Decyzja rządu Prawa i Sprawiedliwości o przyznaniu 30 mln zł na modernizację stadionu miejskiego przy Al. Józefa Piłsudskiego jest dla Prezydenta Olsztyna sporym problemem. Do czasu, gdy w ratuszu siedział Grzymowicz problem był mniejszy, bo on po prostu fakt otrzymania dotacji ignorował. Osobiście ma do piłki nożnej stosunek niechętny. Emocje, jakie wywołuje u niego hasło Stomil Olsztyn, są znacznie bardziej negatywny niż się powszechnie wydaje.
Grzymowicz bał się jedynie spektakularnych protestów, manifestacji, marszów, wizyt kibiców w ratuszu. Dla pozoru organizował konkursy na projekt budowy stadionu, dyskutował z architektami, kibicami, działaczami. Zainteresowani w dobrej wierze rysowali, liczyli, tworzyli koncepcje, składali oferty, dyskutowali o liczbie miejsc na trybunach i o infrastrukturze towarzyszącej. Były pomysły budowy stadionu w ramach kompleksu handlowo-wypoczynkowo-sportowego. Tworzył nadzieję, rozbudzał emocje. Wszystko jednak kończyło się zawsze w ten sam sposób: Grzymowicz zapewniał, że zależy mu i bardzo by chciał, ale „piniendzy nie ma” i na koniec „może w przyszłości”, uda się uzyskać „środki zewnętrzne”.
Wreszcie zdarzył się cud. Dzięki decyzji rządu PiS środki zewnętrzne pojawiły się. Co prawda, 30 mln sprawy nie załatwia, ale przy elementarnej dobrej woli i rzeczywistej chęci modernizacji/budowy stadionu to kwota, która stanowi solidny fundament projektu. Tym bardziej że jest to prezent – dotacja, której nie trzeba zwracać, nie trzeba od niej płacić odsetek czy prowizji. Stadionu nie buduje się przecież w ciągu roku czy dwóch (choć oczywiście dałoby radę), więc koszty można rozłożyć i na poważnie szukać dodatkowego zewnętrznego finansowania. Tusk też obiecywał, że będą pieniądze na obiekty sportowe. Warto sprawdzić jego słowa. Trzeba po prostu chcieć.
Zamiast skupienia na celu i działania, ratusz dalej zajmuje się tworzeniem fałszywych alternatyw. Po raz nie wiadomo który pada hasło – odbudujemy stadion Warmii i tam stworzymy wspaniały ośrodek szkoleniowy. Super. Dwoma rękami głosuje na „tak”. Jednak jak to jest, że na ten pomysł będą pieniądze (ciekawe skąd?), a na stadion przy Piłsudskiego nie ma? I jeszcze jedno, po raz kolejny przypominam, że na Piłsudskiego już jest zabukowane 30 mln i nie trzeba ich nigdzie szukać. No, ale już pojawia się kombinowanie, że może uda się przesunąć z inwestycji na inwestycję. Olsztyńscy ratuszowi specjaliści w matactwach, krętactwach, przesuwaniach mają ogromne doświadczenie: chcielibyśmy, ale tak nie można, ewentualnie inaczej, ale to też nie jest takie proste, bo trzeba by wziąć stąd, ale teraz tu nie ma, zobaczymy w przyszłym roku, może coś się zmieni. I tak dalej i tak dalej…
Szewczyk już wszedł w te buty i kontynuuje politykę Grzymowicza. Dowodem na to jest powrót do ulubionego pytania Grzymowicza. Skoro potrzeba na coś pieniądze, to pokażcie komu zabrać? No proszę, nie damy na szkoły, na kulturę, nie będzie na podwyżki dla urzędników (zresztą i tak nie ma), nie będzie na stypendia dla sportowców. Argumenty prymitywne, no ale czego można spodziewać się po ośmiogwiazdkowym prezydencie? Niestety przez ponad dwadzieścia lat Grzymowicz powtarzał to do znudzenia, a co gorsza przecinał tym dyskusję.
Najłatwiej powiedzieć „piniendzy nie ma”, dajcie mi spokój. Spójrzmy na budżet Olsztyna na rok 2024. Po stronie dochodów 1 544 mln zł, po stronie wydatków 1 618 mln zł. Z punktu widzenia możliwości inwestycyjnych trzeba spojrzeć na współczynniki G pokazujący relację dochodu podatkowego na 1 mieszkańca gminy. Są to środki, którymi władze samorządowe mogą dysponować dowolnie. Według tego wskaźnika Olsztynowi powodzi się całkiem nieźle (wartość ponad 3 tys. zł/osobę). Bardzo blisko nam do Białegostoku, Łodzi, Rzeszowa, Nowego Sącza. Wyprzedzamy między innymi takie miasta jak Bydgoszcz, Toruń, Lublin, Kielce, Radom, Częstochowa, Sosnowic, Zabrze, Chorzów, Tarnów, a Elbląg jest daleko za stolicą regionu.
Włodarze Olsztyna chwalą się niskim zadłużeniem miasta i tym razem mają rację. Rzeczywiście na tle podobnych wielkością miast Olsztyn może sobie pozwolić na znaczący wzrost akcji kredytowej.
Zestawiając te dwa fakty widzimy, że nieustające olsztyńskie „piniendzy nie ma” jest to prostu ściemą świadczącą o lenistwie, nieudolności i minimalizmie władz. Kiedyś Grzymowicz, a teraz Szewczyk powtarza przewrotne i fałszywe pytanie: jeżeli chcecie na to czy na to – np. na stadion – to powiedźcie z czego zabrać? Panie prezydencie jak się umie rządzić, to takich pytań się nie zadaje, tylko poszukuje rozwiązań. Kilka lat temu rozmawiałem na ten temat z jednym z filarów ratuszowej koalicji. Powiedział mi wprost „stadionu nie ma, a my i tak wygrywamy wybory”. To stwierdzenie wszystko wyjaśnia.
W klubie sportowym zmieniają się prezesi, działacze, sponsorzy, pracownicy, trenerzy, zawodnicy. Najważniejsi są jednak kibice, którzy są ze swoim klubem na dobre i na złe. Stomil Olsztyn przez blisko 80 lat swojej historii zgromadził tysiące takich kibiców. Klub i kibice jak każda wspólnota, aby normalnie żyć i rozwijać się potrzebują swojego miejsca, domu – stadionu. Olsztyn tego domu Stomilowi odmawia.
Jerzy Szmit