Koalicja Obywatelska zwarła szeregi w celu odbicia z rąk obozu demokratycznego Pałacu Prezydenckiego. Nadzieja na ostateczne zabetonowanie sceny politycznej w Polsce wymagała od polityków Koalicji Obywatelskiej działań, które obserwujemy już od października tego roku. To porządki, które wymagały współpracy polityków KO na wszystkich szczeblach – od samorządów, przez media i europarlament, na prokuratorach kończąc. Jednak to, że ewentualne pułapki zostały pozornie ominięte, nie znaczy, że wyborcy zapomną, z czym jeszcze niedawno wiązała się bezwzględność ludzi Donalda Tuska. A mówimy o sprawach życia i śmierci, zbrodni i kary.
Kiedy Donald Tusk wzywał z ciepłej posady w Starsburgu europarlamentarzystę Marcina Kierwińskiego robił to nie dla szczególnych walorów intelektualnych byłego szefa MSWiA (to obecnie minister bez teki), ale po to, żeby fotel w Europarlamencie mogła dostać – ze wszystkimi płynącymi z tego korzyściami (również immunitetem) – Hanna Gronikiewicz-Waltz, była prezydent Warszawy, za której kadencji miała miejsce w stolicy największa afera przestępczo-urzędnicza ostatnich dekad w Polsce.
Historia pewnego morderstwa
Afera ujrzała pełne światło dzienne pod koniec sierpnia 2016 roku, kiedy okazało się, że warszawscy urzędnicy pracujący dla Hanny Gronkiewicz-Waltz, wówczas wiceprzewodniczącej Platformy Obywatelskiej i zaufanej koleżanki Donalda Tuska, byli powiązani z grupą przestępczą zajmującą się wyłudzaniem wartych miliardy złotych kamienic od miasta w symbolicznych cenach. Przy okazji przejmowania kamienic cierpieli ich najemcy – oszacowano, że do 2016 r. liczba poszkodowanych procesem reprywatyzacji w Warszawie wyniosła niemal 55 tys. osób. Przy czym nie chodziło tylko o odbieranie domów, zdarzały się zastraszania, pobicia i – w końcu – głośne morderstwo na Jolancie Brzeskiej, niemłodej działaczce Warszawskiego Stowarzyszenia Lokatorów.
Śp Jolanta Brzeska była przez lata zaangażowana w obronę eksmitowanych przez mafię reprywatyzacyjną lokatorów stołecznych kamienic. Dla mieszkańców Warszawy do końca życia (ale również dzisiaj) była symbolem walki, osobą ważniejszą i bardziej godną zaufania, niż Rzecznik Praw Obywatelskich. Uczestniczyła w protestach związanych z realizacją wyroków eksmisyjnych, udzielała wsparcia moralnego oraz służyła samodzielnie zdobytą wiedzą prawną. Prowadziła też rejestr spraw eksmisyjnych, ich postępu i przebiegu. Brzeska często uczestniczyła w obradach warszawskiej Rady Miasta, domagając się przyjęcia i realizacji postulatów związanych z obroną lokatorów.
W grudniu 2007 roku ciało Jolanty Brzeskiej znaleziono w warszawskim Lesie Kabackim, niedaleko Ursynowa. To miejsce chętnie odwiedzane przez warszawiaków, popularny cel spacerów – wszystko jedno rodzinnych, czy samotnych. Starsza pani została tam podpalona żywcem i zmarła w ogromnych cierpieniach, wskutek zatrucia czadem od płonących ubrań i własnego ciała oraz przerażających poparzeń. Mordercy wiedzieli, tak to zrobić – nawet, jeżeli ofiara (przypomnijmy, niemłoda już) przeżyłaby podpalenie, nie miała szans w grudniowym zimnie doczekać, aż znajdzie ją przypadkowy spacerowicz.
Warszawski ratusz wie więcej, niż mówi?
Choć podejrzenia mieszkańców stolicy niemal natychmiast zwróciły się w stronę warszawskiego ratusza, ówczesny prokurator prowadził śledztwo również pod kątem… samobójstwa, które po ekspertyzie zostało wykluczone. Z czasem okazało się, że nie było to wykluczenie ostateczne.
Śledztwo prowadziły kolejne prokuratury – rejonowa i okręgowa w Warszawie, później regionalna w Gdańsku. Ta ostatnia kilka dni temu po raz kolejny umorzyła śledztwo w sprawie okrutnego morderstwa – ze względu na brak dowodów popełnienia czynu zabronionego.
Po raz kolejny do mediów wyciekła opinia biegłych na temat śmierci Jolanty Brzeskiej. Otóż nie ujawnili oni obrażeń mechanicznych (poza oparzeniami) mogących mieć wpływ na zgon pokrzywdzonej. Wykryli za to obecność nafty w odzieży pokrzywdzonej i sadzy w dolnych drogach oddechowych pokrzywdzonej. Konkluzja? Przyczyną zgonu musiał być wstrząs termiczny i podtrucie tlenkiem węgla. To wszystko doprowadziło prokuratorów Adama Bodnara do prostego rozwiązania – dalej śledztwa prowadzić się nie da. W lakonicznym komunikacie wygłoszonym dla mediów rzecznik gdańskiej prokuratury wyjaśnił, że „wszystkie zaplanowane czynności procesowe zostały wykonane” oraz, że „zgromadzony materiał nie potwierdził, ani nie wykluczył żadnej z głównych przyjętych wersji tego zdarzenia”. Czyli po bez mała 20 latach prac śledczych wraca samobójstwo, jako pełnoprawna hipoteza. Oznacza ona dyskretne samospalenie (to rodzaj samobójstwa, który popełnia się w świetle reflektorów i przy ludziach, jest manifestacją – o czym świetnie wiedzą psycholodzy, również zatrudniani przez prokuratorów) oraz to, że Jolanta Brzeska po spaleniu się zdążyła jeszcze ukryć pojemnik po łatwopalnej cieczy, pewnie benzynie.
Szczegóły licznych batalii, jakie Brzeska prowadziła z mafią reprywatyzacyjną są w dokumentach w warszawskim ratuszu. Najpierw pilnowała ich Hanna Gronkiewicz-Waltz, która przyjęła urząd po trudnej kampanii wyborczej prowadzonej przez swojego ulubieńca, Rafała Trzaskowskiego. Dzisiaj to właśnie on sprawuje pieczę nad stołecznym ratuszem i to między innymi on odpowiada za to, że śledztwo w sprawie zbrodni, jaka mogłoby położyć się cieniem na niejednej władzy, nie ruszyło z miejsca przez ostatnie 17 lat.
Ucieczka do Brukseli, ucieczka do Pałacu
Trzaskowski chce być dzisiaj prezydentem Rzeczpospolitej – i zrobi wszystko, żeby wygrać te wybory. Na wypadek, gdyby Polacy woleli zagłosować na kogoś innego, przyboczni Tuska przygotowali plan B, czyli kandydaturę Radosława Sikorskiego. Zapowiadane przez KO prawybory pomiędzy dwoma kandydatami będą i tak wyłącznie kwiatkiem do kożucha – politycy Platformy Obywatelskiej pokazali już jak łatwo i szybko mogą odsunąć kandydata, żeby zrobić miejsce kolejnemu. Konieczna jest jedynie determinacja i wola wodza.
A determinacji w obozie władzy dzisiaj nie brakuje. Donald Tusk wie, że KO nie może wypuścić z rąk urzędu prezydenta stolicy. Działająca za czasów poprzednich rządów sejmowa komisja reprywatyzacyjna miała pewnie dostęp jedynie do części dokumentów – nie można pozwolić, aby ktokolwiek mógł zapoznać się ze wszystkimi. Trzeba również zabezpieczyć kwestie odpowiedzialności kluczowych polityków Koalicji.
Dwójka prezydentów Warszawy to były i obecny zastępcy Donalda Tuska, znający pewnie niejedną z partyjnych tajemnic. I bezspornie znający choć część tajemnicy śmierci Joanny Brzeskiej.
Prokuratorzy Adama Bodnara zadbali o to, żeby temat morderstwa i reprywatyzacji kamienic nie wrócił przez czas kampanii do dyskusji publicznej – śledztwo jest umorzone, i koniec. Gronkiewicz-Waltz nie przestraszy się pytań o reprywatyzację i widma Brzeskiej, bo jest chroniona immunitetem Europarlamentu. W przypadku polityków KO to przywilej raczej nieusuwalny, przynajmniej do końca obecnej kadencji EP.
Trzaskowski jako kandydat będzie musiał wytrzymać ewentualne pytania o reprywatyzację i Jolantę Brzeską. Zresztą jeżeli w ogóle padną, to nie będzie ich wiele – wszak zbrodni dokonano nie za jego kadencji. A kwestia śledztwa była w rękach prokuratorów.
Nawiasem mówiąc, sprawę pozamiatano tak skutecznie, że pewnie nie będzie musiał nawet chować się za immunitetem przysługującym głowie państwa i zostanie w ratuszu, a walkę o urząd Prezydenta RP pozostawi Radkowi Sikorskiemu. Władza będzie wówczas przejęta zupełnie a państwo polskie wróci do czasów, kiedy przywództwo jednej partii było tak silne, że nawet wpisano je do Konstytucji.
A pod tablicami upamiętniającymi Jolantę Brzeską umieszczanymi przez mieszkańców Warszawy to przy kamienicy, gdzie rozpoczynała swoją batalię, to w lasku, gdzie znaleziono je zwłoki, będziemy zapalać znicze. Obowiązkowo na Wszystkich Świętych i 14 grudnia.
Paweł Pietkun