Olsztyn znów traci. Po likwidacji PKP Cargo Tabor teraz zniknęła dyrekcja Poczty Polskiej. Decyzje o listonoszach i placówkach będą zapadać w Bydgoszczy — mieście, które ledwo radziło sobie w strukturach pocztowych. Warmia i Mazury stają się ofiarą uśmiechniętej centralizacji, która na nasze lokalne potrzeby ma najzwyczajniej „wywalone”.
Olsztyn znów dostaje „po listonoszu”. Tym razem zniknęła dyrekcja Poczty Polskiej, co oznacza, że decyzje o tym, gdzie listonosze mają biegać, a gdzie placówki mają znikać, będą teraz zapadać w… Bydgoszczy. Tak, tej samej Bydgoszczy, która w strukturach pocztowych ledwo zipała. Ale w końcu jakie znaczenie ma to, że olsztyński region przez lata był jednym z najlepiej prosperujących? Ważne, że teraz łatwiej będzie likwidować placówki z odległych wiosek, nie przejmując się realiami Warmii i Mazur.
Bez oszczędności, ale z uśmiechem
Oficjalnie rzecz jasna chodzi o „oszczędności”. Bo przecież lepiej wynająć kilka nowych biur w Bydgoszczy i przenieść tam całą administrację, zamiast korzystać z już działającego systemu w Olsztynie. Oczywiście, że nie ma w tym logiki — ani finansowej, ani organizacyjnej. Ale za to jest sporo uśmiechów. Uśmiechnięta koalicja (czyt. „nie bierzemy za to odpowiedzialności”) twierdzi, że przecież to tylko restrukturyzacja. W praktyce oznacza to chaos, zwolnienia i decyzje podejmowane przez ludzi, którzy nie mają pojęcia o specyfice naszego regionu.
Zarządzanie na odległość
Co Olsztyn stracił? Ośrodek zarządzania, który zatrudniał setki osób. A co zyskaliśmy? Przedsmak tego, jak wygląda zarządzanie z odległego miasta. „Łatwiej będzie zdecydować o zamknięciu placówek w małych miejscowościach, bo przecież nikt tam nie mieszka” — mówi jeden z byłych pracowników. I dodaje: „Teraz decyzje będą zapadać z perspektywy biura, a nie lokalnych realiów. Już widzę, jak Bydgoszcz rozwiązuje nasze problemy.”
Historia lubi się powtarzać
Nie sposób oprzeć się wrażeniu, że cała ta „reorganizacja” ma niewiele wspólnego z logiką. Może to przedsmak wprowadzenia zagranicznych operatorów, o których mówiło się w kuluarach? Może ktoś szykuje ciche otwarcie rynku dla firm, które skutecznie wypchną Pocztę Polską na margines? Jedno jest pewne — region, który jeszcze kilka lat temu święcił triumfy w strukturach pocztowych, dziś jest ignorowany. A wszystko pod płaszczykiem zmian, które mają przynieść „oszczędności”.
Uśmiechnięta zdrada regionu
Wszystko to odbywa się pod czujnym okiem polityków, którzy — jak to często bywa — nie widzą problemu. Bo przecież łatwiej pozować do zdjęć niż odpowiadać za decyzje, które de facto uderzają w mieszkańców. A tych decyzji nie podejmowali kosmici, tylko ludzie z nazwiskami. Co prawda ich odpowiedzialność rozmywa się w kolejnych warstwach administracyjnego bełkotu, ale dla olsztyniaków to jasne: znów jesteśmy pionkiem w grze, której reguły ustalają gdzieś daleko.
Czy Bydgoszcz zarządzi nam przyszłość?
Pozostaje pytanie, co dalej. Czy mamy się cieszyć, że teraz będziemy „zarządzani” przez miasto, które z regionem warmińsko-mazurskim ma tyle wspólnego co suszarka do ryb z Mazurami? Czy mamy się godzić na decyzje, które będą jeszcze bardziej oderwane od rzeczywistości? Na razie możemy liczyć na jedno: że ci sami uśmiechnięci decydenci, którzy zafundowali nam tę farsę, za chwilę znów zaproponują „reorganizację”. Tym razem może Bydgoszcz uzna, że najlepiej będzie zarządzać nami z Warszawy.
Droga ku marginalizacji
Każda taka decyzja to kolejny krok ku marginalizacji Warmii i Mazur. Olsztyn, zamiast rozwijać się jako regionalny lider, staje się tylko punktem na mapie. A wszystko to w imię „oszczędności”, które w praktyce kosztują nas dużo więcej. Pozostaje tylko zapytać: kto będzie następny? Może czas, by zarządzanie lasami przenieść do Łodzi, a rybołówstwem zajął się Kraków? W końcu to też będzie „logiczne”.
Marek Adam