Przy wyjeździe z Olsztyna pomiędzy ulicą Towarową a obwodnicą miasta powstaje imponująca swoimi rozmiarami i wyglądem budowla – spalarnia odpadów. W oficjalnych dokumentach nazywana „instalacją termicznego przekształcania odpadów komunalnych”.
Spełnia się marzenie Piotra Grzymowicza, aby oddać dwa najlepsze rynki usług komunalnych wielkiej międzynarodowej korporacji i aby mieszkańcy Olsztyna i okolic pracowali na krociowe zyski światowych gigantów finansowych. Śp. dr Henryk Baczewski przewraca się w grobie!
Miasto jest organizmem, który pełni różne funkcje. Jednymi z najważniejszych zadań jest zapewnienie dostępu do podstawowych usług komunalnych: edukacji, komunikacji, wody, ciepła, odbioru odpadów i ścieków. Koszty wszystkich usług wprost, albo za pośrednictwem budżetu miasta obciążają mieszkańców. I co do zasady trudno to negować. Żadnym odkryciem nie jest stwierdzenie, że każdy chciałby płacić za te usługi możliwie mało, a jednocześnie być zadowolonym z ich jakości.
W Polsce za dostarczanie tych podstawowych usług odpowiadają politycy lokalni. Rady gmin i miast na wnioski wójtów, burmistrzów i prezydentów decydują, jak usługi będą realizowane. Generalnie większość polityków samorządowych rozumie, że w interesie mieszkańców jest utrzymywanie firm zapewniających usługi komunalne w rękach samorządu. W tym celu najczęściej funkcjonują spółki komunalne. Takie rozwiązanie jest naturalne i logiczne. Mieszkańcy przez swoich przedstawicieli – wójtów, burmistrzów, prezydentów i radnych moją wpływ na politykę, jaką prowadzą dostawcy kluczowych usług. Ostatecznie od nich zależy, kto kieruje firmą i jaką ceną dyktuje za usługi.
Jednak dla wielkiego biznesu, szczególnie międzynarodowych gigantów finansowych, tego typu rynki nazywane naturalnymi monopolami stanowią wielką pokusę. Dla przykładu: przychód olsztyńskiego MPEC sp. z o.o. w roku 2021 wyniósł 164 mln złotych. Jeżeli przyjmiemy, że podmiot „inwestujący” zakłada swoje zaangażowanie na 25 lat, to w cenach dzisiejszych daje to przychód 4,1 mld złotych. Po przeprowadzeniu restrukturyzacji (zwolnieniu części pracowników, redukcji kosztów, podniesieniu efektywności, a jak trzeba będzie to i podniesieniu cen – „inwestor” może liczyć na co najmniej 20% marże roczne. Co więcej, jest to bardzo stabilny, przewidywalny interes, a zyski są niemal gwarantowane. Ile z tego tortu przypadnie tym, których sprowadza do Olsztyna Grzymowicz nie wiemy, bo umowa opisująca całe przedsięwzięcie jest tajna.
A przecież w Olsztynie jest realizowany plan skonsolidowania rynków: odpadów i ciepła – a następne przekazania tak przygotowanego pakietu tym, którzy będą z tego czerpali krociowe zyski. Trudno się zatem dziwić, że jest tak wielka presja na „przejmowanie” bądź wykupywanie tej części majątku samorządowego. Dla ponadnarodowych korporacji finansowych to wymarzone miejsce lokowania swoich środków. Są gotowe do wielkiej wdzięczności wobec tych, którzy pracują na rzecz takich rozwiązań.
Od dwudziestu lat Grzymowicz dąży do wyrwania z naszego wspólnego majątku ciepłownictwa i gospodarki odpadami. Warto przypomnieć tę historię, bo będzie ona dla Olsztyna i jego mieszkańców bardzo kosztowna. Niestety Grzymowicz jest bliski osiągnięcia celu. Niedługo pozostanie mieszkańcom Olsztyna płakać i płacić tyle, ile zażyczy sobie wielki międzynarodowy kapitał.
Czy uda się jeszcze uratować nas przed skutkami jego polityki? Zobaczymy… Tę historię trzeba koniecznie poznać.
Opiszę to w kilku odcinkach
Jerzy Szmit