Uczucia (szczególnie te gwałtowne i nieracjonalne) mogą odebrać rozum. I wygląda na to, że niektórym z publicystów Deb@ty odebrały. Zapiekłość ataków na Jerzego Szmita na łamach tego szacownego kiedyś portalu budzi smutek. Trudno pozostawić to bez odpowiedzi.
Im częściej pojawią się epitety, im jest ich więcej, im ataki są cięższe, tym gawiedź bawi się lepiej. I tym szybciej z pola widzenia znika prawda. Pozostaje jedynie dzika radość z wybrzmiewającego: “ale mu dokopałem”! Może jednak w takim momencie zadać też sobie pytanie: czy warto? Debata jako wydawnictwo ma swój niekwestionowany dorobek na lokalnej scenie publicystycznej: zarówno w wydaniach papierowych, jak i w formie portalu internetowego. Pomimo że dorobek ten z czasem ulegał roztrwonieniu, pozostaje sentyment. Tym bardziej zasmuca wojna prowadzona na ilość pomyj wylanych na Jerzego Szmita, bez żadnego merytorycznego uzasadnienia.
Jedynym powodem zdaje się być dalsze działanie Szmita dla dobra miasta i regionu, bez względu na zmiany personalne w partyjnych strukturach. I to, że Jerzy Szmit nie obraził się, nie zniknął, nie opluwa publicznie jadem swoich następców. Takie zachowanie Szmita budzi frustrację. Jak to możliwe, żeby ktoś działał, zamiast pluć na innych?
Można pomyśleć, że łamy Deb@ty stały się tak gościnne dla opluwaczy Jerzego Szmita, ponieważ już dawno same przestały być miejscem, w którym tworzą się idee, ścierają pomysły i budują wartościowe koncepcje. To dla Deb@ty najwyraźniej przeszłość. Może dlatego, zamiast zauważać działania Jerzego Szmita i kierowanej przez niego Fundacji, lepiej wchodzić po dywan i urządzać walki wyimaginowanych buldogów? Zamiast podjąć dyskusję np. o Olsztynie jako metropolii, drogach do osiągnięcia tego celu, lepiej popadać w szaleństwo tworzenia wymyślonego świata. A to na łamach Deb@ty dzieje się niestety często.
Dlaczego tak jest? Jaki jest powód zwycięstwa frustracji i nienawiści nad Deb@tą? I szerzej rzecz ujmując: skąd pomysł na namaszczenie samej siebie jako inicjującej wojny personalne na prawicy? Jakież głębokie kompleksy kierują przyjmującymi maski mędrców frustratami, którzy na własny użytek wskazują winnych, domagają się głów, tworzą teorie i demaskują nieistniejące spiski?
I trudno inaczej niż frustratem nazwać autora artykułu podpisanego jako Zbigniew Lis. Jego publikacja jest miarą zarówno kondycji intelektualnej, jak możliwości działania obecnej Deb@ty. Autor w tekście, którego zamiarem jest (jak sam to określa) podsumowanie kariery politycznej Jerzego Szmita, próbuje nieudolnie popsuć samopoczucie opisywanemu. Innego powodu publikacji zwyczajnie nie widać. Zbitki słowne, nieadekwatne określenia, mętlik myślowy, łączenie wątków bez logicznego związku to jedyne narzędzia publikowanego i promowanego przez Deb@tę autora. Jej podsumowaniem jest krytyka obecnych rządów, a PiS jawi się jako winne całemu złu.
Były już na łamach Deb@ty karkołomne próby przedstawiania Jerzego Szmita jako winnego pozostawienia “szubienic” na swoim miejscu. Były ubliżające mu ataki na za działania, które prowadził jako szef Prawa i Sprawiedliwości w regionie. Teraz jest odsyłanie na polityczną emeryturę i jakaś szalona i perwersyjna próba uwikłania w dyskusje: kto i gdzie dostał pracę, a kto jej nie ma. Mało tego, jest wskazywanie palcem, kogo trzeba natychmiast zwolnić, bo to „człowiek Szmita”. W czasie wojny takie postępowanie określano jako szmalcownictwo. Trudno dziwić się, że lekturze tego typu tekstów towarzyszy smutek nad stanem emocjonalnym autora i redaktora, który takie rzeczy publikuje.
W Deb@cie nie sposób znaleźć słowa o tym, jak wiele dobrego przyniosły rządy Prawa i Sprawiedliwości Olsztynowi, Warmii i Mazurom, jak słabo wypada na tym tle rządzące w regionie PO-PSL. Opisywanie rzeczywistości w Deb@cie łatwo pomylić z tym, co pisze Gazeta Wyborcza. Zresztą zauważalne jest, że te same tematy są podejmowane tak samo i w tym samym czasie co w Wyborczej. Obie redakcje lubią się cytować i na siebie powoływać.
Dziwi dysonans poznawczy, który powstaje po przeczytaniu tekstów Deb@ty o Jerzym Szmicie. Z jednej strony to obraz pełnego werwy demiurga, który kreuje rzeczywistość, buduje projekt Metropolia Olsztyn, zawłaszcza obszar społecznej debaty. Co więcej – dokonuje niemożliwego. Obsadza stanowiska „swoimi” ludźmi. I to w miejscach, w których nikt inny tego nawet nie starał się wcześniej robić! Z drugiej strony jest przedstawiany jako ten, któremu nic nie wyszło. Zdecydujcie się! Jeżeli przyjrzymy się faktom to w czasie, gdy Jerzy Szmit rządził PiS w okręgu, ta partia zaczęła wygrywać wybory. W ostatnich wyborach parlamentarnych PiS zdobyło 5 mandatów, PO 3, PSL i Lewica – po 1. Pogratuluję następcom, jeżeli to powtórzą.
Mam podpowiedź dla autorów Deb@ty. Jerzy Szmit pomógł wielu osobom, i to nie w chwilach, kiedy osoby te były na szczycie. Nie dlatego, że ułożyły się odpowiednio z kim trzeba, lecz pomógł ze zwykłego ludzkiego odruchu. Bez tworzenia koterii i stref własnych wpływów. To dopiero jest straszne! Prawda?
Deb@ta była kiedyś szacownym portalem. Zaglądało się do niej z przyjemnością. Teraz zamiast pożytecznej, twórczej debaty, o naszej lokalnej rzeczywistości zaglądając do Deb@ty coraz częściej chce się krzyknąć – ludzie co się dzieje w waszych głowach. Pozostaje mieć nadzieję, że jeśli następuje taki upadek, wtedy możliwa jest zmiana na lepsze. Podobno każdemu warto dać szansę.
Marek Adam
Ps. Jerzy Szmit tak jak każdy ma swoje zalety i wady. Tak jak każdy polityk ma wielu przeciwników, ale i wielu przyjaciół i stronników. Natomiast pewne jest, że bez niego, nie da się napisać poważnej historii politycznej Warmii i Mazur ostatnich trzydziestu lat. I jestem pewien, że będzie miał jeszcze wiele do powiedzenia w latach kolejnych.