Zbierając historyczne materiały do badania pierwszych lat komunistycznej Polski, w swoim czasie sporo czasu spędziłem w archiwach sądowych, dziś w większości pozostających w zasobie archiwalnym IPN.
Przeglądałem szare teczki z wpiętymi do środka materiałami procesowymi z lat czterdziestych i pięćdziesiątych. Za różne rzeczy skazywano wówczas ludzi. Przestępstwa kryminalne i polityczne, szabrownictwo i bandytyzm, współpracę z „reakcyjnym podziemiem”, donoszenie Niemcom w czasie wojny a czasem nawet – gdy już nie dało się ich zamieść pod dywan, lub wydawało się to korzystne dla rządzących komunistów – nadużycia władzy przez funkcjonariuszy różnych instancji partyjnych czy państwowych. Wiele tych spraw było sfingowanych na potrzeby komunistycznej władzy a ofiarą „ludowej sprawiedliwości” stawali się ludzie zacni, odważni i zasłużeni dla Kraju. Poszczególne kategorie „przestępców” kwalifikowano m.in. na podstawie dekretu o przestępstwach szczególnie niebezpiecznych w okresie odbudowy państwa z 13 czerwca 1946 r. W artykule 22 tego dokumentu, zwanego „małym kodeksem karnym” znalazł się zapis: „Kto rozpowszechnia fałszywe wiadomości, mogące wyrządzić istotną szkodę interesom Państwa Polskiego, bądź obniżyć powagę jego naczelnych organów, podlega karze więzienia do lat 5 (…)”
Setki tomów zatytułowanych „Akta sprawy…”, uzupełnionych nazwiskami i sygnaturą. Na kolejnych kartach pożółkłego papieru zapisanych nierównym maszynowym, czasem odręcznym pismem odnajdujemy zarzuty… Opowiadanie dowcipów o władzy. Informowanie o biedzie w Związku Sowieckim. Krytykowanie kołchozów. Przypominanie o Katyniu. Przekazywanie informacji o sowieckich gwałtach i rabunkach dokonywanych na ziemiach polskich w latach 1944-1945. Opowiadanie o nadużyciach funkcjonariuszy PPR/PZPR i UB/SB… Wystarczyło tylko tyle, by w świetle „małego kodeksu karnego” stanąć przed komunistycznym wymiarem sprawiedliwości i być skazanym. Zresztą szerokie pole do nadinterpretowania prawa dawały także inne zapisy dekretu z 13 czerwca 1946 r. Szczegółowo akt ów uwzględniał aż 13 różnych rodzajów przestępstw, za które można było skazać na śmierć! Był to m.in. udział w nielegalnej organizacji lub grupie o charakterze zbrojnym, ukrywanie broni i amunicji, sabotaż gospodarczy, szpiegostwo, „sprzedajność obcym”… Oczywiście mały kodeks karny nie był jedyny. Tak wyglądało komunistyczne prawo będące narzędziem do stosowania bezprawia wobec własnych obywateli…
Nie da się tego usprawiedliwić stwierdzeniami – także współcześnie przywoływanymi przez pogrobowców tamtego ustroju – że taka była dziejowa konieczność, bo powojenne czasy były niespokojne, że to był czas tzw. stalinizmu itp. „Mały kodeks karny” i inne, pokrewne dekrety obowiązywały w „Polsce Ludowej” do grudnia 1969 r. Dopiero wtedy Sejm PRL przyjął ustawę o wprowadzeniu nowego Kodeksu Karnego i wówczas mkk wraz z innymi zapisami powojennego systemu prawnego, przestał obowiązywać.
Jednak w państwie totalitarnym prawo nadal pozostawało narzędziem represji. Przez cały okres PRL –u istniała cenzura ograniczająca wolność słowa, nie tylko w obszarze polityki, ale nawet gospodarki, problematyki społecznej, kultury i historii. Szkoła, media, teatr i kino funkcjonowały w ciasnym gorsecie manipulowania prawdą lub jej przemilczania. Każda dziedzina, której dotyczyły publiczne wypowiedzi, wymagała akceptacji komunistycznej władzy. W przeciwnym razie groziły represje. Ten system zakłamania kształtował całe pokolenia Polaków…
W 1971 r., u zarania – zdawałoby się liberalnej epoki Gierka – stanął przed sądem w Piszu warszawski dziennikarz Wojciech Ziembiński, który przypadkiem trafił podczas urlopu na obóz harcerski nad jeziorem Nidzkim i podczas gawędy przy ognisku opowiadał młodzieży o wojnie polsko-bolszewickiej zakończonej pokojem w Rydze. Ktoś doniósł. Ziembińskiego zatrzymano i wkrótce odbył się tzw. „proces piski o traktat ryski”, w którym niezależny dziennikarz otrzymał karę jednego roku więzienia w zawieszeniu. Wyrok może łagodniejszy, ale powód skazania taki sam, jak w czasach najgorszego stalinizmu – Wolne Słowo.
dr Waldemar Brenda