwaniak z Sopotu”. Takie były czasy i „produkt” służb specjalnych NRD i PRL zaprawił się w parciu do władzy, Do tego trzeba dodać Tuskowy konformizm i koniunkturalizm (wrodzony?). W czasach PRL-u i III RP nie po drodze mu było z Kościołem, ale po 27 latach wziął ślub kościelny i nie wzdragał się klęczeć przed biskupem, gdy widział w tym interes polityczny – prezydenturę RP. Teraz z oddali „dyryguje” (nie zawsze trafnie, jak w przypadku MK-B) i daje rady jako guru totalnych: „Nie ma co się ich bać. To są ciamajdy. To są naprawdę fajtłapy”. Tak Tusk wyrażał się o rządzących. I ja, „PiSior” takich wybrałem? Gdy prezes PiS zapowiada: „Będziemy wykorzystywać wszelkie środki, jakie przynależą państwu po to, aby prawo zostało wykonane” Tusk zaleca: „Takich polityków jak Jarosław Kaczyński należy się raczej wystrzegać. I trzeba robić wszystko[sic], żeby oni nie rządzili w Polsce.” A więc „zagranica i ulica”! Dzisiaj to już się nazywa „gimnastyka uliczna”!? Chamstwo Tuska nie ma granic. Powiedzenie „bezczelny w polityce jak Tusk” ma uzasadnienie.
Tak więc kampania prezydencka w wykonaniu Trzaskowskiego zapowiada się na poziomie szamba, który opisałem poprzednio.
Nie inaczej wyglądała „argumentacja” Adama Kowalczyka, gdy jeszcze był moim adwersarzem. Kończyła się na „rewolucjoniście”, „talibie”, „neobolszewiku”, „wyznawcy sekty” [smoleńskiej].
Gdy „odpłaciłem” mu „pięknym za nadobne” obraził się na mnie, ale zyskałem przynajmniej tyle, że przestał mnie obrażać. Trzeba by wreszcie Tuskowi też powiedzieć „parę słów do słuchu”, bo tylko taką metodą do niego się dociera.
Antoni Górski