Politolog i publicysta, prezes stowarzyszenia Święta Warmia i Fundacji Debata (sam tak się przedstawia) Bogdan Bachmura napisał tekst, który ukazał się w majowej „Debacie” ( został oddany do druku przed wystąpieniem prof. Maksymowicza z Porozumienia i wstąpieniem do partii Szymona Hołowni) – „Zaproszenie dla prof. W. Maksymowicza”.
Tytuł, jak u Hitchcocka jest zmyłkowy, o żadnym zaproszeniu nie ma tu mowy, tekst poświęcony jest bohaterskiemu redaktorowi i wydawnictwu Debata, którzy niczym ostatni Mohikanie walczą z „oligarchicznym partyjniactwem i nie zdekomunizowanym dziedzictwem bolszewickiej mentalności”.
Z tekstu, laurki, wyłania się obraz bohatera ostatniej akcji, niezłomnego redaktora Sochy, który niczym filmowy Kapitan Sowa tropi przekręty ludzi władzy, głównie władzy pisowskiej.
Dzięki tej niezłomności, jak ujął autor tekstu:
„prawie czternastoletnia „Debata” dorobiła się wśród polityków licznego grona oburzonych. Wśród nich wisienką na torcie jest jeden z lokalnych politycznych liderów, który bojkot „Debaty” nakazał również swoim partyjnym kolegom” (Jerzy Szmit – dopisek redakcji).
Po tej zapowiedzi autor przechodzi do sprawy:
„Mniej więcej od roku do grona „naszych” oburzonych dołączył prof. Wojciech Maksymowicz, wcześniej, w sprzyjających dla siebie okolicznościach, chętnie korzystający z naszych łamów. Dokładniej od momentu, kiedy Adam Socha zainteresował się jego wypowiedzią w lokalnym Radiu Olsztyn o zamiarze leczenia koronawirusa komórkami macierzystymi”.
Dalej możemy przeczytać:
„Nie muszę dodawać, że kolejnymi publikacjami Adama nie zainteresował się także przysłowiowy pies z kulawą nogą. Mądrość etapu była po prostu taka, że dotykać tematu nikomu się nie opłacało. Ani Jarosławowi Kaczyńskiemu, liczącemu na załagodzenie sporów wewnątrz Zjednoczonej Prawicy, ani opozycji…”.
Wow, tu autor, politolog Bachmura, walnął z grubej rury, rzeczywiście to oburzające że Jarosław Kaczyński, szef rządzącej w Polsce partii nie zainteresował się artykułami niezłomnego ostatniego Mohikanina jakim jest z pewnością redaktor z Debaty piszący o eksperymentach medycznych z udziałem tzw. komórek macierzystych.
Ale czy powodem braku zainteresowania tymi artykułami była „nieopłacalność” poruszania tematu?
Śmiem wątpić, temat sam w sobie nie był niczym nowym, od dobrych kilku lat media dość szeroko rozpisywały się o biznesie prowadzonym przez Polski Bank Komórek Macierzystych (PBKM), o nadziejach związanych z ich wykorzystaniem w leczeniu nieuleczalnych chorób i o płatnych (wysokopłatnych) badaniach eksperymentalnych prowadzonych na pacjentach.
Wracając do tych „niezłomnych” artykułów redaktora Sochy – jakież przestępstwo popełnił według nich profesor Maksymowicz? Chyba tylko takie że zdobył środki unijne na leczenie eksperymentalne dla kilku pacjentów i poddał ich tej terapii bezpłatnie(o ile dobrze kojarzę 6 osób, nie zapłacili ani grosza) Inne terapie eksperymentalne prowadzone były na bazie powstałego Instytutu Terapii Komórkowych Sp. z o.o, gdzie prof. Maksymowicz nie miał udziałów ani nie był zatrudniony (zatrudniony był tylko jego syn, psycholog, wiec pewnie komórek do łapy nie brał tylko udzielał wsparcia pacjentom, a udziały oprócz PBKM miał UWM dokładnie 10%).
Czy profesor medycyny ma prawo do eksperymentów medycznych, do terapii których nikt wcześniej nie stosował? Jeżeli ma zgodę komisji bioetycznej to ma prawo. Czego politolog Bachmura oczekuje, że profesor neurochirurg będzie sadził choinki, albo pisał pierdoły w niszowych portalach?
W dalszej części tekstu politologa Bachmury przeczytać możemy:
„Podobnie było z publikowanymi przez dwa lata artykułami Adama Sochy na temat Stowarzyszenia Helper i działalności „agenta Tomka”. Wtedy napisałem o uwikłaniu w działalność Helpera lokalnych polityków wszystkich liczących się partii i wynikającym stąd milczeniu ponad politycznymi podziałami”
To niestety przegapiłam, jedyny artykuł jaki znam, pokazujący powiązania Stowarzyszenia Helper z politykami to: https://opinie.olsztyn.pl/spoleczenstwo/szemrane-interesy-bylego-agenta-tomasza-kaczmarka-jak-ludzie-platformy-i-psl-dbali-o-wplywy-helpera/ i jak mniemam nie był to artykuł politologa Bachmury.
Wracając do głównego tematu, z tego niby „zaproszenia” wynika że politolog Bachmura dość opacznie interpretuje słowo „zaproszenie”-tu przestroga dla jego interlokutorów aby uważali na siebie, bo nie jest pewne czy słowa wyp… politolog Bachmura nie zinterpretuje opacznie.
Tekst, który jak już zauważyłam nie jest zaproszeniem dla profesora Maksymowicza można odczytać dosłownie, czyli jako panegiryk na cześć Debaty i redaktora Sochy lub też jako ostrzeżenie, ostateczne ostrzeżenie.
Ostrzeżenie? Dla kogo? Dla tych wszystkich, którzy, jak ”profesor Maksymowicz wcześniej, w sprzyjających dla siebie okolicznościach, chętnie korzystający z naszych łamów”, zechcą „robić interesy” z Debatą.
Zastanówmy się , jak to wygląda okiem bezstronnego obserwatora:
Na początku jest zachwyt Debaty i redaktora Sochy nad Michałem Wypijem i Wojciechem Maksymowiczem, którzy „rozwalą skostniały PiS”.
Ukazują się pochwalne artykuły, wywiady, chłopcy od Gowina biorą na liście PiS pierwsze i ostatnie miejsce-co wzbudza ekstazę w Debacie(a wiadomość o tym, że Szmita na liście nie będzie to powoduje wręcz orgazm u redaktora Sochy) Jest rok 2019 i o komórkach macierzystych w kraju jest głośno od kilku lat, ale w Debacie ani słowa.
Następnie jest okres przyjacielskiej koegzystencji posłów z redakcją i redaktorem, pochwalne hymny na cześć dwójki ”niezłomnych posłów z Warmii i Mazur”.
Aż nadchodzi ten dzień, gdy niezłomny redaktor Socha wyciąga stare tematy i profesora Maksymowicza robi twarzą „biznesu komórek macierzystych” Trwa to kilka dni, pojawia się kilka artykułów, profesor się obraża na Debatę (i słusznie bo ma mało wspólnego z tym co redaktor Socha pisze, a pisze głównie o Polskim Banku Komórek Macierzystych i Instytucie Terapii Komórkowych w Olsztynie), a główny zainteresowany pismem swoich prawników każe „zamknąć dziób” redaktorowi, co ten niezwłocznie czyni.
Po rocznym grillowaniu profesora i jego odejściu najpierw z klubu PiS a następnie z Porozumienia(przechodzi do Hołowni) pojawia się pierwszy i jedyny artykuł z konkretnymi zarzutami:
http://www.debata.olsztyn.pl/wiadomoci/olsztyn/7815-mama-zmarla-przez-bledy-lekarzy-szpitala-uniwersyteckiego-najnowsze-slajd-kafelek.html
Z treści artykułu wynika, że redaktor Socha temat zna przynajmniej od momentu ogłoszenia wyroku, t.j od grudnia 2020. Tu nasuwa się pytanie-dlaczego tak późno w Debacie pojawia się artykuł dotyczący tego konkretnego tematu i zawierający m.in niekorzystne wyniki kontroli NFZ w jednostkach podległych profesorowi Maksymowiczowi?
Skoro kontrola NFZ z marca 2018 roku potwierdza(jak pisze redaktor Socha) „odpowiedzialność prof. Maksymowicza za nieprawidłowości na oddziale neurochirurgicznym”*, a redaktor znał problem w już grudniu 2020 roku to dlaczego czekał z publikacją aż do 21 maja 2021 roku? A może redaktor znał temat od dnia opublikowania wyników kontroli NFZ, czyli od 5 marca 2018 roku?
Czy „grillowanie” profesora Maksymowicza przez portal Debata i trzymanie do ostatniej chwili prawdziwej bomby jaka jest niekorzystny wynik kontroli NFZ z 2018 roku jest zwykłym przeoczeniem, czy też może miało służyć do wywierania nacisku na profesora?
Czy w powyższej sytuacji redaktor i wydawca debaty nie mają sobie nic do zarzucenia? Moim zdaniem zajeżdża tu „dulszczyzną” (bo o szantaż to ja was nie podejrzewam). Czy to nie jest czasami bolszewicka mentalność takie trzymanie w ukryciu haków na publiczne osoby i wyciąganie ich w „odpowiednim” momencie?
I na koniec jeszcze jedna uwaga – o ile profesor Maksymowicz „dostał się na czarną listę Debaty” to jego młody „przyjaciel” Wypij nadal jest pod ochroną – przypadek, brak tematów, a może drugie dno? O tym postaram się niedługo napisać…
Grażyna Paździoch
P.S.
Mam prywatną prośbę do redaktora Sochy, aby wpadł do nas na wieś i zrobił artykuł śledczy o pewnym mieszkańcu, który toczy wojny z sąsiadami. Prawdopodobnie to jakiś botanik, bo choinkami się zajmuje.
* NFZ potwierdza odpowiedzialność prof. Maksymowicza za nieprawidłowości na oddziale neurochirurgicznym
Oprócz Sądu pracę Kliniki Neurochirurgii skontrolował olsztyński NFZ. Do kontroli doszło na wniosek konsultanta krajowego prof. dr hab. n. med. Tomasza Trojanowskiego i Wojewody Olsztyńskiego, których o nieprawidłowościach w tej klinice zawiadomiła pani Lidia. Kontrola została przeprowadzona w 2018 roku i objęła okres od 2012 roku, a więc od momentu podpisania przez USK umowy z NFZ na wykonywanie zabiegów wewnątrznaczyniowych wewnątrzczaszkowych, do 2016 roku.
W wystąpieniu pokontrolnym z 5 marca 2018 roku NFZ negatywnie ocenił fakt udzielania przez klinikę zabiegów endowaskularnych. Kontrola wykazała, że USK nie spełniał wymagań do wykonywania takich zabiegów. Takie zabiegi mogą przeprowadzać tylko kliniki spełniające najwyższe standardy, posiadające wysoko kwalifikowaną kadrę doświadczonych lekarzy. NFZ płaci za nie 54 tys zł, są więc opłacalne dla szpitali. Do ich wykonywania szpital musi zadeklarować minimum dwóch dyspozycyjnych lekarzy całodobowo, całotygodniowo. Jako takich USK wskazał dr hab. Anatola Dowżenkę, dr Monikę Barczewską i lek. Mariusza Sowę.
O ich kwalifikacjach miało świadczyć pismo konsultanta krajowego d.s radiologii i diagnostyki obrazowej prof. dr hab. med. Jerzego Waleckiego z Zakładu Radiologii Centrum Medycznego Kształcenia Podyplomowego w Warszawie, przedstawione kontrolerom przez p.o. dyrektora USK dr Łukasza Grabarczyka. Kontrolerzy zwrócili uwagę, że pismo było bez znaku, daty, adresata, opatrzone jedynie pieczątką z danymi i nieczytelnym zygzakiem. Pismo wzbudziło ich podejrzenie, więc okazali je prof. Waleckiemu, a ten zaprzeczył, by je podpisał!
Jako że analiza wykazała, że zabiegi endowaskularne na naczyniach mózgowych wykonuje samodzielnie lek Mariusz Sowa (był wykazany jako operator w 30 skontrolowanych dokumentach medycznych pacjentów hospitalizowanych w Klinice Neurochirurgii), kontrolerzy zażądali od niego okazania dokumentów potwierdzających jego kwalifikacje i posiadanie odpowiedniego doświadczenia.
Jednak do dnia zakończenia kontroli lekarz takich dokumentów nie okazał.
Wobec tego NFZ 11 stycznia 2018 roku wezwał dyrekcję USK do zaprzestania samodzielnego wykonywania tych zabiegów przez lekarza Mariusza Sowę, do czasu okazania stosownych zaświadczeń, gdyż wykonywanie tych zabiegów przez niego „może stwarzać zagrożenie dla pacjentów”.
Oprócz braku kwalifikacji lek. Sowy, zgłoszeni przez USK do umowy z NFZ dr Barczewska i dr hab. Dowżenko nie spełniali wymogu całodobowej, całotygodniowej dyspozycyjności, gdyż mieszkali w Warszawie, dr Barczewska pracowała w USK od poniedziałku do środy, a w przypadku 77-letniego dr Dowżenki „Oddział NFZ nie może jednoznacznie stwierdzić, czy uczestniczył w zabiegach operacyjnych pełniąc rolę „asysty”, z uwagi na brak potwierdzenia jego udziału przez pielęgniarkę operacyjną w protokole, czy też przez lekarza anestezjologa w karcie znieczulenia”.
Dr Dowżenko za „asystę na papierze” dostawał 6 tys. zł miesięcznie. Podczas rozpraw sądowych z pozwu pani Lidii na salę musiano go wnosić, nie był już w stanie samodzielnie chodzić, zmarł w 2020 roku.
W wyjaśnieniach dla NFZ p.o. dyrektora USK Łukasz Grabarczyk potwierdził, że zabiegi endowaskularne na naczyniach mózgowych prowadził głównie jeden lekarz, natomiast asystent był poza salą. Prof. Wojciech Maksymowicz był w tym czasie pochłonięty prowadzeniem kampanii wyborczej do Senatu RP (wystartował z poparciem PSL). W dniu operacji Marii Ukarmy otwierał biuro wyborcze w Dywitach.
Kto naprawdę operował?
NFZ negatywnie też ocenił, ze względu na kryterium legalności i rzetelności, rozbieżności w zakresie udokumentowanego składu zespołu operacyjnego. Na podstawie dokumentów nie sposób stwierdzić, kto tak naprawdę brał udział w operacjach? Brak podpisów w dokumentacji operacyjnej dyrektor Grabarczyk tłumaczył udziałem personelu w kilku operacjach pod rząd oraz jego zmęczeniem. To tłumaczenie uznał Fundusz za nie do przyjęcia. „Wątpliwości budzi organizacja pracy w klinice, skoro mimo tak wielkiego zmęczenia ze strony personelu i brak możliwości złożenia podpisu, po odbytym zabiegu, pozwala się ponownie na udział tych osób w kolejnych zabiegach operacyjnych” – czytamy w wystąpieniu pokontrolnym.
Na fakt fałszowania dokumentacji w zabiegach wewnątrznaczyniowych na dużą skalę wskazywał też w swoim zawiadomieniu do Prokuratury Rejonowej w Olsztynie dyrektor USK Andrzej Włodarczyk, mówiąc o wpisywaniu osób asystujących przy zabiegu innych niż w rzeczywistości, a także o wykonywaniu przez lekarzy prywatnych operacji na koszt szpitala. Po tym zawiadomieniu rektor Ryszard Górecki i prorektor ds. Collegium Medicum Wojciech Maksymowicz „rozstali się” z dyr. Włodarczykiem, prokuratura umorzyła postępowanie, a Andrzej Włodarczyk na skutek przeżytego stresu wkrótce po tym zmarł (w 2018 roku).
NFZ negatywnie ocenił też sposób rozliczenia świadczeń podlegających kontroli. Kontroli poddano dokumentacje medyczna 30 pacjentów hospitalizowanych w Klinice Neurochirurgii w okresie 2012-17, w 20 przypadkach udzielone świadczenia zakwalifikowano nieprawidłowo. W konsekwencji NFZ nakazał zwrot ponad 265 tys zł.
Z uwagi na liczbę i wagę nieprawidłowości z zakresu świadczeń w zakresie neurochirurgia-hospitalizacja NFZ nałożył też karę w wysokości 43.567 zł.
NFZ podkreślił, że lekarzem kierującym Kliniką Neurochirurgii, w której świadczeń udzielali lekarze bez wymaganych uprawnień, jest od 1 stycznia 2012 roku prof. Wojciech Maksymowicz i jako taki odpowiadał za organizację i jakość świadczeń udzielanych w tej klinice.
(powyższy tekst jest częścią artykułu z 22 maja 2021: http://www.debata.olsztyn.pl/wiadomoci/olsztyn/7815-mama-zmarla-przez-bledy-lekarzy-szpitala-uniwersyteckiego-najnowsze-slajd-kafelek.html