Film dość długo utrzymywał się na ekranach kin przyciągając znaczne zainteresowanie. Ja trafiłem przed wielki ekran już w grudniu 2023r. Dlatego też, chcąc nie chcąc, zdążyłem się nasłuchać rozmaitych, z reguły negatywnych opinii od osób, które filmu doświadczyły wcześniej. Przeczytałem kilka co najmniej zdystansowanych recenzji, wśród których najobszerniejsza i wielowątkowa była ta Piotra Goćka w „Do Rzeczy”, a jedna z najcelniejszych – Jarosława Schabieńskiego opublikowana na portalu Opinie.Olsztyn.pl (warto przeczytać, podaję link: https://opinie.olsztyn.pl/kultura/angielski-napoleon/).
I właściwie z większością zarzutów mógłbym się zgodzić!
A jednak niech mi będzie wolno podzielić się własnymi przemyśleniami na temat tego obrazu, właśnie na portalu Opinii.Olsztyn, gdzie już jeden głos w sprawie filmu wybrzmiał.
Jeśli potraktujemy Napoleona wyobrażonego przez Ridleya Scotta bez doszukiwania się historycznych realiów (wiem, trudne to, skoro film przedstawiany jest jako „historyczny”; zastąpiłbym to starym, dobrym i zapomnianym określeniem: „kostiumowy”), jako swoistą wariację na temat napoleońskiej próby podboju (a może… uzurpatorskiego zjednoczenia?) Europy, gdzie nie jest ważna ani polityka, ani też geopolityka; nie ma nawet odrobiny strategicznej finezji („wystarczy wiedzieć, gdzie ustawić armaty”); żadnej misternej gry w dyplomatyczne szachy, żadnego sprytu i intelektu. Bierze ten Napoleon tę Europę na polach bitew tak samo bez wdzięku, jak zdarza mu się brać Józefinę. Żadnego w tym uroku, żadnego polotu, nawet odrobiny przyjemności. I bez gry wstępnej.
Może to właśnie ona/Ona, czyli Józefina jest w filmie Scotta najważniejsza? Kobieta piękna, po przejściach nie mniej dramatycznych jak cały kontynent, niczym Europa – wiekowa a jednak nadal atrakcyjna – sprawia, że Napoleon wciąż ustawia te armaty, żeby ją zadowolić. I posiąść. Inaczej nie potrafi? Bez niej byłby nikim? Ale co z tego, skoro jest to związek bezpłodny. Trudno się dziwić napoleońskiemu zamknięciu i frustracjom…
To właściwie film o kompleksach (co Freud mógłby z filmu wyinterpretować?) i o miłości kogoś, kto nie potrafi uzewnętrznić uczuć. Zwykle fikcyjny przebieg bitew i zdarzeń, które wymyślił sobie twórca, przypisując je nazwom geograficznym, znanym z rzeczywistych napoleońskich batalii, zdaje się tylko utwierdzać widza w przekonaniu, że tej opowieści nie należy traktować w sposób dosłowny. Inaczej wszystko się zawali!
Napoleon jest postacią mrukliwą, beznamiętną, wyobcowaną. Jakżesz inny jest cesarz Kommodus z „Gladiatora”, też grany przez J. Phoenixa. Podstępny, zmysłowy, wyrafinowany i szalony. Straszny.
Zaś Napoleon raczej wywołuje uśmiech politowania. W jednej tylko sekwencji reżyser pozwolił mu zdjąć nałożoną maskę. Gdy filmowy Bonaparte stracił wszystko – stał się człowiekiem. I źródłem legendy – choć przecież plótł androny zasłuchanym angielskim kadetom. Ale czy legenda opiera się na logice? To było ciekawe.
Tak, to nie najmocniejszy film. Może nawet najsłabszy w dorobku Ridleya Scotta, choć już teraz z sześcioma nominacjami do różnych, prestiżowych nagród filmowych. A jednak nie ogląda się najgorzej… No, chyba że będziemy chcieli koniecznie zobaczyć w nim dosłowny film historyczny.
dr Waldemar Brenda
„Napoleon”, reż. Ridley Scott, scenariusz David Scarpa, prod. USA, Wielka Brytania, premiera: listopad 2023.