10 czerwca napisałem tekst pt. „Unia Europejska i Polska – czas zacząć chodzić po ziemi”. W nim, na kanwie już ówcześnie postrzeganej całkowitej klęski tzw. Next Generation EU (w Polsce znanym pod nazwą KPO), starałem się uzmysłowić szerszy problem – erozji Unii Europejskiej w obecnym jej kształcie.
Dziś widać to wyraźniej i to do tego stopnia, że już nawet niemieckie rządowe tuby propagandowe, zwane dla niepoznaki „wolnymi mediami”, piszą o całkowitej klęsce tego programu. Co więcej, opisują to w kategoriach spektakularnej klęski „najbardziej ambitnego zamierzenia Brukseli’, które miało stać się nie tylko narzędziem „odbudowy Unii”, ale wręcz podstawowym modelem/narzędziem jej dalszej egzystencji.
To pod sukces tego narzędzia, Niemcy przygotowali zmiany traktatowe, które w tym tygodniu zostały przyklepane przez parlament unijny i będą dalej przedmiotem obróbki przez ludzi, którzy mimo takich sygnałów, dalej próbują rzeźbić „Nową Europę”.
Właśnie owej koncepcji „Nowej Europy” będę chciał się przyjrzeć w kilku następnych tekstach bo – niestety – problem ten całkowicie umknął jako temat debaty przedwyborczej. I jest całkowicie niepojęte dlaczego kwestia, która hipotetycznie może doprowadzić do faktycznego unicestwienia suwerennej polskiej państwowości, w praktyce była nieobecna w tej kampanii.
Za to wiele uwagi przykuwał problem, który w istocie rzeczy już dzisiaj ma znaczenie całkowicie marginalne, czyli właśnie ów KPO.
Trzeba tu najpierw zauważyć, że dla formacji opozycyjnych „środki z KPO” pełniły w ich projekcjach rolę bez mała mistyczną. Niemal każda rozmowa o planach gospodarczych, koncepcjach polityki budżetowej i podatkowej, walce z inflacją, polityce monetarnej sprowadzała się do powtarzania jak mantry – uruchomimy środki z KPO i samo pójdzie. Co więcej, lider opozycji „uroczyście zapewniał”, że „na drugi dzień po wyborach (wygranych), uruchomi środki z KPO”. To stwierdzenie było akurat – jak wyjaśniła to jego komilitonka – „metaforą”. Jasne, bo już po tygodniu Bruksela poinformowała, że z tym „uruchomieniem” środków dla Polski, wcale nie będzie tak na hop siup. Kubeł zimnej wody został wylany i – jak się zdaje – opozycja chcąca tworzyć rząd, szuka obecnie czarodzieja, który to zaklęcie o „wszystko załatwiających środkach z KPO” przykryje jakimś innym narzędziem. Możliwości manewru za dużo nie ma, bowiem środki z OFE już zabrane, a szybko posprzedawać spółek skarbowych się po prostu nie da. To jednak kwestie na zupełnie odrębną dyskusję.
Pomijając ten wielki zawód, jaki spotkał opozycję, warto jednak przyjrzeć się jeszcze owemu niemieckiemu lamentowi nad klęską Next Generation (NG).
Skąd się wzięły jego problemy? Tu wytłumaczenie jest względnie proste, choć jak wszystkie rzeczy proste, najtrudniej dociera do świadomości tych, którzy sami prokurują nieszczęścia.
Przypomnijmy zatem raz jeszcze, że NG stworzony został jako odpowiedź Brukseli na pierwszą falę pandemii.
Później, dzięki twórczemu zaangażowaniu Brukseli w rozprzestrzenianie się kolejnych jej fal na kontynencie, doszły jeszcze nowe problemy.
- Najpierw była to klęska energetyczna, wywołana przede wszystkim przez obłąkaną „zieloną strategię – Fit fo 55” stworzoną przez grono psychopatów skupionych ówcześnie wokół Timmermansa.
- Ów „szok energetyczny” wywołał drugą klęskę – nieznaną w Europie od niemal dwóch pokoleń, czyli spiralę inflacyjną.
- Na to nałożyły się skutki rozpoczęcia przez Rosję pełnowymiarowej wojny z Ukrainą, co przyspieszyło katastrofę energetyczną i wzmogło inflację.
- W końcu doszła eskalacja problemów migracyjnych, a właściwie nastąpiła eksplozja wewnętrznych problemów społecznych i gospodarczych w większości krajów europejskich – tych które twórczo adoptowały u siebie niemiecką „Wilkomen politik”.
Ci „czterej jeźdźcy Apokalipsy” całkowicie wywalili w kosmos założenia Next Generation z dwóch przynajmniej powodów.
Po pierwsze, mimo różnorakich slalomów dokonywanych przez Europejski Bank Centralny, zmuszony on został do radykalnego wywindowania swoich stóp procentowych.
Po drugie całkowicie zawaliła się wiarygodność Unii Europejskiej na rynkach finansowych, a również – wskutek decyzji EBC – w niezwykle trudnej sytuacji znalazły się gospodarki największych krajów UE, czyli znajdujących się w obliczu bezprecedensowego kryzysu Niemiec, ale i Włoch, Francji i Hiszpanii.
Przekładając to – na razie – na efekt dla NG, spowodowało to gwałtowny i w żaden sposób nie zaplanowany wzrost nie tylko kosztów pozyskania środków na ten program, ale – zwłaszcza – wzrost kosztów jego obsługi. Pamiętać bowiem należy, że środki na NG/KPO pochodzą z obligacji emitowanych przez UE (żyrowanych przez państwa członkowskie) i trzeba za korzystanie z pozyskanych środków, płacić od razu koszt ich nabycia, a potem odsetki.
W konsekwencji szacuje się na dziś, że tylko koszt odsetek od obligacji emitowanych na NG/KPO, wyniesie ok. 20 mld Euro więcej tylko w tym roku. W wariancie optymistycznym.
Natomiast estymacje dotyczącego deficytu środków w budżecie unijnym na ten rok (uwzględniając owe 20 mld.) wyniesie w granicach 80 mld. Euro. Gdyby sytuacja miała się utrzymać przez owe siedem lat, to oznacza ponad pół biliona Euro.
Żeby sobie uświadomić lepiej skalę tego problemu – budżet siedmioletni UE wynosić miał ok. 1,1 bln Euro, czyli mówimy tu o skali niemal połowy tej kwoty w trakcie całej perspektywy.
Ale pamiętajmy też, że ów budżet w przychodach liczony jako procent od poziomu PKB w poszczególnych krajach. Co to oznacza? Jeżeli dla przykładu w tym roku i przyszłym gospodarka niemiecka zdoła utrzymać zerowy „wzrost” (co graniczy z cudem), to już tylko z tego powodu w kolejnych latach ów budżet „unijny” będzie szczuplejszy w skali siedmiolecia o kilkadziesiąt miliardów. W sumie więc, tylko problemy gospodarcze „grubej czwórki”, zabiorą temu budżetowi w granicach 10% przychodów. A wzrosną koszty obsługi na pozyskanie środków na NG/KPO bądź na inne „zadania” opisane w budżecie (polityka spójności, polityka rolna, migracja, obrona granic).
Unia już dzisiaj zatem prowadzi politykę „zaciskania pasa”. W obrębie NG/KPO po prostu nie wypłaca pieniędzy (stan alokacji na dziś to ca 30%) i tylko Włochy i Hiszpania uzyskały jakieś większe środki realnie (inna rzecz, że poszło to psu na budę).
Konstrukcja NG/KPO pozwala im przeciągać owe „wypłaty” w nieskończoność i wiedzą to już dobrze wszystkie kraje członkowskie. Tu mam zatem dobrą radę dla przyszłego rządu – jakimkolwiek on będzie – sugerowałbym wstrzemięźliwość w doliczaniu tych środków do jakichkolwiek estymacji budżetowych.
Na tym tle rozumiemy np. lepiej przyczyny „kryzysu na Lampedusie” – Unia musiała „przyoszczędzić” środki dla Tunezji (wbrew zawartemu porozumieniu) i od razu strumień migrantów ruszył ze zdwojoną energią. Ale trzeba płacić znacznie większe pieniądze Erdoganowi, bo jak ten poluzuje na swojej granicy, to „strumień migrantów” będzie minimum 10 razy większy.
I z tych też powodów, już słyszymy pogłoski i cięciu funduszy rolnych czy spójności. Z czegoś trzeba w końcu tę kasę „uszczknąć”.
Bruksela – jak pisałem to konsekwentnie o prawie trzech lat – wkroczyła w fazę finansowego bankructwa. Braki tej kasy wynikają w znacznym stopniu z propagowania absurdalnych, ideologicznych wizji, które podcinają od kilku lat fundamenty europejskiej gospodarki. Opętani ideologicznymi obsesjami maniacy, tak jak ich ideowi sowieccy poprzednicy uważają, że można te brednie robić wbrew – jak to określają – stanowi bazy. I wbrew naukom swoich ideowych ojców – Marksa, Engelsa czy Spinellego – zajęli się wyłącznie nadbudową, przyjmując, że baza zawsze „jakoś pociągnie”. Podobnie ma w głowach nasza dzisiejsza, jeszcze opozycja. Ale to jest – jak mawiał Talleyrand – „więcej niż błąd – to pomyłka”.
Otóż widzimy właśnie, jak spece od oderwanej od rzeczywistości ideologii, szusują dziś slalomami gigantami, aby omijać przeszkody, które sami twórczo wyhodowali. Jednak jedyny pomysł jaki mają, czyli „jeszcze więcej Unii w Unii”, to w praktyce jeszcze więcej przeszkód i jeszcze większa szybkość na stoku.
A na dole stoku stoi Grek Zorba i czeka na podsumowanie tego widoku.
To jednak tylko uwertura.
Cdn.
prof. Grzegorz Górski