W ostatnich tygodniach Gazeta Olsztyńska rozpętała akcję „szukania pieniędzy na Uranię”. Redaktor przepytał posłów i senatorów, czy będą zbierać pieniądze na budowę Hali Urania. Tak naprawdę chodzi o to, żeby kołatali do drzwi rządu o dodatkowe wsparcie tej inwestycji. Dodatkowe, bo Olsztyn otrzymał już od rządu Prawa i Sprawiedliwości na ten cel blisko 16 mln zł. Okazało się, że Piotr Grzymowicz, jak zawsze, zbyt nisko oszacował koszty inwestycji. Dzisiaj po przetargu, modernizacja Uranii ma na początek kosztować 195 mln zł. Historia podpowiada, że czeka nas wiele modyfikacji projektu, a cena pójdzie w górę. Podobnie było z tramwajami, spalarnią odpadów, budową ulic … Czyli trzeba wyrwać kolejne pieniądze, zgodnie z mottem zawodowym Piotra Grzymowicza: im drożej – tym lepiej.
Trudno się dziwić, że parlamentarzyści jednym głosem obiecują, że będą „walczyć” o dodatkowe rządowe środki. Jak to by wyglądało, gdyby jakiś poseł powiedział – hola, hola Panie Grzymowicz: przebudowa Uranii? Słuszna sprawa, ale niech Pan powie – bo od dwudziestu lat rządzi Pan Olsztynem – dlaczego Panu na wszystko zawsze brakuje: na szkoły, na tramwaje, remonty ulic, ośrodek dla niesłyszących dzieci, podwyżki dla pracowników, kulturę, pomniki, sport, porządną promocję miasta. Dlaczego zamiast działać w interesie olsztyniaków i współpracować z rządem, stał się Pan liderem totalnej opozycji?
Dlaczego nie interesuje Pana wspieranie przedsiębiorców, którzy zasilają budżet miasta i nic Pan nie robi, aby zatrzymać ich w Olsztynie, nie mówiąc już, aby ich przyciągać. Dlaczego nie współpracuje Pan z Warmińsko-Mazurska Specjalną Strefą Ekonomiczną, aby rozwijać w naszym mieście przemysł – najpewniejsze źródło dochodów budżetowych?
Ciekawe, że Piotr Grzymowicz udaje, że nie zauważa działań Gazety Olsztyńskiej i nie składa podziękowań redaktorowi Stasiowi za akcję Urania, nie dziękuje też parlamentarzystom za zgłaszaną gotowość błagania rządu, aby ratował błyskotliwy projekt Piotra Grzymowicza. Powód braku zainteresowania tą szlachetna akcją nie wynika jednak z braku wiary w skuteczność działań naszych parlamentarzystów, czy z nadziei, że poseł Wypij i poseł Maksymowicz przywiozą wreszcie 200 milionów od wicepremiera Gowina, a on coś z tego dostanie. Powód jest inny – projekt Urania wyczerpał już limit pomocy publicznej i nie może dostać więcej zewnętrznego wsparcia. Grzymowicz tym się nie chwali, ale przygotował już projekty uchwał Rady Miasta w których planuje, że brakujące 20 milionów zapewni sprzedając majątek gminy. Ot, taki pomysłowy Dobromir pomieszany z zaczarowanym ołówkiem i już Urania gotowa.

Na przykładzie Uranii widać doskonale jak Piotr Grzymowicz i jego kolega Jerzy Małkowski podchodzili do miejskich obiektów sportowych. Zacznijmy od Uranii, zbudowanej w 1978 jako części infrastruktury na centralne dożynki z udziałem Edwarda Gierka w roli głównej, które szczęśliwie trafiły do Olsztyna. Powstał wtedy również stadion, na którym gra Stomil, przebudowano układ ulic, wybudowano nowy most na Łynie, a przy okazji wyburzono sporo starej przedwojennej zabudowy, ale budownictwo mieszkaniowe też bardzo przyspieszyło. Olsztyn otrzymał bardzo istotny, pokoleniowy impuls rozwojowy. A wszystko to było możliwe w kilka miesięcy. Takie to były czasy.
Przez ponad czterdzieści lat główne sportowe obiekty Olsztyna ulegały degradacji. Ostatnie dwadzieścia lat degradacja postępowała błyskawicznie. Na stadionie przy ulicy Piłsudskiego zamykano kolejne części trybun dla kibiców. Murawa, szatnie, zaplecze znajdujące się pod trybuną główną obrosło już w Polsce ponurą legendą jako obiekt w najgorszym stanie spośród wszystkich, na którym są rozgrywane zawody na centralnym szczeblu rozgrywkowym. Co roku działacze Stomilu, kierownictwo i pracownicy OSiR dokonywali cudów dyplomacji i perswazji, aby PZPN wydał zgodę na rozgrywanie zawodów na stadionie. Mimo tych wysiłków trzeba było odwoływać mecze, groziło wykluczenie z rozgrywek. Wszelkie poważniejsze działania: budowa oświetlenia, odnowa drenażu i wymiana murawy, elementarny remont zaplecza z szatniami i pokojami klubowymi odbywały się wyłącznie pod presją kibiców, działaczy i PZPN. Kiedy sytuacja była gardłowa w ostateczności Małkowski i Grzymowicz znajdowali „kilka milionów” na absolutnie konieczne naprawy, aby na stadionie przy Piłsudskiego można było prowadzić rozgrywki.

Jednocześnie, przez wiele lat trwały „rozmowy” o nowym stadionie. Prezydent Grzymowicz (i Małkowski w swoim czasie), obiecywali wielokrotnie i publicznie, że problem rozwiążą. Zamawiali koncepcje i wizje rozwoju, organizowali konkursy i przetargi. Toczyły się dyskusje z kibicami jakiej pojemności ma być stadion. Rozpalali nadzieję. Kiedy już było prawie, prawie pewne, że wkrótce zasiądziemy na nowych, wygodnych trybunach i w godnych warunkach – tak piłkarze jak i kibice będą tworzyć sportowe widowiska – pan prezydent drapał się po głowie i smutnym głosem oświadczał, że nie ma pieniędzy.
Ostatnimi laty Grzymowiczowi udało się sprzedać Stomil, przez wiele lat utrzymywany dzięki determinacji działaczy, piłkarzy, kibiców – często chciało się powiedzieć wbrew prezydentom miasta. Oni po prostu nie chcieli budować trwałych fundamentów dla miejskiego klubu. Mimo, że są gotowe wzorce w Gdyni, Białymstoku, Gliwicach, czy Poznaniu. Oni nigdy nie mieli serca do sportu, szczególnie do futbolu. Małkowski kibiców traktował wyłącznie instrumentalnie: obiecywał stadion i nie robił. Grzymowicz nawet nie ukrywał, że delikatnie mówiąc, całego tego piłkarskiego zgiełku, szczerze nie cierpi. Teraz problemu pozbył się. O dalszy los Dumy Warmii i o budowę stadionu niech się martwi kto inny.

Podobną opowieść można snuć o Hali Urania. Przez ponad czterdzieści lat jedyny w stolicy województwa warmińsko-mazurskiego obiekt, w którym można przeprowadzać większe imprezy sportowe, kulturalne, religijne, społeczne, biznesowe, polityczne. Budowana w wielkim pośpiechu hala, od początku swego funkcjonowania odczuwała błędy projektowe i wykonawcze, które ograniczały jej działalność. Mała funkcjonalność, bardzo skromne zaplecze, przeciekający dach, niewygodne trybuny dla kibiców. Do początku XXI wieku w Polsce brakowało dużych nowoczesnych hal widowiskowych, więc organizatorom i uczestnikom imprez masowych musiało wystarczyć to, co oferowała Urania. Od tego czasu w wielu miastach pojawiły się nowoczesne, wspaniale wyposażone hale, gotowe przyjąć w znakomitych warunkach sportowców, artystów, przedsiębiorców, wiernych. Takie obiekty przyciągają kibiców, publiczność i zwiedzających. Olsztyńska Urania przestała być konkurencyjna. Dodajmy do tego jeszcze spektakularne awarie w czasie imprez sportowych transmitowanych przez stacje telewizyjne, spadające na głowy sportowców szkło z pękającego oświetlenia, problemy z ogrzewaniem i wentylacją. Wszystko to, plus niski poziom serwisu, jaki hala może zaoferować uczestnikom imprez po obu stronach sceny dyskwalifikowało Olsztyn w oczach osób organizujących duże, liczące się i prestiżowe imprezy. Nie dziwmy się zatem, że w ostatnich latach zostaliśmy pozbawieni możliwości oglądania na żywo gwiazd sport i sceny, a imprezy targowe przeniosły się do Ostródy.
Jak to przyjmowali Małkowski i Grzymowicz? Tak samo jak w przypadku stadionu: reagowali dopiero gdy na głowę leciało, dosłownie. Oczywiście nieustannie zapewniali, że Urania jest bardzo ważna, że to wizytówka miasta, że zrobią wszystko, aby w Olsztynie była hala widowiskowo – sportowa na odpowiednim poziomie, że szukają środków… Ale ciągle znaleźć nie mogą. W międzyczasie, w dużej części z pieniędzy samorządu województwa, powstało w Ostródzie centrum wystawiennicze, a w Olsztynie Aquasfera.
Kiedy Polska zabiegała o wielkie imprezy, na przykład mistrzostwa świata w siatkówce, odżywały nadzieje podkręcane przez lokalne media, że w Olsztynie powstanie hala godna tak wielkich zawodów. I już wkrótce będziemy mogli na żywo podziwiać sport na najwyższym poziomie. Scenariusz był zawsze taki sam. Entuzjazm, projekty, plany, dyskusje, a na koniec bezradne rozłożenie rąk Panów Prezydentów – nie ma pieniędzy.

No i wreszcie pieniądze się znalazły! Nagle i niespodziewanie, ale nie w budżecie miasta tylko w Regionalnym Programie Operacyjnym. Zarząd województwa zarządzający RPO WM na pierwszym etapie nie planował finansowania budowy nowej hali w Olsztynie. Marszałek z PSL wraz z koalicjantami z PO spali leniwie i spokojnie. Czas jednak uciekał i okazało się, że zarówno zarząd województwa jak i inne samorządy nie mają pomysłu na wykorzystanie przyznanych środków. Groziła kompromitacja, zaczęło się nerwowe poszukiwanie beneficjentów, którym można było przekazać pieniądze. Sytuację uratował Covid 19 i Urania. Komisja Europejska zezwoliła niewykorzystane środki z RPO przeznaczyć na walkę z Covid 19 – szybko przekazano na ten cel blisko 40 mln zł. Przypomniano sobie o również projekcie Urania. Ponieważ jednak zrobiło się mało czasu zaczęło się nerwowe planowanie od tyłu, czyli na co wydać dużo pieniędzy. Warto przypomnieć, że w 2016 roku Grzymowicz wydał 1,5 mln zł na dokumentację projektową Uranii. Wówczas koszty budowy szacowano na 120 mln zł. Projekt po trzech latach stracił projekt stracił ważność, trzeba było go przerobić ze względu na zmiany przepisów, poszły na to kolejne pieniądze.

A teraz mamy sytuację, że w czasie planowanej przebudowy flagowy olsztyński Klub AZS powędruje do Iławy. Piłkarze ręczni Warmii muszą sobie znaleźć inne miejsce, podobnie koszykarze, koszykarki, siatkarki. A środki? W ramach planu wyprzedaży Olsztyna Grzymowicz sprzedał OSiR przy Głowackiego, z którego olsztyński sport korzystał przez dziesięciolecia. Powód jak zawsze ten sam: uzyskać pieniądze na łatanie dziur w budżecie. Legendarny basen i istniejąca przy nim równie legendarna hala pójdą do rozbiórki. W wyniku braku planowania perspektywicznego olsztyński sport halowy albo na kilka lat wyprowadzi się z miasta albo będzie korzystał z obiektów o minimalnym standardzie.
Warto przy tej okazji przypomnieć los kilku innych olsztyńskich obiektów sportowych:
Stadion Warmii – świetnie zlokalizowany obiekt z trzema pełnowymiarowymi boiskami do piłki nożnej z miejscem na dodatkowe zaplecze treningowe. Idealne miejsce na ośrodek treningowy i prowadzenie szkolenia młodzieży. Od wielu lat funkcjonujący jedynie dzięki godnej najwyższego podziwu determinacji działaczy, zawodników i sympatyków KKS Warmia. Grzymowicz i Małkowski nie widzieli możliwości utrzymywania, a już nie daj boże rozwijania tego miejsca o ogromnym potencjale.

Stadion przy ul. Gietkowskiej. Pięćdziesiąt, czterdzieści, trzydzieści lat temu treningowy plac Stomilu, potem przekazany rugbistom. Ze względu na naturalne ukształtowanie skarpy przy ul. Gietkowskiej mógł również być miejscem żyjącym sportem, ruchem, młodzieżą. I tu również jedynie entuzjazm, determinacja, poświęcenie i zaradność środowiska olsztyńskiego rugby powoduje, że przed tym miejscem otwiera się szansa na istnienie jako ośrodka sportu.
Hala OSiR i basen przy ul. Głowackiego – jedna z legend Olsztyna. Tutaj w latach 60-tych i 70-tych siatkarze AZS toczyli niezapomniane boje z Resovią o mistrzostwo Polski. Na basenie trenowali pływacy liczący się nie tylko w Polsce, ale i Europie. Hala i basen stale tętniły życiem sportowym. Grzymowicz uznał, że działka pod OSiR jest więcej warta niż cały ten sport wewnątrz i podjął decyzje o sprzedaży…, bo potrzebuje pieniędzy.
Stadion przy Piłsudskiego – o głównym stadionie pisałem wcześniej, ale na ten obiekt składają się zespół boisk treningowych. Właściwie to place, które mogą być boiskami. Część terenu zajęła Aquasfera, ale zostało jeszcze tyle, że można to miejsce porządnie zagospodarować na potrzeby sportu.
Stadion Leśny – do tej pory często powtarzamy, że na tym stadionie Józef Szmitd ustanowił rekord świata w trójskoku. Ten rekord przetrwał w mistrzowskich tabelach osiem lat. Genialnie usytuowany stadion, w lesie, z niepowtarzalnym klimatem, idealny do lokalizacji ośrodka lekkoatletycznego z zapleczem hotelowym, rekreacyjnym, odnowy biologicznej. Ten obiekt powinien być absolutną wizytówką Olsztyna.

Niestety, Panowie Małkowski, Grzymowicz jak w innych sprawach tylko pozorowali działania, a stadion zarastał, zarastał aż w końcu zarósł. Dzisiaj możemy z rozrzewnieniem wspominać imprezy Ratujmy Stadion Leśny. Tak było miło, w piłeczkę się z panami prezydentami pograło, pogadało, kiełbaskę z grila zjadło, piwko popiło. Po czym, towarzystwo spotykało się za rok i znowu ratowało stadion, potem znowu za rok, i znowu ratowało stadion, potem znowu za rok… Tyle że w między czasie przyroda bez wielkich imprez i fajerwerków, codzienną pracą pokonała obu panów prezydentów. A oni o stadionie leśnym już nawet nie wspominają.
Jest też szereg innych miejsc w Olsztynie, gdzie był uprawiany sport, ale teraz to już tylko wspomnienia i historia.
Zacząłem opowieść o olsztyńskich arenach sportowych od Uranii. Stan Uranii jest obrazem olsztyńskiej infrastruktury sportu. Olsztyn: miasto, które ma jedne z najwyższych w Polsce wpływów podatkowych w przeliczeniu na mieszkańca nieustannie narzeka, że nie ma na nic pieniędzy, a jedną z pierwszych ofiar tego stałego deficytu są obiekty sportowe.
Twardo twierdzę, że nic się nie zmieni dokąd Olsztynem będą rządzić Piotr Grzymowicz i Jerzy Czesław Małkowski. Panowie różnią się pod wieloma względami. Czasami stwarzali nawet pozory, że walczą ze sobą, ale kiedy są ważne momenty zawsze mogą na siebie liczyć. Małkowski zawsze wspiera Grzymowicza w istotnych głosowaniach (budżet, absolutorium) – w zamian Małkowski ma spokój i może cierpliwie czekać na miliony, które będą mu wypłacone za pobyt w areszcie.

Powtórzę: obaj Panowie mają zamiar po raz kolejny kandydować na urząd prezydenta Olsztyna. Ich celem jest wspólnie bronić rządzącego w Olsztynie układu wzajemnych powiązań i zależności oraz kontynuować dotychczasowy sposób zarządzania miastem.
A sport i jego obiekty? Muszą poczekać, aż znajdą się pieniądze…
Jerzy Szmit