Ta informacja nie powinna schodzić z czołówek lokalnych wiadomości. Gigantyczna inwestycja, która kosztowała 800 milionów, stanęła przez pożar, który unieruchomił spalarnię odpadów. Zamiast wyjaśnień, Grzymowicz, który przyszłość miasta postawił na jedną kartę, zorganizował panel naukowy, na którym chwali się osiągnięciami w „termicznym przetwarzaniu odpadów”.
W normalnym świecie po komunikacie służb ratowniczych o tym, że w spalarni przy ulicy Bublewicza w Olsztynie palił się jeden z silosów wypełnionych popiołem, a straty wynoszą, według pierwszych informacji, nawet 50 milionów złotych, nie byłoby ważniejszych tematów w mieście. Przecież spalarnia to, prócz tramwajów, druga idea fix odchodzącego w niesławie ze swojej funkcji Grzymowicza.
A ten oparł wytwarzanie energii w mieście na spalaniu śmieci prowadzonym przez firmę, która jak wielu twierdzi „pojawiła się nie wiadomo skąd i nie wiadomo jak”. Samo spalanie śmieci oczywiście brzmi bardzo ładnie i ekologicznie, jednak jako hasło służy gównie do zagłuszania sprzeciwu wobec oddawania bezpieczeństwa energetycznego mieszkańców Olsztyna w „obce” ręce. I to już nie tylko jednego, ale co najmniej kilku kolejnych pokoleń.
Zarówno sama inwestycja, jak i wszystko, co jest z nią związane, powinno być pod lupą opinii publicznej. Tym bardziej pożar o tak wielkiej skali, który ma swoje wymierne konsekwencje ekonomiczne, bo doprowadził do wyłączenia instalacji, która ma docelowo wytwarzać blisko 70% ciepła w mieście.
Warto przypomnieć, że olsztyńska spalarnia odpadów rozpoczęła rozruch już w połowie grudnia. Docelowo ma przetwarzać 100 tysięcy ton odpadów rocznie, generując 30 megawatów mocy cieplnej i prawie 10 megawatów prądu. Zakład pełną moc ma osiągnąć w czerwcu, przetwarzając 15 ton odpadów na godzinę.
Dziennikarze nie drążą sprawy. Nie stoją z kamerami przed spalarnią, ani nie biegają z mikrofonem za przedstawicielami firmy, która ją prowadzi. Co więcej, pierwsze informacje o samym pożarze, szybko zostały zakopane pod stertą mniej ważnych newsów. Pozostaje domyślać się, że stało się tak, żeby nikt, lub praktycznie nikt, do nich więcej nie wracał i nie zadawał zbyt dociekliwych pytań.
Pojawiła się też druga wersja, która mówi o tym, że straty to nie 50 a „jedynie” 5 milionów złotych. Brak jednak oficjalnego sprostowania szacunkowych strat podanych przez służby. Można odnieść wrażenie, że w Olsztynie dzięki poukładaniu się lokalnej władzy z właścicielami lub przedstawicielami lokalnych mediów, układ został domknięty. To bardzo smutna konstatacja, która bardzo źle świadczy o naszej lokalnej społeczności.
Teraz na salonach decyduje się już nie tylko o tym, kto w Olsztynie może robić interesy, dostać pracę, mieszkanie, ale także o tym, jakie informacje mieszkańcy mogą otrzymać, jakich ani nie przeczytają w lokalnej gazecie, ani nie usłyszą w lokalnym radio, ani nie zobaczą w lokalnej telewizji.
A układ zdecydował, że zamiast o pożarze i o jego konsekwencjach w świat pójdzie informacja podana o tym, że samorządowcy, inwestorzy, przedstawiciele przedsiębiorstw komunalnych odwiedzili Olsztyn, gdzie odbyła się ogólnopolska konferencja „Termiczne Przekształcanie Odpadów Komunalnych”. Ot, taki Chichot historii!
Według „szerokocytowanego” przez lokalne media komunikatu wydanego na ten temat przez służby prasowe ratusza „celem spotkania była prezentacja finansowych i prawnych możliwości realizacji inwestycji związanych z termicznym przekształcaniem odpadów komunalnych”, a „uczestnicy mieli okazję poznać doświadczenia firm działających na polskim i zagranicznych rynku”.
— Wybór Olsztyna na miejsce tej konferencji był nieprzypadkowy — poinformował Piotr Grzymowicz. – Sądzę, że gdy zakończy się pełen rozruch technologiczny, jeszcze nie raz będziemy gościli osoby z całej Polski zainteresowane pracą naszej instalacji — dodał, głucho milcząc o dogaszanym właśnie pożarze.
P.S.
Na zdjęciu: Grzymowicz podczas wmurowania kamienia węgielnego pod spalarnię. Niektórzy twierdzą, że odejściu z prezydentury ma zostać jednym z dyrektorów tego zakładu…
Marek Adam